Całe miasto Kos położone jest na ruinach swojego antycznego poprzednika. Trzęsienie ziemi z 23 kwietnia 1933 r., które trwało zaledwie 27 sekund niemal doszczętnie zniszczyło tę część miasta ale przy okazji umożliwiło łatwiejszy dostęp do tych zabytkowych "kupek kamieni"
.
Jednym z najbardziej podkreślanych w przewodnikach miejsc są ruiny
Antycznej Agory. Niby miasto nie jest duże ale mam problem z namierzeniem tego miejsca. Wszystko przez to, że planując zwiedzanie stolicy jako pkt orientacyjny przyjmowałam minaret na głównym placu ... No ale teraz minaretu nie ma
. W efekcie gdzieś tam przez ogrodzenie i krzuny dostrzegam jak mi się zdaje mój cel. Trochę na nogach...trochę na dooopie zjeżdżam z pagórka w antyczne kamienie
....
Niby wszystko było blisko bo ten minaret w oddali to ten obok drzewka Hipokratesa (ale nie ten co miał być moim pkt-em odniesienia) ale ja jakoś kręciłam się w kółko
...
To tyle tych ruin ... szukam następnych
.
Czy już mówiłam, że kręcę się w kółko ? Chyba tu już byłam
...
I znowu ruiny zamku joannitów
...
Ta kolejka na nabrzeżu to chętni na wycieczkę do Turcji ...
Ja spaceruję dalej okrążając ruiny zamku ...
Tutaj również bardzo wyraźnie widać jak silne było to trzęsienie ziemi
...
Wybór nie za specjalny ...
Ale niektórzy klienci nie są za wybredni
...
Porcik w Kos ani ładny ani brzydki ... Taki se ...
Kolejne antyczne miejsce, które podobno powinnam była odwiedzić (wg przewodnika) to
Roman Agora.
Zrobiłam tam
aż jedno zdjęcie
...
Spaceruję dalej ... O wiele bardziej podobają mi się zwykłe uliczki niż miejsca zaznaczone w przewodniku ...
Powoli docieram do tzw. Zachodniej strefy archeologicznej. Tutaj ruinek jest całkiem sporo.... Idealnie więc wkomponowuję się w krajobraz
...
Dosłownie po przeciwnej stronie ulicy jest coś co nawet ma jakiś określony kształt
...
OdeonCiekawska dusza każe wychylić mi się za barierkę ... Niby centrum miasta ... niby zabytki ... A tu - proszę jak swojsko
...
Plusem dodatnim tych dotychczasowych atrakcji jest fakt, że są one bezpłatne. Można się tan kręcić ile dusza zapragnie ...
Kolejna atrakcja/zabytek bezpłatna już nie jest.
Casa Romana. W przewodniku (najwyraźniej baaardzo starym) wstęp kosztował 4 euro. Do Casy
miało być dosłownie kilka kroków i w prawo (tak mnie poinstruowała przemiła zagadnięta pani) . Idę kilka kroków ... Skręcam w prawo .... Ładna aleja ...Trochę inaczej miało to wyglądać
...
Okazuje się, że chyba nie to prawo wybrałam
... To prawo doprowadziło mnie do bramy cmentarza ... Pobytu tam nie miałam w planie ... Jeszcze nie
...
Wycofuję się na główną ulicę i po chwili jestem pod kasą Casy .... 8 euro
! Jako, że z grubsza wiem co mogłabym tam zobaczyć uznaję, że to zdzierstwo i ograniczam się to kilku loooknięć po ogródku
...
I to by było tyle na temat stolicy wyspy. Zaliczone? Zaliczone. I tyle w temacie. Kiedy wracam do samochodu puste rano leżaki w większości już puste nie są ...
Teraz czas na główną jak dla mnie, chociaż nie ostatnią, atrakcję tego dnia. Jadę stać się piękniejszą znacznie
.