Epepa I dobrze wiem, co masz na myśli pisząc, że puste miasteczka lubisz w czasie popołudniowej sjesty. Mnie pustkami zaskoczył trochę Ston. Wiedziałam, że nie jest to jakaś metropolia czy tętniący życiem wakacyjny kurort, ale czytałam o licznych restauracjach, które serwują owoce morza, stąd też miałam nadzieję, że wieczorem będzie się tam toczyło jakieś życie. Tymczasem okazało się, że około godziny 18 byliśmy jedynymi osobami w miasteczku, było ciemno i po ulicach hulał wiatr.
Wielokrotnie byliśmy w Stonie i trafialiśmy na różne sytuacje, ale knajpy wieczorami były zapchane.
Zwłaszcza w weekendy, gdy oprócz zagranicznych gości wpadają tam Chorwaci z Dubrownika i okolic by najeść się owoców morza.
Jeśli jednak znalazłaś się tam już w czasie pandemii, to rozumiem,że mogło być mniej turystów - zwłaszcza tych z Azji, którzy jadą tam zobaczyć mały "chiński" mur.
Primošten też widziałam w kilku różnych odsłonach - kiedyś pod koniec września jedliśmy tam kolację na pustej rivie i ledwo ją dokończyliśmy, bo o 22iej zrobiło się nagle ...11 stopni C i trzeba było uciekać pod koc do miejscówki
HabaneroJak jest smacznie i dobry serwis, do tego ceny rozsądne, to wracamy i zostajemy stałymi klientami
Pewnie słusznie stawiasz sprawę - jak kogoś nosi po różnych miejscach , to nie raz wtopę można zaliczyć
Odcinek 18 - SmokvicaKolejnego dnia rano stwierdzam, że nie pomyśleliśmy o zaopatrzeniu się w pieczywo na śniadanie.
Właśnie mam udać się do jakiejś pekary, gdy do drzwi apartmana puka nasza gospodyni Marija i pyta, czy na czas pobytu nie chcemy wykupić u niej śniadań - cena - 5 EUR za dwie osoby.
Zgadzamy się bez namysłu - cena atrakcyjna i zaoszczędzi nam to czas, którego mamy już tak mało, by choć pobieżnie obejrzeć wyspę.
Śniadania serwowane są na tarasie naszych gospodarzy...
... z takim pastelowym pogledem...
Jesteśmy oszołomieni szczodrością Mariji i obfitością posiłku za 2,5 euro od osoby - są dania na ciepło - coś a' la racuchy, jajecznica na pancecie (boczku), jakieś kiełbaski na gorąco, zimne wędliny, sery, pomidory, ogórki, lemoniada i dżemy własnej roboty, dwa rodzaje ciasta ( te z kolei piecze nasz gospodarz - rybak i konobar - Ivo), talerz z pokrojonym, świeżym ananasem, kawa parzona w tygielku itd...Ale największe wrażenie zrobiło na mnie to, że Marija zadbała o ciemny chleb, którego w Cro jak na lekarstwo, a którego mi tam brakuje po dwóch, czy trzech tygodniach opychania się wacianym białym kruhem
.
Marija i Ivo jedzą również śniadanie przy stoliku obok.
W pewnym momencie pada propozycja:
"Ivo ma łódkę i chętnie opłynie z wami Paski Zalew, jeśli chcecie..."
Mówię, że nie zakładaliśmy takiej atrakcji ze względu na brak czasu (o tym, że jesteśmy sczyszczeni z finansów nie wspominam
) - że dzisiaj musimy KONIECZNIE jechać do Smokvicy, a jutro chcemy zobaczyć plażę Beritnica, więc nie bardzo jest kiedy...
"Mogę was zabrać łodzią i zostawić na Beritnicy, a potem po was przypłynę."
Brzmi to atrakcyjnie, choć trochę zmienia plan - zgodnie z rekomendacjami na Forum mieliśmy obowiązkowo przebyć marsjański szlak i dotrzeć do Beritnicy lądem
Nie chcąc jednak robić przykrości Ivo zgadzamy się na wyprawę na drugi dzień, robię jeszcze kanapki z niedojedzonego śniadania na drogę i pędzimy do Smokvicy.
Po drodze mijamy baseny solankowe wytwórni paškiej soli, czy też "paškiego złota", jak na nią mówią...
W przeszłości mieszkańcy Pagu musieli dawać odpór licznym najazdom, np. mieszkańców Zadaru, aby ochronić solanki, na które inni mieli zakusy. Podobno kilogram soli kosztował w XVI i XVII wieku tyle co pół kilo złota, więc nie dziwi, że mieszkańcy otoczyli miasto murami obronnymi, Twierdzą i wieżą armatnią do obrony swojego cennego minerału.
Potem krajobraz zmienia się w "rumowisko", tudzież księżyc z jagnięciną
Owce to nie tylko pyszna jagnięcina, ale również ser.
" Nie tylko miasto, ale cała wyspa Pag rozpoznawalna jest z charakterystycznego w smaku sera – twardego, słonego i pikantnego. Wyjątkowość sera z Pagu polega na tym, że powstaje on z owczego mleka, ale wyłącznie od rasy owiec żywiących się zasoloną od morza roślinnością oraz takimi ziołami jak tymianek, szałwia i rozmaryn."Te owce tak zlewają się z otoczeniem,że prawie ich nie widać na tle kamiennych murków i łysego podłoża.
I maszerują rzędem - właśnie jedno stado przekracza jezdnię - w pełnej dyscyplinie, a nie jakimś ...owczym pędzie
Jedziemy dalej i odbijamy do Smokvicy.
Dlaczego akurat tam??
O tym, że mam się tam pojawić dowiedziałam się dzień wcześniej - czeka tam na odnalezienie "skarb" od
tomekwgurach.
Szczegółowe wskazówki jak dotrzeć do skarbu mam otrzymywać na bieżąco w czasie rzeczywistym.
Dojeżdżamy do wioski - mam zaparkować przy jakimś transformatorze i zejść na plażę zgodnie z podesłaną na telefon mapką.
Czy to jest ten transformator?
Małż patrzy na mnie z politowaniem, że nie wiem co to jest transformator...
W końcu znajdujemy mały budynek, który wg małżonka jest zdecydowanie transformatorem, parkujemy i właśnie mamy zamiar udać się na plażę (wg. wytycznych), gdy stwierdzam, że nie spakowałam ani kropli wody na tę wyprawę
Tu gdzie jesteśmy to koniec świata, nie ma tu żadnego sklepu, po drodze z Pagu też nie widzieliśmy żadnego...
Proponuję, że może jednak wrócimy bliżej cywilizacji, kupimy wodę, a następnie znowu tu przyjedziemy....
Oj, głupi pomysł...wzrok Małża mówi wszystko - on tu już nie wróci
Rozglądam się zdesperowana...
Z jednej strony taki widok...
...z drugiej taki...
...a na wprost kilka domów...
Zostawiam lekko poirytowanego Małża przy samochodzie i ruszam "po prośbie"...
Dzwonię lub pukam do kolejnych domów, ale wszędzie cisza martwa.
Dopiero w tym ostatnim białym domu na zdjęciu powyżej usłyszałam głosy dorosłych i dzieci.
Otwiera mi Chorwat w średnim wieku, a zza ramienia wygląda jego żona - zdziwieni, że ktoś tu dotarł i przeszkadza w poobiedniej sjeście.
Takim chorwackim na jaki mnie stać
tłumaczę, że chętnie kupię od nich butelkę wody - może być z kranu.
Przybieram zbolałą minę, więc ludzie pewnie myślą, że jestem po kilkunastu kilometrach marszu bez wody po tej księżycowej pustyni i obdarowują mnie mineralną w dużej butelce, odmawiając przyjęcia pieniędzy.
Małżonek z niedowierzaniem i chyba nawet jakimś podziwem patrzy na moją zdobycz
Ufff..., możemy teraz szukać plaży.
Można powiedzieć, że po asctetycznej, owczej pustyni ta zieleń nachalnie się narzuca
Ta plaża powyżej, to chyba rzeczona Smokvica - tę mam zignorować (co i tak bym zrobiła, gdybym przyjechała tu tylko plażować, gdyż nie ma na niej milimetra cienia) - by odnaleźć skarb mam udać się na czwartą z kolei plażę licząc od małego pirsu do cumowania łódek.
Pierwsza plaża ma tamaryszki - trzy
- wszystkie zajęte przez panie w topless lub całkiem pozbawione odzieży - z tego względu nie robię na razie zdjęć tej plaży.
Do kolejnej można dojść po skałach...podobno .
Nie mam dzisiaj ze sobą moich rewelacyjnych butów do chodzenia po skałach i innych zadań specjalnych
Albo gdzieś się zawieruszyły w bagażu podczas przeprowadzki z Visu, albo zostały na którejś z viskich plaż
Dysponuję jakimś awaryjnym obuwiem do pływania na bardzo cienkiej podeszwie, a te skały są piekielnie ostre i niebezpieczne.
Do drugiej plaży doszłam zatem wodą po kolana, a nie po skałach - mimo, że woda płytka i zupełnie pozbawiona fal, to dno nie stanowi łatwego podłoża do dłuższego spaceru. Wygląda jak kamieniste dno jeziora pełne trawy i wodorostów.
Ta druga z kolei plaża, chociaż nie jest wybitnie malownicza, to jednak podoba nam się na tyle, że decydujemy się tu rozbić. Jest pusta i ma jeden tamaryszek z cieniem
Zostawiam męża pod tym tamaryszkiem i idę sama dalej...poszukać malutkiej plażyczki z jedną pinią.
Brnę po wodzie jak czapla mijając kolejne skały...
O, jest czwarta plaża i pinia...
Dostaję kolejne wskazówki - szukam jakiejś jamy przykrytej kamieniami w pobliżu tej sosenki.
Znalazłam dziuplę, znalazłam prezenty
Zdradzę tylko, że "skarb" składał się z trzech elementów
Jak zawsze - przy takiej zabawie najważniejsze są emocje towarzyszące poszukiwaniom
Zadanie nie było proste ze względu na wymagające dojście do punktu docelowego.
No, ale... " no pain, no game" .
Teraz jeszcze trzeba wrócić na drugą plażę i ochłonąć - mission completed
Widok na Smokvicę...
W wodzie napotykam takie sprzęty..
...i dużo takich muszli...
Ciężko mi jednak je wyławiać, gdyż ręce zajęte mam niesieniem skarbów.
Po powrocie na naszą plażę oddaję się zbieractwu, bo te muszelki naprawdę kuszą...
Tworzę sobie z niektórych taką szyszkę
Widzicie tę wodę???
Takiego Jadrana nigdy wcześniej nie widziałam - nawet jeziora kaszubskie mają więcej zmarszczek na powierzchni
Bardzo przyjemne było to plażowanie - panowały tam spokój, cisza, odosobnienie od świata.
Ciekawym zjawiskiem były głosy rybaków dochodzące po wodzie z łódek oddalonych o pół kilometra...
Można było rozróżnić każde słowo..
Może dlatego, że nie słychać było fal i ani jednej cykady ???
Łącznie spędziliśmy na tej plaży 4 godziny - dla małżonka to prawdziwy wyczyn.
Na wznoszącym się nad moją głową klifie odkrywam możliwość wspięcia się po nim do góry.
Wybieram więc taką alternatywną drogę powrotną.
Z góry widać tę pierwszą plażę, z której zniknęły teraz wszystkie roznegliżowane plażowiczki.
Wracamy przez wieś...
...w której nie spotykamy żadnej żywej duszy - tylko koty.
Teraz udamy się na drugi koniec wyspy