Zasadniczo to tej relacji miało nie być. Miało nie byc wyjazdu a to wszystko z racji przeprowadzonego wiosną remontu w mieszkaniu. 2013 rok miał być wakacyjną pauzą ale… słoneczko śmielej zaświeciło, część prac wykonałem sam i w głowie zaczęły rodzić się pomysły: a może by jednak gdzieś pojechać. Ale jeden warunek: musi być ciepło. Pierwszy wybór padł na Bułgarię – z racji jak by nie patrzeć ograniczonych środków finansowych. Nawet mieliśmy wstępnie zaklepaną kwaterę w Pomorie ale – o , dzięki gogle street – zrobiliśmy rekonesans i kwatera pomimo ładnego wystroju wewnątrz nie miała nadto atrakcyjnego położenia …
Więc zaczęła ponownie kusić Chorwacja. Na kilka dni przed rozpoczynającym się urlopem zasiadłem, nie ukrywam sceptycznie nastawiony – przed komputerem i zacząłem wysyłać zapytania o kwaterę – w zasadzie do różnych miejsc i na lądzie i na wyspach. Wysłałem bez kozery powiem pińcet ... Większość kwater była zajęta , co mnie nie dziwiło – połowa sierpnia. Większość odpowiedzi była treści: przykro ale w wyznaczonym terminie nie ma miejsc. W końcu odezwała się pani Iwona z Winiszcze , że niestety , jest jej przykroale w wyznaczonym terminie nie ma miejsc ale ... i tu światełko nadziei zaświeciło się … może popytać się znajomych, sąsiadów czy nie ma u nich wolnych miejsc. Szczęśliwym trafem okazało się ,że w domku sąsiednim , tuż za jej jest wolny apartament. Wiadomość tą uzyskałem na dwa dni przed wyjazdem. Co prawda dom nie stoi w pierwszej linii i widok na morze jest częściowo przysłonięty ale bierzemy go.
Szybkie zakupy tego co będzie potrzebne, rezerwacja noclegu po drodze – w miejscu nam znanym z ubiegłorocznych wakacji – miejscowość Radoboj – zaraz za granicą ze Słowenią. I co? Pakujemy się.
Droga jaką obraliśmy była nam znana i prowadziła z Kielc do Cieszyna, potem Brna, przez Wiedeń, Maribor Zagrzeb i docelowe Winisce.
Dość sprawnie przebiegała podróż, jako, ze była to niedziela w Polsce na drodze nie było ciężarówek , co ostatecznie pozwoliło nam przed 12 opuścić Polskę. Nawet w ulubionej przeze mnie Pszczynie poszło gładko.
A za Bielskiem do samej granicy droga jest prosta jak sznur. Prosta i pusta. Żyć nie umierać. Znaczy jechać i nie umierać...
Droga przez Czechy i Austrię przebiegła bezproblemowo (prawie, bo przed Brnem uzmysłowiliśmy sobie, że nie mamy ładowarki do kamery). Całe szczęście, że był aparat foto, który stanowił namiastkę kamery.
Ruchu specjalnego nie było , więc poszczególne punkty przelotowe zaliczaliśmy w zaplanowanym czasie.
Granica z Austrią.
Do Wiednia dojechaliśmy koło godziny 16 ale ruchu specjalnego nie było. Trochę obawiałem sie o zestaw CB, którego nie zdjąłem, ale tym razem się udało
Na granicy ze Słowenią zakupiliśmy winietę, która z miejsca wylądowała na przedniej szybie.
Błąd polegający na zagapieniu się i wjechaniu na autostradę w ubiegłym roku kosztował nas niemiłym mandatem. Więc doświadczeni pilnie śledziliśmy zjazd do przygranicznego sklepu.
Kawałek za granicą Chorwacką zjechaliśmy z autostrady i o godzinie 19 zawitaliśmy na noclegu w Radoboj.
Cała familia na spacerze.
Bardzo lubimy zwierzęta .. naprawdę.
Po spacerze, kolacji spędzonej z gospodarzami udaliśmy sie na zasłużony odpoczynek.