Cześć, Longtom. Cieszę się, że zostajesz. Bardzo fajny namiot
3 czerwca - czwartek, ciąg dalszy
Dzień trochę pochmurny, wieczorem zapowiadali opady. Może i powinno się zaczynać "urlop" od rekonesansu najbliższej okolicy, ale nie będziemy siedzieć w namiocie lub przed nim, jak będzie lało. Trza jechać tam, gdzie deszcz mniej straszny.
- Może pojedziemy do Brna, Kochanie - słodko się uśmiecham do Męża
Minę ma taką, jakbym chciała jechać stąd co najmniej do Cro, a nie jakieś głupie 20 kilometrów. Ale dzielnie mówi, że ok, możemy jechać, przynajmniej będziemy mieli to Brno z głowy
Jest to jakieś podejście
Może i jestem bez serca, bo dopiero co przyjechaliśmy i się rozbiliśmy... Ale ostatecznie Mąż nie narzekał.
Pierwsze wrażenie z Brna - koszmarek komunikacyjny. No niestety, ruch tam mają fatalnie rozwiązany. Na światłach stoją absolutnie wszyscy, na wszystkich pasach, no i piesi też oczywiście. A potem, w jednej chwili, wszyscy jadą. O oznakowaniu już nie wspomnę...
Drugie wrażenie (jak już wysiedliśmy i zostawiliśmy Fabiaka-rumaka bezpiecznego na parkingu strzeżonym) - całkiem ładne miasto! Główne arterie przestronne, ładne, odnowione budynki. Od razu pojawiło mi się skojarzenie z Budapesztem. (Też tak mieliście?) Pewnie nic dziwnego, takie budownictwo austro-węgierskie.
Podobał mi się np. budynek teatru:
Trzecie wrażenie - staróweczka całkiem, całkiem. Przyjemne wąskie, strome uliczki, o np. takie:
Plączemy się uliczkami, docieramy na Namesti Svobody (czyli Plac Wolności), cuś w rodzaju rynku:
Jeździ tam tramwaj. Ale trzeba uważać, bo pomyka sobie bezszelestnie. A wszystko to dzięki kauczukowym wytłumieniom pod szynami:
Po jakimś czasie głodniejemy i idziemy na chyba najczęściej wybierane przez Polaków czeskie "danie", czyli smažený sýr s hranolkami a tatarskou omáčkou
(Tam też piję tmave Starobrno ze zdjęcia
) Wielkość porcji przerasta nasze możliwości... Ale jakoś dajemy radę
Po jedzonku kombinujemy, czy by nie pojechać nad Brneńską Prehradę (jeziorko za miastem), żeby poszukać Jožina. Ale robi się już późno, a chmur przybywa...
Chcemy więc jeszcze zdążyć wdrapać się na wzgórze zamkowe. Zamek Špilberk kusi nas już od wjazdu do miasta.
Podejście nawet dosyć mozolne
Ten wyjazd jest zdecydowanie niegórski, więc to było jedno z bardziej stromych podejść
Brama wejściowa:
Na dziedzińcu zewnętrznym, widok na "serce zamku":
Inne widoki:
Mamy jakieś pół godziny na spacer po wzgórzu, bo o 18:00 zamykają i pewnie nas pogonią.
Zresztą zaczyna kropić deszcz. Chowam aparat i powoli się ewakuujemy, również z miasta.
Byliśmy w Brnie zdecydowanie za krótko. Nie widzieliśmy np. Katedry św. Piotra i Pawła. Ale jestem pewna, że wrócimy tam i, przy lepszej pogodzie, rozglądniemy się uważniej
Koło 20:00 wracamy na camping. Dzień kończymy w campingowym barze "U sudeho vlka". A oto i vlk we własnej wilczej osobie
:
No dobra, wilk i ja
Noc jest dosyć ciepła. Błogosławione chmury
Jutro od rana będzie słonecznie, co oznacza, że wieczorem będę narzekać na zimno.... Ale o tym w następnych odcinkach