25.10.2018, czwartek, dzień 2 c.d. Zza szyby samochodu wypatruję jakąś wieżę, to podjeżdżamy…jest nawet spory parking, ale do samej
weneckiej wieży z XVI w. nie da się podejść…
Podobno jest z niej ładny widok na przylądek Kiti i góry Troodos, ale nie udało mi się tego sprawdzić…
Wieża wraz z innymi pobliskimi tworzyła łańcuch fortów, które umożliwiły administracji weneckiej Cypru kontrolowanie ruchu wzdłuż wybrzeża, zwłaszcza obszaru Słonego Jeziora i, co ważne, obronę wyspy przed obcym atakiem, co niestety i tak nie uchroniło przed tureckim atakiem… Co ciekawe w wieży nie ma otworu drzwiowego ani okiennego na parterze, a do wieży wchodziło się przez okienko na górnej kondygnacji przy użyciu drabiny…. Pod wieżą jest cysterna na wodę, która zapewniała okolicznym mieszkańcom stały zapas…
Nad wejściem do wieży (okienkiem) są 3 herby: pośrodku uskrzydlony lew św. Marka (symbol Republiki Weneckiej), po lewej herb Zuana Mattio Bembo, generalnego inspektora Cypru, który zlecił budowę wieży, a po prawej herb cypryjskiej rodziny Marino Gradenigo Luogotenente (porucznik).
Wrzucam jeszcze zdjęcie w szerszym kadrze
źródło Jedziemy.
Nasz kolejny cel chciałam już odwiedzić przy poprzedniej wizycie, ale się nie udało, nie mogliśmy go zlokalizować w terenie, ale teraz bez problemu trafiamy do celu, a jest nim
akwedukt Kamares Akwedukt pochodzi z XVIII wieku, a jego nazwa pochodzi od greckiego słowa
Kamares czyli łuki i idealnie pasuje do budowli. Inna nazwa to akwedukt Bekira Paszy czyli tureckiego gubernatora-fundatora. Akwedukt dostarczał do Larnaki wodę ze źródła oddalonego od miasta o 10 km. Akwedukt przestał spełniać swoją rolę w 1939 roku, kiedy zaczęto wykorzystywać nowoczesną kanalizację.
Akwedukt jest długi, choć na zdjęciach sprawia wrażenie większego niż jest w rzeczywistości…
Co mi się bardzo podoba to możliwość podejścia do szczytu akweduktu i obejrzenia z bliska rynny, którą transportowano do miasta wodę
…
Teren dookoła akweduktu jest porządkowany i budowane są kładki. Brakuje tylko ławeczek, ale wiem, że dziś już one są zamontowane, a akwedukt jest podświetlany…
To teraz wracamy już do apartamentu.
Po drodze ustalamy, że trzeba podejść do plaży Mackenzie i może trafimy na lądujące samoloty. Po szybkim oszacowaniu dystansu, decydujemy się podjechać od razu na plażę. Przy plaży jest parking, w większości płatny, ale już jest bliżej wieczora, więc gdzieś z boku parkujemy za free. Na plaży pustki, kilka osób spaceruje. Mamy szczęście i trafiamy na nadlatujący samolot….
Zdjęcia nie oddają efektu, jak samolot jest tuż nad głową….
Wieczorem jeszcze jakieś zakupy, potem piekę kasztany
(nie zauważyłam, aby na ulicy można było kupić) i odpoczynek na balkonie z widokiem na Słone Jezioro.