Trochę przekornie, bo z wywołanego właśnie zauroczenia Chorwacją (do której to wybieramy się z mężem już niebawem (!), a której oczy moje jeszcze na żywo nie miały okazji zobaczyć, tylko na zdjęciach przewodników różnej maści, bądź fotografiach zacnych bywalców tegoż forum) zrodziła się myśl by opisać wspomnienia z ubiegłorocznej już (16 sierpnia mija rok od wkroczenia na cudowną norweską ziemię!) dwutygodniowej wyprawy do Norwegii.
Długo wyczekiwany urlop zwykle spędzaliśmy do tej pory gdzieś gdzie ciepło i słonecznie. I ze słońcem właśnie zwykliśmy kojarzyć sezon urlopowy. Ale każde z nas, jeszcze zanim się poznaliśmy, sporządzało w głowie listę miejsc, które pragnie zobaczyć/zwiedzić/odwiedzić. Na samej górze, w pierwszej dziesiątce....no dobra...na pierwszym miejscu była ona...kraina przestrzeni, dynamicznie zmieniających się krajobrazów, z których żaden piękniejszy od poprzedniego, bo wszystkie równie zapierające dech w piersiach....kraina gór i równin, kraina fiordów...Norwegia. Jeszcze w listopadzie 2010 podjęliśmy decyzję – jedziemy w podróż naszych marzeń! Jedziemy do Norwegii!!! Z uwagi na mój zawód i możliwość wakacji w terminie od lipca do października, zaplanowaliśmy, że w pogoń za marzeniami wybierzemy się w sierpniu 2011.
Od listopada do sierpnia spędziliśmy długie godziny (ale jakże przyjemne!!! Doskonale wiecie przecież jak cudownie jest planować podróż i żyć nią nim jeszcze się rozpocznie!) na czytaniu przewodników, relacji, oczy wypatrzyliśmy oglądając setki... tysięce, możliwe, że setki tysięcy zdjęć (choć każde z nas już przecież naoglądało się ich jeszcze zanim marzenie zdawało się możliwym do spełnienia). Potem, im bliżej sierpnia, Norwegia stała się prawdziwą obsesją, która się sniła, marzyła i była non stop w naszym codziennym życiu, bo przecież trzeba wybrać/zarezerwować/potwierdzić/zapłacić noclegi, kupić namiot (jakoże część wyjazdu zamierzaliśmy spędzić w podróży (wtedy namiot), każdego dnia przemierzając kilkadziesiąt-kilkaset km, a kolejną część już mając bazę wypadową w postaci uroczego domku z widokiem na fiord), ciepłe śpiwory (sierpień bywa już chłodny, szczególnie w nocy) i resztę osprzętu ‘biwakowego’ itd itp.
I w końcu nadszedł upragniony dzień podróży. Autko już gotowe, zapakowane po brzegi, plan podróży ułożony, mapy zakupione/podrukowane, a głowy pełne wyobrażeń zbudowanych na podstawie przeczytanych relacji, pooglądanych zdjęć, czy nasza Norwegia będzie taka jak ją sobie wyobrażamy?
wkrótce napiszę więcej i oczywiście będę ilustrować detalami praktycznymi oraz fotografiami, jeśli oczywiście ktoś będzie miał ochotę czytać...
dobrej nocy