Luka (3)Czas kończyć tę pisaninę, bo Święta za pasem i mam plan się przed nimi wyrobić z relacją. Zamykamy więc Lukę, Kut, Komižę, a jak wszystko łykniemy, to na koniec będzie deser
W Luce doszliśmy do Kuli Perast, a co jest za nią? Kierujemy się w stronę Kutu – albo rivą (czyli Obalą Sv. Jurija), albo „drugą” ulicą, która zmienia nazwę, ale akurat w tym miejscu ma łatwą do zapamiętania nazwę, ewidentnie pokazującą włoskie wpływy na Visie – Korzo. W ten sposób dochodzimy do placu o nazwie Trg Klapavica, prawie cały zajęty przez stoliki Pizzerii Charly oraz hotelowej kawiarni Hotelu Tamaris. W pizzerii można dobrze zjeść i wypić (o ile nie wymagamy zbyt wiele), w kawiarni już chyba tylko wypić (o ile jesteśmy cierpliwi). Do hotelu warto zajrzeć (od strony rivy), nawet jeśli nie potrzebujemy pokoju – na parterze budynku mieści się bowiem agencja turystyczna, gdzie możemy wykupić wycieczkę po Wyspie, wypożyczyć samochód (to tutaj dwa lata temu wypożyczyliśmy zeleną bubę), skuter lub rower, a także kupić pamiątki. Oczywiście wszystkie te usługi dostępne są także w innych miejscach, natomiast w tym jednym miejscu znajdziemy je wszystkie, no i, w przeciwieństwie do nieczynnych np. w porze sjesty innych punktów, hotelowa agencja jest czynna praktycznie non stop.
- "...dochodzimy do placu o nazwie Trg Klapavica, prawie cały zajęty przez stoliki Pizzerii Charly oraz hotelowej kawiarni Hotelu Tamaris."
- Budynek mieszczący m.in. pizzerię wieńczy ciekawy posąg.
- O, taki. Podczas pobytu na Visie znalazłem o nim ciekawe informacje, ale obecnie niczego nie pamiętam :(
Jeżeli chodzi o mnie, to zdecydowanie wolę przemierzać tę część Luki biegnącą na tyłach budynków usytuowanych frontem do nabrzeża biegnącą na ich tyłach uliczką Korzo – nie tylko jest tu więcej cienia, ale i mniej ludzi, straganów (choć akurat na nadmiar tych ostatnich nie można w Visie narzekać – to nie ta skala, co np. dzielnica portowa w Splicie…), a do tego ciekawsze sklepiki, kawiarenki. Czasem można natknąć się na
domaće produkty wystawione na sprzedaż przez zaradną gospodynię z jednego z domów w drugiej linii od brzegu.
(Nam przytrafiło się to w tym roku raz i, choć zachodziliśmy tam potem, za każdym razem napotykaliśmy zamknięte drzwi do sieni. A szkoda, bo byliśmy zadowoleni z jakości produktów. Pani handlowała figami, przetworami owocowymi i warzywnymi (marmolady, miody, kapary) oraz nalewkami (te akurat były typowo „babskie”, czyli słodkie i nie „podeszły” nam).)
- "...wolę przemierzać tę część Luki biegnącą na tyłach budynków usytuowanych frontem do nabrzeża biegnącą na ich tyłach uliczką Korzo..."
Na Korzo można także przysiąść na kawę lub piwo w jednym z barów czy kawiarenek, kupić pamiątki, a nawet skorzystać z usług…pralni publicznej. Najlepszym pomysłem będzie jednak odwiedzenie Konoby Lola (wejście od nienazwanej ulicy, biegnącej w górę po schodach od Korzo do „trzeciej” uliczki (ul. Matije Gupca). Nieważne, czy akurat jesteśmy głodni, czy raczej chce nam się pić, wpaść tam TRZEBA także wtedy, kiedy nie mamy aktualnie żadnych potrzeb. Nie znam osoby, na której pełne zieleni tarasowe patio Loli nie zrobiłoby wrażenia podczas pierwszej wizyty.
- "Najlepszym pomysłem będzie jednak odwiedzenie Konoby Lola..."
- "Nie znam osoby, na której pełne zieleni tarasowe patio Loli nie zrobiłoby wrażenia..."
Jest to raczej miejsce „ą-ę”, dania nie są tu tanie, ale zawsze można się czegoś napić. A najlepiej drinka o nazwie Aperol Spritz, którego słodko-gorzki smak ugasi pragnienie strudzonego wędrowca. Lola jest chimeryczna, jeśli chodzi o godziny otwarcia – jest z tym różnie, raz mają czynne w porze sjesty, innym razem nie. W tym roku nie mieliśmy szczęścia, bo kiedy wreszcie udało się nam zastać drewniane drzwi otwarte, to okazało się, że…właśnie trwają przygotowania do przyjęcia weselnego i goście „z ulicy” nie są obsługiwani. Jeżeli dobrze pamiętam, to skończyło się na zakupie butelki aperola w Tommym i przyrządzeniu drinka w zaciszu naszej wiejskiej kwatery.
Na końcu luckiej rivy dzieje się bardzo wiele: w Cafe Bar Riva miejscowi i wodniacy z zacumowanych u nabrzeża jachtów siedzą przy pogrążonych w wiecznym cieniu (za wyjątkiem poranka) stolikach, sącząc kawę lub piwo i ćmiąc papierosy lub fajki. Tuż obok, za pocztą, przy placu Trg Karolina możemy zjeść coś w Restauracji Dionis (nie powiem o niej wiele, bo jedliśmy tam tylko pizzę, ale pamiętam, że mają niezwykle przydatną w szczególnie upalne dni instalację ze zraszaczami powietrza), ale jeżeli naprawdę zależy nam na pierwszorzędnej jakości dań i tip-top obsłudze, powinniśmy udać się do Konoby Kantun. Nieco wcześniej na rivie zaopatrzymy się w owoce, warzywa, sery i oliwę na czynnym non stop od rana do zmierzchu targowisku, a w okolicznej ribarnicy…nie kupimy już nic. Coś przez ostatnie dwa lata musiało się zadziać, bo obecnie nawet rano nie spotkamy tam rybaków handlujących nocnym połowem. No nic, zawsze jest Peškarija Kalambera pod Kulą Perast.
- "...na rivie zaopatrzymy się w owoce, warzywa, sery i oliwę..."
- "...a w okolicznej ribarnicy…nie kupimy już nic."
Jeszcze jedna konoba, jeszcze jedno atelier, jeszcze jeden sklepik z pamiątkami i mamy już Crkvę Gospe od Spilice, stanowiącą umowną granicę między Luką a Kutem. Czy o czymś nie zapomnieliśmy…? Ano tak, Kino Hrid. Czynne w sezonie kino pod chmurką mieści się przy ulicy Ivana Farolfija, która biegnie w stronę Kutu jako kontynuacja dwóch-trzech równoległych do nabrzeża uliczek w centralnej części Luki. Od zawsze chciałem się tam wybrać (większość filmów wyświetlana jest w oryginale z chorwackimi napisami, tylko filmy dla dzieci są dubingowane), ale z racji, że nie rezydujemy w Visie, tylko na wsi i wieczorem zwykle jesteśmy już po paru głębszych, nie ma komu poprowadzić, zresztą i tak nie chce się nam ruszać wieczorem, po kolejnym skwarnym i pełnym wrażeń dniu, w którym już się i tak po Wyspie najeździliśmy.
- "...cóż to? Czerwony dywan?!"
- "...coś tu rozłożyli!"
- "...festiwal tu będzie!"
Przed tegorocznymi wakacjami obiecywałem sobie, że tym razem nie ma bata, pojadę choćby sam! Ale jakoś tak się (tradycyjnie) ku temu nie schodziło, aż tu nagle bach! Któregoś dnia idziemy od parkingu za Muzeum Archeologicznym w stronę Luki i patrzymy…a cóż to? Czerwony dywan?! No, może nie czerwony i raczej nie dywan, ale coś tu rozłożyli! Potem zerkamy na plakat – festiwal tu będzie! I to jeszcze za naszego pobytu, w samym końcu sierpnia! Avantura Film Festival obejmował pokazy filmów zarówno chorwackich, jak i zagranicznych, głównie europejskich. Seanse odbywały się nie tylko w Hridzie, ale także we (wspomnianym przeze mnie na początku relacji) kinie w Komizy oraz…przed Domem Kultury w Podšpilju. I to ta ostatnia lokalizacja zainteresowała mnie najbardziej, bo oto nadarzyła się być może unikalna szansa obejrzenia filmu w Podšpilju, tuż obok domu Babci od Kaparów, u podnóża Humu i Titovej Špilji… Być może doleciałyby nas zapachy z bardzo dobrze przez nas zapamiętanej Konoby Pol Murvu z Ženej Glavy, a może też z Konoby Maxo, którą odwiedziliśmy w tym roku? Filmy pokazywane w Podšpilju dotyczyły spraw lokalnych, Dalmacji, czy wręcz Visu, bądź były na Visie kręcone… Planowałem wybrać się na film „Vis-a-Vis”, do którego zdjęcia wykonywane były na Wyspie, a na widowni miał zasiąść reżyser obrazu. Planowałem zobaczyć miniaturkę dokumentalną o Visie „Otok tajni”. Planowałem, ale nic z tego nie wyszło i – choć rozumiem pobudki, żałuję trochę, że nie wybrałem się choć na jeden seans. No cóż, zabrakło mi drugiego chętnego i samodyscypliny… Pozostaje nadzieja, że festiwal stanie się stałym punktem wakacyjnego programu na naszej Wyspie
- Niby standardowe zdjęcie przystani portowej, ale...coś tu nie jest standardowe. Czy już widzicie CO? :)
- W następnym odcinku zawitamy do Kutu (i też się z nim pożegnamy).