7 czerwca - poniedziałek
Dzisiaj niestety opuszczamy Morawy. Wyjątkowo nie budzi nas słońce i duchota, tylko delikatne stukanie deszczu o tropik. No, fajnie, jak my się teraz zwiniemy? Na szczęście po chwili przestaje padać. Pakujemy się w pośpiechu, żeby z wiszących nad nami chmur nic nie spadło.
W pośpiechu to znaczy, że wyjeżdżamy w południe
Po drodze chcemy jeszcze zobaczyć kilka atrakcji Morawskiego Krasu, przynajmniej z zewnątrz.
Zatrzymujemy się w Ostrovie u Macochy. Tu znajduje się Jaskinia Balcarka:
Samochód załadowany po dach, więc tylko kręcimy się przed wejściem do jaskini, oglądając skałki i czytając tablice informacyjne:
Coś sobie przecież musimy zostawić na następny raz, bo wiemy, że chcemy wrócić na piękne Morawy. W czasie tej wyprawy zwiedzaliśmy co prawda tylko jedną jaskinię, ale za to najatrakcyjniejszą.
Jedziemy dalej. W miejscowości Sloup znajdują się jaskinie sloupsko-šošůvskie. Oglądamy z bliska jedną z komór:
Znajduje się tu ciekawa forma naciekowa - świecznik (wizytówka jaskiń). Ale zobaczymy go też następnym razem
Wejście jest kawałek dalej, przy "samotnej skale", bardzo fotogenicznej zresztą
:
A jeszcze dalej jest zimny stadion, czyli lodowisko. (Teraz oczywiście nieczynne.) Trzeba przyznać, że znajduje się w pięknym otoczeniu:
Powyżej lodowiska skałkowy raj dla wspinaczy. Na ścianie dostrzegam... Nie, nie, to nie Jožin, ale może nasz Kamil - Zawodowiec ?
Na zdjęciu poniżej widok ogólny (mała "mróweczka" po prawej to wspinacz):
I zbliżenie "łojącego" Kamila - nie-Kamila
:
Przy okazji, pozdrawiam Cię, Kamilu
Pora wracać, niestety. Jeszcze tylko obiad zjedzony w knajpce w Jedovnicach (musimy wrócić, skąd dzisiaj wyjechaliśmy) i zakupy w Albercie, a potem wjeżdżamy na autostradę i tak do samego Bohumina, czyli do granicy. Koło 18:00 dojeżdżamy do Gliwic.
Tak kończy się nasz długi (a nawet przedłużony jeszcze
) bożocielny weekend. Morawy to ciekawa kraina, warta uwagi. Chciałabym tu kiedyś przyjechać z rowerami. Myślę, że wtedy zobaczylibyśmy więcej ciekawych miejsc, bo ścieżek rowerowych w tej okolicy (jak i w całych Czechach) jest bardzo dużo.
Cele wyjazdu zostały osiągnięte: znaleźliśmy Jožina i ochrzciliśmy kajak
Jestem więc bardzo zadowolona. A do tego wszystkiego wypiliśmy trochę pysznego czeskiego piwa, którego ostatnie butelki jeszcze dopijamy wieczorami...
Dziękuję wszystkim czytającym (aktywnym i uśpionym
) za zainteresowanie, komentarze i doping
Długo ode mnie nie odpoczniecie, bo za ponad miesiąc znowu zacznę nadawać
Oczywiście o Chorwacji
Pozdrawiam serdecznie,
Maslinka