Pora wyjaśnić zagadkę tajemniczych (mniej lub bardziej
) 78%...
27 stycznia (czwartek) - Część pierwsza: Ponownie Penken
Wracamy do ośrodka, w którym byliśmy w poniedziałek, czyli do Penken.
(Dla przypomnienia
mapa Zillertal 3000, czyli m.in. ośrodków Penken, Rastkogel i Ahorn, bo te akurat dzisiaj będą nas interesować.)
Mamy tam przecież coś do zrobienia. Chodzi oczywiście o zjazd najbardziej stromą trasą w Austrii, czyli słynnym Harakiri.
78% to nic innego jak średnie nachylenie stoku na całej czarnej trasie nr 18. Z tym, że w najbardziej stromych miejscach, na tzw. "ściance" jest tam 100%, a nawet i więcej.
Nachylenie podaje się oczywiście również w stopniach. (100% to 45 stopni.) Sądzę, że w niektórych momentach mogło być nawet i 60 stopni.
(Pewnie zaraz zacznie się dyskusja, czy 100% to 45 stopni czy 90 stopni
)
W każdym razie "ścianka" jest podobno bardziej stroma niż zeskok skoczni narciarskiej.
Zdjęcia nie oddadzą tego nachylenia. Trzeba to zobaczyć i przeżyć na własnej skórze, poczuć jak ona cierpnie na całym ciele, a potem odważyć się i ruszyć w dół... No może nie w dół, bo mało kto zjeżdża w dół na Harakiri, raczej w bok, czyli w poprzek stoku
Podobno każdy zjazd, nie ważne jak, byle na nartach
, jest wielkim sukcesem. I muszę się tu pochwalić, że udał mi się ten wyczyn
Zjechałam na nartach i na nogach, nie na innej części ciała, z czego jestem bardzo dumna
Ale po kolei. Żeby dostać się na Penken, tym razem korzystamy z kolejki gondolowej Penkenbahn. Jazda małym wagonikiem zawieszonym wysoko (ok. 100 metrów) nad miastem jest sporym przeżyciem.
Tego zdjęcia też nie oddadzą (zwłaszcza, że szyby były porysowane), ale spróbujmy:
Rano, tradycyjnie, pochmurno. Ale może to i lepiej, będzie nam mniej gorąco podczas zjazdu na Harakiri
Zanim pojedziemy zmierzyć się z naszym przeznaczeniem (:wink:), trenujemy na innej czarnej trasie - "siedemnastce", czyli Devil's Run.
A potem obowiązkowa sesja zdjęciowa przed tablicą z ostrzeżeniem:
Żeby nie było, że nie wiemy, na co się piszemy
Pojechaliśmy w trójkę, z moim mężem i z mężem Roxi. Sama Roxi "zaliczyła" Harakiri 2 lata temu i stwierdziła, że raz wystarczy
Umówiliśmy się, że zjeżdżamy po kolei, tak, żeby mieć swobodę jazdy od prawej do lewej i nie czuć na plecach czyjegoś oddechu
Na pierwszy ogień poszedł mój Ł.:
Szło mu całkiem nieźle, aż w końcu... usiadł. Po prostu stok mu się skończył
Siedzi i siedzi, więc stwierdziłam, że mogę już zacząć zjeżdżać, bo inaczej postoję sobie na górze z pół godziny. Dojechałam (jakby to ładnie powiedzieć językiem "górskich łazików", do których lubię się nieśmiało zaliczać: trawersując stok
) do miejsca, gdzie z boku trasy siedział mój mąż.
- Aga, siadaj, siadaj, dalej nie dasz rady - mówi do mnie.
Ale ja twarda jestem. Zsunęłam się odrobinę w najbardziej pionowym miejscu, jakie w życiu widziałam, a następnie wykonałam heroiczny wysiłek (przede wszystkim psychiczny!) i odwróciłam się w drugą stronę. Potem już jakoś poszło i mogłam odetchnąć.
Hurrra! Udało się! Pokonałam najbardziej stromy odcinek harakiri!
Wybaczcie, że się tak chwalę swoim sukcesem, ale było to dla mnie wielkie przeżycie i osiągnięcie
Odwróciłam się, żeby zobaczyć jak pójdzie W. - mężowi Roxi. Niestety zobaczyłam już tylko toczącą się w dół "kulę śnieżną" gubiącą po drodze narty i kijki
O dziwo stało się tak, że W. jeżdżący najlepiej z nas wszystkich, chciał zjechać "ładnie". No i zjechał ładnie, metodą kuli śnieżnej
Ale jak mówiła moja matematyczka z liceum: "Każdy sposób dobry, jest dobry"
Tutaj trochę widać koniec "lotu" śnieżnej kuli
:
Po Harakiri trzeba trochę odsapnąć. Odpoczywać będziemy w kolejce linowej 150er-Tux:
Nazwa kolejki oznacza liczbę ludzi, która się do niej mieści.
Po wjechaniu kolejką znaleźliśmy się w ośrodku Rastkogel:
i zjechaliśmy czerwoną trasą nr 16 do... baru
:
Harakiri widziane z ławeczki przed knajpką (to ten stok po lewej
):
Pogoda, tradycyjnie, zaczęła się poprawiać:
Pojechaliśmy jeszcze pozjeżdżać sobie slalomem
:
po czym zaczęliśmy zmierzać w kierunku górnej stacji Penkenbahn.
Chcieliśmy jeszcze dzisiaj odwiedzić jeden ciekawy ośrodek, znajdujący się naprzeciwko Ahorn.
Ale o tym, co ciekawego zobaczyliśmy w Ahornie, w następnym odcinku
Oj, był to zdecydowanie dzień pełen wrażeń!