23 kwietnia (sobota) - Na tropie obory
Opisy poprzedniego dnia zajęły dużo miejsca. Najwyższy czas iść dalej z relacją, prosto do obory
Dziś Wielka Sobota. Chcielibyśmy, zgodnie z tradycją, poświęcić gdzieś jajka. Oczywiście własnoręcznie
, bo to obcy Czechom zwyczaj. W naszym pensjonacie od dzisiaj jajka będą nam towarzyszyć codziennie, dziś na śniadanie w sadzonej postaci
Śniadanko znowu pyszne, zjedzone w towarzystwie jednego z kotów, który próbował wkupić się w nasze łaski, robiąc miny kotka ze "Shreka" i kombinując, jak wdrapać się nam na kolana...
Plan na dzisiaj zakłada wycieczkę do miejscowości Žleby i zwiedzanie tamtejszego zamku oraz pobliskiej obory
Lidia K już zdemaskowała tajemniczą oborę, ale jeśli ktoś nie doczytał
, to powiem jeszcze raz, że chodzi o zwierzyniec, park z dzikimi zwierzętami. Chodzi nam głównie o to, by zobaczyć hodowane w tych okolicach białe jelenie.
Po drodze chcemy spróbować poświęcić pokarmy w naszym koszyczku. Niestety wszystkie kościoły, które mijamy po drodze, są zamknięte
Trudno! To i tak byłoby "oszukane święcenie"
Dojeżdżamy do miejscowości Žleby, zostawiamy Fabiaka na dużym parkingu. Liczba aut świadczy o tym, że jest tu coś ciekawego do zobaczenia. Zmierzamy w stronę zamku:
Jest to pierwotnie gotycki gród szlachty z Lichtenburgu z 1289 roku, odbudowany po zniszczeniach dokonanych przez husytów w pierwszej połowie XV wieku, poddany przeróbkom w stylu renesansowym i barokowym. Swoje obecne oblicze zawdzięcza przebudowie zrealizowanej w latach 1849-68 przez Karola Wincentego Auersperga według wzorów angielskich.
Całkiem ładne i romantyczne miejsce:
Zamek nieco przypomina mi ten w
Mosznej na Opolszczyźnie.
Do środka nie wchodzimy, bo jest tylko opcja zwiedzania z przewodnikiem, a jakoś nie mamy dzisiaj ochoty na długie wykłady
Zamiast tego siadamy na ławce przed zamkiem i kontemplujemy widoki, jedząc lody. W końcu podobno są z nas zmrzlinove potworki
Dzisiaj w ogóle jesteśmy strasznie leniwi. Nie bardzo chce nam się ruszać, chodzić, o dziwo nawet mnie nie chce się zwiedzać
Ale trudno się dziwić - Praga dała nam popalić! Czuję ją w nogach, a porządne zakwasy będę miała dopiero jutro
Nieśpiesznie zbieramy się więc i powłócząc nogami, idziemy w kierunku, który zaciekawił mnie, go szliśmy na zamkowy dziedziniec. Minęliśmy wtedy taką tabliczkę:
Podążamy teraz we wskazanym kierunku przez piękny park, podziwiając zamek, który zostawiliśmy za plecami:
Chichoczemy pod nosem, że idziemy oglądać oborę, bo my biedne "miastowe dzieci" i nigdy krowy nie widzieliśmy
Jest wyraźny znak, że dobrze idziemy:
Po drodze mijamy mini wodospad:
Wreszcie dochodzimy do bramy, na której jest informacja, że do maja wstęp wolny, tzn. co łaska (obok znajduje się skrzynka na datki przeznaczone na rzecz zwierzyńca). Od maja zaczynają się pokazy ptaków drapieżnych, więc wtedy też wstęp na teren obory drożeje. Szkoda, że nie załapaliśmy się na ptasie loty. Ale widzieliśmy je w Leśnym Parku Niespodzianek w Ustroniu, więc jakoś przeżyjemy.
Spacerujemy po pięknym terenie:
Zwierzęta niestety schowały się przed nami, np. wyjątkowo leniwe dziki
:
Chociaż może trudno im się dziwić, jest coraz goręcej, my też najchętniej położylibyśmy się (a przynajmniej posiedzielibyśmy) przed naszym pensjonatem. Ta wizja staje się bardzo kusząca, myślimy o tym coraz poważniej
Ale skoro już tu przyjechaliśmy, trzeba zobaczyć zwierzyniec oborą zwany
Jelenie albinosy rozczarowuję nas. Jest ich niewiele i wyglądają marnie, może dlatego, że nie ma wśród nich samca z imponującym porożem:
W jednej z zagród wypatrujemy muflona:
Poza tym w parku są jakieś indyki, kaczki i inne ptactwo. Powinny być wydry, ale widocznie gdzieś sobie poszły
Na ptaki drapieżne, tak jak napisałam, jeszcze nie sezon
Tak więc niewiele tych zwierząt w oborze. Nie dziwi mnie już, że nie kasują za wstęp.
Niedaleko stąd, w miejscowości Žehušice, jest większa obora, z dużą liczbą białych jeleni, ale dzisiaj już nie chce nam się oglądać drugiego zwierzyńca. Zostawiamy go sobie "na kiedyś". Powoli zmierzamy w stronę parkingu, przechodząc przez ładny park otaczający zamek:
Udaje nam się wypatrzeć ślicznego ptaszka:
Może ktoś wie, co to za jeden, bo ze mnie niestety żaden ornitolog.
Wracamy do Kutnej Hory, do naszego pensjonatu. Siadamy przy stoliku przed domem, wystawiamy blade twarze i odsłonięte ręce i nogi do słońca, racząc się pysznym piwkiem Dačický
Wieczór spędzamy na kutnohorskiej starówce. Ale o tym w następnym odcinku