KONIEC Mocno ten Gulasz przeterminowany, ale jak się powiedziało A,B,C itd., to trzeba też powiedzieć Z
i zakończyć opowieść o ostatnich przedcovidowych wakacjach.
W poprzednim odcinku opisałam zaskakującą wizytę w zamku Bizeljsko i spotkanie z jego przeuroczym właścicielem - kustoszem, teraz pora wracać do Polski.
A jeśli wracać, to jak zwykle w moim stylu -
polaco Wracając z Bizeljska do Brežic ponownie żegnamy się z rodzinną winnicą i wujkiem Jože - ostatnie spojrzenie na stok...
I ponownie obiecujemy sobie spotkać się za rok - jak wiadomo, nie doszło to do skutku.
W okolicy winnicy takie klimaty...
...i takie z Jezuskami ...
Chętnie bym się "wytarzała" na tych łąkach i w kolejnych winnicach, ale nadchodzi wieczór i naprawdę, zaprawdę naprawdę trzeba wykazać się rozsądkiem
i udać na spoczynek - aby z rana wyruszyć do domu.
Spoczynek zaplanowany jest w jedynym wolnym pokoju hotelowym w miasteczku - w hotelu "Splavar" (
splavar - flisak, ktoś pływający tratwą, pontonem, wioślarz), bowiem w Brežicach odbywa się jakaś konferencja z udziałem naukowców medycznych z różnych stron świata (czyżby szykowali się na pandemię?
) i nie ma nigdzie wolnych miejsc noclegowych.
Mały hotelik, na głównej promenadzie, jest przeuroczy - ma przytulne pokoje w stylu rustykalnym, w cenie jest śniadanie, a wchodzi się do niego przez pub z fajną atmosferą i stolikami na zewnątrz.
Po zameldowaniu się zapada zmrok, ale o godzinie 20-tej Brežice wciąż tętnią życiem - za przyczyną lokalnej młodzieży (ale też uczestników konferencji), więc nie odmawiamy sobie małego wina w ten wciąż gorący wieczór (październikowy już).
Przy okazji czynię obserwacje - wspomniani młodzi ludzie w knajpkach są bardzo kulturalni, nie czynią hałasu, by nie przeszkadzać lokatorom kamienic, nikt się nie wydziera , nie śpiewa głośno , nie tłucze szkła.
Rano czeka na nas szczodry bufet śniadaniowy - ku mojej uciesze, dostaję nareszcie żytnie, oraz wieloziarniste pieczywo, którego brakowało mi w Chorwacji ( moja słoweńska rodzina także preferuje białe, nadmuchane wypieki).
Wybieram opcję prozdrowotną - za wcześnie dla mnie na duże śniadanie, a te sery, wędliny i salami na moim talerzu to materiał na kanapki na drogę
, które bez żenady preparuję i zawijam w serwetki
Decyduję, aby nie jechać autostradą ( moja skłonność do prokrastynacji jak zwykle się odzywa
), tylko zobaczyć trochę słoweńskiego interioru. Jedziemy zwykłą drogą na Celje.
Po drodze było parę fajnych "momentów" krajobrazowych i spektakularnych sytuacji - np. gdy na małym kamiennym mosteczku wśród gór mijały się tiry i nawet składanie lusterek nie rozwiązywało problemu
, ale wtedy walczyłam z baterią i zapchaną pamięcią telefonu.
Tak sobie jedziemy 40 km/h... w porywach, bo na większości trasy to 20
Aż dojeżdżamy do...
Tu robią browarek
Następny etap.
Celje to duża i ładna miejscowość, z okna samochodu widzę, że bardzo zadbana - jak wszystko w Słowenii, ale nie robimy przystanku.
A stamtąd mkniemy już na Maribor...
I na autostradzie przypominamy sobie,... że przecież jedziemy na oponie "dojazdówce"
, która pozwala na rozwinięcie prędkości do 80 km na godzinę
Z początku ostrożnie, potem coraz bardziej śmiało - 120? - da się.
Małżonek łapie kryzys za Graz, więc zmieniam go za kierownicą, choć nie cierpię tego odcinka trasy, i jadę bez postoju do Mikulova - pozwoliłam sobie na 130 km/h - te dojazdówki jednak wiele mogą znieść.
I tutaj przerwa na godzinę.
Kolumna morowa...kiedyś opisałam, w którejś z relacji, znaczenie tych rzeźb na Morawach, ale i w innych częściach Europy - kolumny morowe stawiano już w średniowieczu w trakcie epidemii - by uprosić ich koniec, albo zaraz po - jako podziękowanie za przetrwanie.
Ciekawe jaką formę upamiętnienia znajdą corona i covid?
Ale wtedy w ogóle nie przypuszczałam, że kiedyś będę taką kwestię rozważać
.
Jako spracowany kierowca zasłużyłam na małe piwo w knajpce pod kolumną morową
I powrót do auta. Po drodze widzę miłą scenę.
Chłopiec wracający ze szkoły przysiadł do pianina, które widzę w tej bramie od lat, i ćwiczy gamy
Wpadam na chwilę do sklepu pt. "mydło i powidło", aby kupić płyny na resztę trasy.
Teraz ja przysypiam i budzę się przed czesko-polską granicą.
Wiem, że jesteśmy już blisko ojczyzny, bo pierwsze co zobaczyłam, to ...
A potem już zwykłe widoki , które normalnie pogrążyłyby mnie w rozpaczy...
... ale miałam coś w zanadrzu
- wiedziałam, że niedługo po powrocie czeka mnie wspaniała wyprawa w piękne miejsce, więc było dużo lżej na duszy
Październik 2019 roku w Polsce był ciepły i przecudowny, chciało się żyć
Zwłaszcza z takimi zapasami dobra...
Kasztany z lasu otaczającego słoweńską winnicę - można je mrozić i prażyć w piekarniku w zimne, jesienne wieczory.
I wędzonka od kasztelana z zamku Bizeljsko - wygląda bardzo niezdrowo, ale pokrojona w cieniutkie plasterki jest doskonałą przekąską do cvička, jak też dodatkiem do ciekawych potraw.
Jedna dziesiąta kamiennych plonów
Jeden z tych egzemplarzy do dzisiaj służy za mydelniczkę
Cóż...mimozami jesień się zaczyna...wakacji nadszedł kres
Miałam napisać podsumowanie.
Ale serwer Cro.pl zaraz wejdzie w tryb konserwacji, czy jakoś tak
Dziękuję Czytającym za obecność w tej grubo przeciągniętej relacji
P.S. Ależ mi się smutno zrobiło