Plaze (3)Wróćmy na plażę, w końcu po to tu przyjechaliśmy, prawda? No, my nie tylko po to, ale umówmy się – Jadran jest powodem, dla którego w Chorwacji nie szukamy kwater znacznie bliżej – np. pod Krapiną albo w okolicach Koprivnicy
Po plażach zachodniego i wschodniego wybrzeża Wyspy zabieram Was teraz do mekki plażowiczów przybywających na Vis, czyli do Rukavca.
Rukavac – stara osada rybacka i stolica viskiego plażingu? Tak jakoś wyszło. Wieś schodzi do morza po stromym zboczu (ze słynnym, największym – a na pewno najdłuższym i wciąż bezpłatnym – parkingiem na dalmatyńskich wyspach), a droga wypłaszcza się na półwyspie, którego charakterystyczny kształt formuje dwie zatoki – wchodnią Uvalę Rukavac i zachodnią Srebrną. Uvala Rukavac dość głęboko wnika w ląd – ta część nosi nazwę U. Stari Rukavac i służy głównie jako miejsce cumowania łódek mieszkańców wioski. Plażowicze nie mają tu jednak czego szukać – ich cel znajduje się w płytszej części zatoki. Kamienisto-skałkowa plaża Tepluś usytuowana jest w połowie drogi od cypla z Konobą Dalmatino do Przylądku Polivalo (tak, tak naprawdę się nazywa
), oddzielającego zatokę od otwartego morza i dającemu początek południowemu wybrzeży całego rukavackiego półwyspu, który, choć pozbawiony zatoki, mieści w sobie złożoną ze skalnych bloków plażę Bili Bok. Plaża ta swoją główną część ma dalej od Teplusa, dokąd najwygodniej dotrzeć piechotą z położonej po zachodniej stronie Srebrnej. Nie należy zatem sugerować się drogowskazem z parkingu pod chmurką w okolicy zejścia do plaży Tepluš – właściwa, naturystyczna plaża Bili Bok znajduje się zupełnie gdzie indziej i od strony Tepluša dojścia do niej nie ma.
- Jedziemy na Srebrną (albo na Tepluša - decyzję podejmiemy zaraz przy szlabanie).
Większość plażowiczów wybiera pomiędzy Teplušem a Srebrną. Mimo niewątpliwie większej famy tej drugiej, również Teplušs przyciąga sporo ludzi – jak na viskie warunki, czyli po kilkadziesiąt osób w sezonie. Znaczna część przybywa rano i „bukuje” miejsca na skałkach, gdzie jedyne w okolicy drzewa dają po południu trochę cienia. Inni wybierają kamyczki w centralnej części plaży lub skałki (w tym kilka „prywatnych” zatoczek) bliżej Rukavca. Interes zwiększyli tu lokalni biznesmeni, którzy w 2016 roku (o ile dobrze pamiętam) otworzyli na samej plaży knajpkę (napoje, w tym %, a także przekąski i pełnoprawne dania obiadowe, choć bez fajerwerków). Knajpka jest klimatyczna i muszę przyznać, że nie psuje klimatu plaży, za to oferuje możliwość uzupełnienia płynów (albo i napełnienia żołądka).
- Na Tepluša jest znacznie bliżej. A ten Bili Bok to nie ta właściwa plaża FKK, do której można dojść od strony Srebrnej.
- Tepluš. Patrząc od strony plaży, uvala wydaje się być zamknięta - w perspektywie "domykają" ją wyspy Veli Budihovac i Ravnik.
Wiecie, jak to jest, jak się wypoczywa „u siebie”? W sensie, nie we własnym domu, ale w miejscu, które zna się dobrze? Takim miejscem jest dla nas Rukavac i w związku z tym robimy „u siebie” coraz mniej zdjęć. W tym roku na Teplušu byliśmy kilka razy, ale albo zapomnieliśmy focić, albo byliśmy po zmroku…a właśnie, kolejna wartość dodana do Tepluša przez nową konobę: oświetlenie daje możliwość bezpiecznej kąpieli także w nocy – nawet dla dzieci.
- Srebrna - patrzymy w stronę Rudej :)
Srebrna przyciąga nieco więcej ludzi, ale rozciągają się oni na większej przestrzeni – Uvala Srebrna posiada dłuższy pas nabrzeża pozwalający na dostęp do wody, czy to z plaży otoczakowej, czy ze skałek. W sumie mówimy o dwóch plażach otoczakowych – głównej i położonej na końcu zatoki tzw. „Małej Srebrnej”. Wielokrotnie plażowaliśmy i na jednej i na drugiej, ale jakoś nigdy nie zdarzyło się nam uderzyć na skałki, choć wiele razy sobie to obiecywaliśmy. Może jak dzieci będą starsze? Póki co, cenimy Małą Srebrną za spokojne zejście do wody i oddalenie od głównej plaży, na której zawsze trochę ludzi jest. Główna plaża oferuje za to ciekawsze dno – zwłaszcza przy skałkach, z których można też sobie poskakać, a idąc wzdłuż wybrzeża (ostrożnie, ślisko) po skałkach przeważnie zalanych płytką wodą w kierunku południowym, znajdziemy „prywatną” jaskinię, wiele ciekawych miejsc do nurkowania, a na koniec dotrzemy na Bili Bok, ze swoim słynnym naturalnym skalnym amfiteatrem. Aha, na Srebrnej też jest bar, schowany pod sosenkami i – w porównaniu do tego z Tepluša – bardziej obskurny. Zwykła buda serwująca piwo, napoje bezalkoholowe i lody spod lodu (nie ma tu doprowadzonego prądu). Do tego płatny (ale porządny) klop. Szału nie ma i myślę, że wraz z rosnącą popularnością Visu zmiany dotrą prędzej czy później także i tutaj.
- Jednego dnia (tylko jednego) zapowiadało się na deszcz. Ale tylko się zanosiło, a widoczna chmura deszczowa ostatecznie "na szczęście przeszła tuż nad Visem, mijając Wyspę od strony północnej", jak powiedziała miła pani z IT w Komižy. Także znów na Visie nie zaznaliśmy żadnego opadu :)
- Tędy, po zatopionych w wodzie skałkach (albo ścieżką wysoko na skale) dojdziemy na FKK Bili Bok.
To właśnie na południowej stronie półwyspu (umownie nazwijmy cały ten odcinek wybrzeża Bili Bok) znajdują się najlepsze stanowiska do nurkowania, dostępne bezpośrednio z lądu. Podwodne jaskinie, bogactwo podwodnego życia, a do tego oszałamiający widok otwartego morza. Gdzieś tam daleko jest i Sušsac, i Palagruža, ale widać je (czasami) co najwyżej z wysokości starej drogi do Komižy, a stojąc na Bilim Boku przed sobą mamy tylko morski bezmiar.
- Bili Bok
Wracając do Tepluša, poza barem wzbogacił się ostatnio w wypożyczalnię kajaków, prowadzoną przez właścicieli konoby. Wspominam o tym dlatego, że w tym roku zaliczyłem swój pierwszy raz na kajaku. Jakoś nigdy dotąd nie było mi to dane – kiedy moi znajomi spływali sobie, to Biebrzą, to Pilicą, myśmy mieli już dzieci i każdą wolną chwilę poświęcało się na życie rodzinne. Nieważne zresztą, do rzeczy: stało się to, kiedy przyszliśmy na Srebrną, nasi współwakacjowicze zaproponowali wypożyczenie kajaka, żeby jakoś urozmaicić wypoczynek. W tym celu część wycieczki udała się piechotą na Tepluš (10 minut spacerkiem) i wróciła kajakiem, opływając Bili Bok (jakieś pół godziny). Niedługo potem, nasze panie postanowiły wybrać się kajakiem w kierunku zachodnim – dopłynęły za Rudą, ale potem zawróciły. Na plaży powiedziały nam (w sensie mężczyznom i dzieciom), że myślały, żeby popłynąć na Stinivę, ale ostatecznie zrezygnowały. Jaka mogła być zatem reakcja męskiej części plażowiczów? Wsiedliśmy do kajaka i nic nie mówiąc nikomu, popłynęliśmy…
…najpierw na Rudą. Otrzymawszy podstawowe wskazówki odnośnie wiosłowania, poczułem to przyjemne odczucie, kiedy robi się coś fajnego po raz pierwszy. Znacie je, prawda? Dość szybko dopłynęliśmy na główną, kamyczkową plażę w Rudej, mijając wcześniej dobrze znane mi skałki. Na plaży dominują drobne kamyczki, zejście jest dogodne, a sama plaża niewielka, z pomostem po lewej stronie. Tuż za nią usytuowana jest, składająca się z kilku domostw, osada Ruda. Założona kiedyś przez szwedzkich osadników, obecnie oferuje spragnionym pewnej dozy odosobnienia
kuće za odmor. O ile pamiętam, to jeden dom jest na sprzedaż (a na pewno na sprzedaż jest cała duża działka na pn. zachodzie Rudej). Zaliczywszy obowiązkową kąpiel w Rudej, ruszyliśmy w dalszą podróż. No bo co, skoro dziewczyny nie dopłynęły na Stinivę, to jest to automatyczne wręcz wyzwanie dla nas
Najgorszy jest długi odcinek za Rudą. Wiosłujesz, wiosłujesz, i długo, długo nic, tylko niedostępne skały. Co gorsza, w pewnym momencie wydaje ci się, że właśnie dojrzałeś początek Velej Travnej, ale taki ch*j! Po paru minutach okazuje się, że to tylko niewielkie zagłębienie, z płytką jaskinią, dla której nie warto sobie zawracać głowy. Kiedy jednak dopływamy do wlotu Uvali Vela Travna (w oddali widać na końcu tej wąskiej i głębokiej zatoki zabudowania i cumujące łódki rybaków), sprawy przybierają inny obrót. Wybrzeże staje się ciekawsze – jest na czym zawiesić oko, a poza tym już widać Malą Travną, koło której za chwilę przepływamy, machając w myślach liczniejszym zabudowaniom, wśród których wyróżnia się to ze słynną-niesławną „slow-food restaurant” Senko Karuzy (zainteresowanych odsyłam do mojej relacji z 2013 r.).
- Nasza kajakowa trasa - etapami: I: Tepluš - Srebrna II: Srebrna - Ruda III: Ruda - Stiniva IV: Stiniva - Srebrna V: Srebrna - Tepluš.
W tym momencie przeżywamy powtórną chwilę zwątpienia – czy to wyraźne załamanie linii brzegowej przed nami to aby na pewno Stiniva? Będziemy tam za jakiś kwadrans, ale czy to już ta zatoka, a nie znowu podpucha? Sprawdzam mapę i orzekam, że to właśnie skały na wlocie Uvali Stiniva są najbardziej wysuniętym na południe w tym miejscu wybrzeża lądem i wiosłujemy dalej. I owszem, Stiniva okazuje się być Stinivą, tylko że gdy dopływamy do jej wlotu, już solidnie zmachani wiosłowaniem, zdajemy sobie sprawę, że parę dobrych minut zajmie nam jeszcze podróż do plaży, okolonej słynnymi, monumentalnymi skałami. Jednak moment satysfakcji z włożonego w tę podróż wysiłku zostaje nagrodzony, gdy przepływamy obok zaparkowanych przed skalną „bramą” łodzi motorowych i jachtów – my możemy wpłynąć na samą plażę, bez konieczności pokonywania tej drogi wpław.
Powiem tak: to były dobrze spędzone 2,5 godziny (Ania, popraw mnie, jeśli się mylę co do czasu) – oczywiście wliczam w to także kwadrans plażowania na Stinivie i powrót. Nasze kobiety nie były zbyt szczęśliwe, bo nie wiedziały co się z nami stało. Pewnie i Wy, Drodzy Czytelnicy nie będziecie zadowoleni – z tego samego powodu: nie wzięliśmy ze sobą żadnych telefonów ani aparatów, więc nie posiadam ani jednej fotografii z tej wyprawy. Musicie mi uwierzyć na słowo…
* * *
Jak już niektórzy pewnie przeczytali w relacji Kateriny, umówiliśmy się, że zostawimy dla nich mały „skarb” ukryty gdzieś na Visie. Od początku pobytu na Wyspie zastanawiałem się nie tyle, co, ale gdzie schować. Najpierw myślałem o okolicach Humu, ale kopać w skale mi się nie chciało, padło zatem na miejsce „w domu”, czyli tuż obok Srebrnej…
- Gdzieś...
- ...tu...
- ...kryje się...
- ...SKARB!