Długa zima każdemu dała się we znaki, a nam uniemożliwiła również rozpoczęcie sezonu turystyczno-trekkingowego w kraju (nasze ukochane góry ). W najwyższym stadium rozpaczy i depresji zaczęłam więc szukać jakiejś ciepłej i słonecznej alternatywy. W pierwszy dzień wiosny widząc śnieg za oknem nie wytrzymałam i kliknęłam bilety lotnicze na... Maltę.
Planowany wylot - 16 kwietnia (moje "18-ste urodziny") z Wrocławia, powrót 20 kwietnia.
Bilety lotnicze ok. 560 zł (dla dwóch osób w obie strony), hotel ok. 80 euro (cztery noclegi ze śniadaniami dla dwóch osób - w kwietniu na Malcie jeszcze "zima", więc jak komuś nie zależy na luksusach to da się za kilka euro zarezerwować przyzwoity dwuosobowy pokój).
Spędziliśmy na miejscu w sumie cztery dni i to dla nas był wystarczający czas na zwiedzenie tego niewielkiego kraju), temperatura ok. 25 stopni, lampa non stop, tylko woda w morzu jeszcze zimna (ale nie taki był cel naszej wyprawy, wylegiwać na plaży to się będziemy w Chorwacji).
Spodobała się nam komunikacja na wyspie - autobusy docierają niemal w każde miejsce, kupujesz tygodniowy bilet za 12 euro i jeździsz ile i gdzie chcesz (osobny bilet obowiązuje na sąsiedniej wysepce - Gozo, choć administracyjnie to jedno państwo).
Mieszkaliśmy w jednym z licznych hoteli w miejscowości Bugibba w zatoce św. Pawła. Miejsce to szczególnie nie zachwyca - dla nas była to dobra baza wypadowa w inne części wyspy.
Wystarczyło ok. 20 min. jazdy autobusem i jesteśmy do drugiej stronie wyspy.
Golden Bay:
Ghajn Tuffieha Bay: