Atrakcją Kanału Miłości są niezwykłe formy skalne wbijające się w morze. I to właśnie dla nich warto tutaj przyjechać.
Nie wiem dlaczego przed przyjazdem w to miejsce miałam wrażenie, że jest ono większe. Jednak rzeczywistość okazała się inna i byłam trochę rozczarowana małym rozmiarem tego terenu. Plaża jest mikroskopijna i nie wejdzie tam chyba więcej, jak 30 osób (chyba że będą leżeć jak sardynki w puszce, to wtedy może ich być więcej, ale co to za przyjemność tak leżeć bok w bok).
Na skały można wchodzić, więc ścieżką biegnącą tuż nad plażą udaliśmy się na przechadzkę.
Tablica stojąca przy wejściu na skały informuje, aby nie pływać przy wysokich falach, ale nam to nie grozi, bo raz, że nie ma fal, a dwa, że nie mamy zamiaru się tutaj kąpać.
Nas przywiodła tutaj chęć podziwiania pięknych widoków.
Na skałach się rozdzielamy i każde idzie w swoją stronę. Ja na początku dochodzę do samej krawędzi klifu i spoglądam w dół.
I jeszcze bardziej się wychylam.
Potem patrzę tam, gdzie sięgnę wzrokiem.
Idę dalej. Mimo wczesnej pory jakiś plażowicz już korzysta z uroków słońca. Może to i dobrze, bo później słońce będzie bardziej niebezpieczne.
Waldek już jest na tej skale, którą należy opłynąć, aby spełniła się przepowiednia z legendy osławiającej to miejsce.
Legenda głosi, że jeśli ktoś opłynie tą skałę wokoło, to w ciągu roku znajdzie swoją drugą połówkę. Jeśli zaś czynu tego dokonają pary, to ich miłość będzie wieczna. Zapewne tych wersji legendy jest jeszcze kilka, używanych w zależności od sytuacji.
Ponieważ ja swoją drugą połówkę już mam, to nie zamierzałam pływać wokół skały. A na wspólne pływanie z Waldkiem nie mam co liczyć, więc nasza wieczna miłość musi pozostać pod znakiem zapytania
.