piter83pl napisał(a):Nie wiem czy jechaliście też przez Jablanice (...)
Jablanicę zaliczyliśmy w drodze powrotnej ale z widokami było kiepsko. Co do campingów, to rzeczywiście cieniutko - zauważyliśmy jedynie koło Jajce.
"Pontoniarze" wybaczcie - to co Was interesuje to jednak od czwartego odc.
3. Wyspa
Szymek wytrzepuje nas z namiotu przed 6:00 - śmieje się, że z nas pewnie mrożonki bo na termometrze tylko 8 st. Dziwne ale wokół dalej idealna cisza; nic nie gdacze, beczy, szczeka, wieś widmo? Zwijamy się błyskawicznie i dalej - kierunek Makarska. Rześki poranek odsłania piękne panoramy chorwackich gór a w niecałe pół godzinki mamy już pod stopami Adriatyk. Jest wspaniale. Makarska jeszcze pustawa, czekając na otwarcie kantoru spacerujemy po nabrzeżu i okolicznych uliczkach, aż wreszcie po 7:00 załatwiamy sprawę i jedziemy do Drvenika.
zapowiada się piękny dzień
wreszcie Adriatyk mamy u stóp
Makarska jeszcze w cieniu
Widoki z Jadranki oczywiście bajeczne. Uwielbiam chorwackie wioski rozsiane na zboczach domki z czerwoną dachówką i smukłe wieżyczki kościołów. Prom ucieka nam sprzed nosa ale za to jest czas na śniadanko. Biesiada od razu przyciąga gości - pojawia się rudy kotek i mewy nie gardzące skromnym poczęstunkiem.
Na południu piętrzą się wyniosłe góry Peljesaca, na zachodzie już tylko wąska cieśnina oddziela nas od Hvaru.
a nasz Hvar tuż, tuż
Peliesac wygląda trochę groźnie
rudy gość
Wkrótce prom niesie nas do tej wymarzonej wyspy, czas skonfrontować wyobrażenia wyrysowane podczas wielogodzinnych penetracji na cro-forum z rzeczywistością. Droga z Sucuraju przekonuje mnie, że forumowcom trzeba wierzyć. Tu o zrelaksowaniu się nie ma co marzyć, bardzo wąsko, a w miejscu pobocza albo metrowy uskok i dalej skarpa szybko sprowadzająca do poziomu morza, albo /z drugiej strony/ najczęściej skalna chropowata banda. Nie widać jednak by miejscowi kierowcy się tym przejmowali, wręcz odnoszę wrażenie, że wpakowałem się na jakieś OS-y podczas zawodów. Liczne "blizny" na ich samochodach odbierają nadzieję, że tu dobra materialne są w poszanowaniu. Co gorsze znów mam za plecami tubylca w dostawczaku, a chcąc pokazać, że Polacy nie gorsi i szarżować potrafią, trochę pociskam na pedał. Na szczęście moje aniołki szybko wybijają mi z głowy te ułańskie fantazje. Szymek z twarzą na bocznej szybie co rusz ostrzega masz 10 cm do krawędzi, zwariowałeś, puść szaleńca, Witek mając widoczność ograniczoną tylko do prawej strony /czyli urwiska/ spokojnie dodaje: dajcie znać czy my jedziemy, czy już lecimy. Za chwilę z przeciwka elegancka Toyota na włoskich numerach z dyndającym lusterkiem... o nie - zwalniam, składam moje i już mnie nie obchodzi co za plecami.
Spocony /czyżby klimatyzacja siadła?/ dojeżdżam do Jelsy i tu ulga - prawie autostrada. Wreszcie można się porozglądać. Tak, to jest TO, dla tych widoków warto gnać blisko 1 500km. Z tunelu wypadamy na południe wyspy, jesteśmy wysoko więc i horyzont rozległy, lekko z tyłu przyćmiona mgiełką odległa Korcula, bliżej wypiętrza się Vis i wreszcie tuż przed nami płaskie i postrzępione jak zielony kleks Pakleni Otoci. Po paru minutach ukazuje się miasteczko Hvar z dominującą nad nim twierdzą Spanjol i wreszcie 4 kilometry dalej nasz kemping.
promem bliżej
na krawędzi
tu już szeroooko
Hvar na Hvarze