A teraz z zupełnie innej beczki…Mam ochotę coś napisać, ale nie wiem, czy dam radę pociągnąć naprawdę długi temat, jaki szykuję, wrzucę więc coś „na szybko” na temat, którego w ogóle nie anonsowałem w jelovniku.
Chodzi generalnie o piwo. Jedni je lubią bardziej, drudzy mniej, jednak zdecydowana większość cromaniaków się nim raczy podczas crowakacji (i nie tylko). Każdy, kto choć raz był w Chorwacji, bez problemu wyrecytuje nazwy trzech piwnych gigantów znad Jadranu: Karlovačko, Ožujsko, Pan. Ten wpis dedykuję tym, którzy nie ustają w poszukiwaniu jęczmiennych trunków, które nadawałyby się do czegoś więcej niż tylko ugaszenia pragnienia.
Piwna rewolucja, zapoczątkowana w USA, dotarła w końcu przez Wyspy Brytyjskie na europejski stały ląd już dobrych parę lat temu. Od tego czasu, odchodziłem od konsumpcji tzw. „majorsów” w Polsce (co z roku na rok stawało się coraz prostsze), szukając także „inności” i „lepszości” na wakacjach w Chorwacji (co bywało znacznie trudniejsze). Nie chodziło mi nawet koniecznie o piwa rzemieślnicze (choć te oczywiście cenię najwyżej), ale już zdobycie jednego z mniej popularnych (chorwackich, ew. innych bałkańskich) piw cieszyło mnie możliwością wypróbowania czegoś nowego. Dlaczego nowego? Ponieważ jednostajność, przewidywalność mnie nudzi. Lubię nowości, ciekawostki – tak w kuchni, jak i w muzyce, czy w filmie, przede wszystkim jednak prawie każde mniej znane piwo jest lepsze od nijakich w smaku lagerów firmowanych tak w Chorwacji, jak i w Polsce przez wielkie koncerny typu Heineken (Karlovačko, Ožujsko) czy Carlsberg (Pan).
Pamiętam, że w trakcie poprzedniego pobytu na Visie (2015) udało mi się nabyć piwo „Hajdučko”, jednak było one po prostu mniej popularną wersją tego co oferują 3 najpopularniejsze chorwackie lagery. Rok temu w Orebiciu nabyłem w końcu chwalone przez wielu cromaniaków czarnogórskie piwo Nikšičko. Jest to także zwykły lagerek, może ciut lepszy od chorwackich koncerniaków, ale nic warte szczególnego podniecania się.
O wiele ciekawszymi nabytkami były zakupione również w Orebiciu (nasza zeszłoroczna baza, znacznie mniej ciekawsza od viskiej, jeśli chodzi o otoczenie, miała mocny punkt w postaci dużego jak na wybrzeże Jadrana Maxi Konzuma) prawdziwe piwa rzemieślnicze z różnych zagrzebskich browarów, wszystkie w butelkach o jedynej prawidłowej pojemności (
) 0,33l, opatrzone efektownymi etykietami. Pamiętam, że najlepsze było piwko o wdzięcznej nazwie „Fakin IPA”.
Wybierając się na urlop w tym roku nie miałem jakichś wygórowanych oczekiwań. Z jednej strony, piwna rewolucja powinna rosnąć w siłę, a z drugiej Vis to jednak koniec świata. Wyszedłem z założenia, że nawet jak będzie nawet samo koncernowe, to trudno, w końcu to wakacje. Poza tym, w Dalmacji moja płynna dieta opiera się raczej na winie, niż na piwie. Już jednak podczas pierwszej wizyty w Tommym zwróciła moją uwagę jasnobłękitna etykieta piwa, o którym do tej pory tylko czytałem. Velebitsko, produkowane w Browarze Licanka położonym z dala od cywilizacji pośrodku Velebitu, dokładnie w połowie drogi między autostradą a jadranką. I już w nim czuć różnicę między lagerem produkowanym dla wielkiego koncernu a co prawda zwykłym, ale jednak dobrym jasnym piwem. Tamtego wieczora wykupiłem wszystkie (lub większość) velebitskich i nie pamiętam, czy jeszcze się w Tommym pojawiły. Jeżeli chodzi o pozostałe sklepy na Wyspie (głównie są to studenace), to w nich ani razu nie znalazłem niczego ciekawego.
Coś ciekawego czekało natomiast na mnie przy ulicy Nazora w Kucie, w butiku z pamiątkami turystycznymi, którego wystawę często podziwiam, konsumując lody zakupione w naszej ulubionej slastičarni Slatki Kut. „Welcome to the Island of craft”, głosiły słowa kierowane wyraźnie bardziej do letników niż do miejscowych, a pod spodem kontury sześciu butelek, anonsujących sześć różnych gatunków niekoniecznie złocistego trunku.
W tym momencie muszę pozwolić sobie na małą dygresję odnośnie piwnych styli. Nie zamierzam wchodzić w szczegóły, bo to nie czas, ani miejsce, lecz uważam za stosowne, aby podkreślić, że piwa zasadniczo dzielą się na dwie (tak naprawdę trzy, ale ciii…) rodziny:
piwa dolnej fermentacji (są to głównie
lagery i pilznery oraz inne, mniej popularne gatunki, np. koźlaki) oraz
piwa fermentacji górnej (gł.
ale, ponadto stouty, portery, piwa klasztorne, pszeniczne, altbiery, piwa belgijskie, itd.). Czyli, wyciągając na wierzch najpopularniejsze gatunki z tych dwóch rodzin, mamy do czynienia z duopolem lager vs. ale. Lagery cechują się większą pijalnością, jasną złocistą barwą i wysokim „nagazowaniem”, natomiast ale („ejle”) są bardziej treściwe, „gęste”, reprezentuje je bogatsza paleta barw, no i oczywiście smaków.
Zatem na visie nie tylko można kupić piwo typu ale, ale w dodatku ale wyprodukowane na Visie? Nie, aż tak dobrze to nie jest… Co prawda, etykiety głoszą z dumą, że oto trzymamy w ręku „prvo viško pivo”, ale samo piwo jest warzone i rozlewane w Browarze Arendal w… Norwegii! Jak się wkrótce miałem dowiedzieć od miejscowych, taki pomysł na biznes wymyślił sobie „aaa, taki gość”, które to niezwykle precyzyjne określenie było często wzmacniane lekceważącym machnięciem ręką. No tak, wszystko jasne… Po powrocie do kraju sprawdziłem, że za piwnym interesem stoi trójka Chorwatów i dwóch Norwegów, a ich joint venture funkcjonuje pod szyldem chorwacko-norweskiej przyjaźni.
Mniejsza o większość, ważne jak to smakuje. Od razu powiem, że nie udało mi się spróbować wszystkich sześciu piw. Celowo odpuściłem raz napotkane w sklepie na Nazora Pale Ale, nigdy nie widziałem Session IPA, natomiast skosztowałem pozostałych czterech. Nie zamierzam ich szczegółowo recenzować, bo musiałbym odwoływać się do cech charakterystycznych danego gatunku, co może Was nie zainteresować, natomiast pokażę Wam trzy z czterech piw i o każdym – gatunku, nie samym piwie (praktycznie wszystkie lokowałyby się gdzieś w okolicy średniej w mojej surowej ocenie) coś powiem, a raczej napiszę. Zwróćcie szczególną uwagę na „historie” na kontretykietach, gdzie oprócz przywołania palety smakowej danego gatunku mamy odwołania do geografii, historii i kultury Visu.
Zacznę od tego jedynego, którego nie sfotografowałem –
Gose. Gose jest gatunkiem spokrewnionym z grodziszem (przedwojennym piwem wywodzącym się z Grodziska Wlkp.). Gose cechują: niska zawartość alkoholu, jasny/blady kolor, stosunkowo wysokie nasycenie, dominujące smaki: kwaśny i słony. Jako, że jest fanem słonych smaków w napojach i czekoladzie, z wielką przyjemnością sprawdziłem chorwacko-norweską koncepcję tego mało popularnego, acz docenianego wśród piwomaniaków gatunku. Próba wypadła zadowalająco
Kolejnym ciekawym piwem z serii jest
Imperial Brown Ale (IBA). Swoją drogą, właściciele browaru nie zdecydowali się na wymyślenie własnych nazw, w ich charakterze używając gatunków przez dane piwo reprezentowanych. W sumie rozsądne posunięcie, biorąc pod uwagę, że jest to asortyment pod turystę… IBA jest dość ciężkim i dość (7%) mocnym, gęstym piwem. Dominujące nuty to czekolada i suszona śliwka (śliwka w czekoladzie, haha). Karmelowe słody zdecydowanie przykrywają chmiele, przez co piwo jest w smaku zdecydowanie słodkie, nie gorzkie. Tak na marginesie – poziom goryczki w piwie określany jest w skali IBU – tutaj IBU wynosi 30, czyli b. mało. Wielbiciele naprawdę gorzkich piw (np. India Pale Ale – IPA) lubują się w trunkach, w których IBU wynosi 70, 80, czy nawet 100 IBU. Piwo o jeszcze wyższym IBU można by nawet wyprodukować, lecz nasze kubki smakowe są wyskalowane do jakichś 100-120 IBU, wyżej brakuje już nam receptorów na języku
Na kontretykiecie znajdziecie informację, że piwo to najlepiej spożywać, kiedy przy rivie w Visie nie ma już zacumowanych jachtów (w domyśle: w zimie). Mnie pasowało na wietrzne wieczory, jakich w sierpniu tego roku nie zabrakło (niestety).
Kolejne piwo jest również ciężkie (7%) i ciemne. Reprezentuje najbardziej chyba znany z piwnych gatunków należących do rodziny piw górnej fermentacji: portera. Portery są stosunkowo łatwe do wytworzenia i szacunek należy się – wyjątkowo – także niektórym produktom firmowanym przez wielkie koncerny, vide Porter Żywiecki. Ten z Visu też daje radę, choć du*y nie urywa.
Porter w smaku to też czekolada, ale zamiast śliwek mamy tu aromaty i nuty smakowe związane z kawą, która dominuje. Kluczowe w produkcji portera są słody palone, przez co piwo to nie każdemu smakuje. Jest jednocześnie słodowe (słody dominują znacznie nad chmielami) i wytrawne (czekolada jest gorzka, a kawa mocno palona, czarna i niesłodzona). W temacie historii visowych mamy tu odwołanie to Gajety Falkušy, słynnego żaglowca, którego egzemplarz możemy obejrzeć w Ribarskim Muzeju w Komižy.
Wreszcie
Saison, czyli piwo w stylu belgijskim. Piwo jaśniejsze od poprzedników, ale zwodnicze. Nie jest wcale o wiele lżejsze (6,5%), za to pyszni się wyczuwalnymi od razu nosem, a potem językiem specjalnymi drożdżami. Do produkcji viskiego saisona użyto m.in. skórki pomarańczy, która stoi na straży wytrawności, dbając, abyśmy zbytnio nie zasłodzili się podczas…plażowania na Srebrnej, gdzie chorwacko-norwescy browarnicy wyobrażają sobie, że będziemy to piwo spożywać. Piłem lepsze belgi, ale co mi tam, zawsze to lepsze niż karlo…
Na koniec jeszcze dwie butelki, ale tym razem plastikowe; pierwszy to oczywiście ocet, ale przez jakąś chwilę śmiałem się, że pięknie nazwali Chorwaci „jabola” (musicie mi wybaczyć, wszedłem z rozgrzaną głową do studenaca w Kucie i nie ogarnąłem od razu). Natomiast druga flaszka może się przydać w przypadku ekstensywnej degustacji piw (niekoniecznie rzemieślniczych), nie mówiąc już o rakijach, zwłaszcza tych kolorowych. Przydać się może następnego ranka, bo to…serwatka
Chyba tegoroczna nowość na rynku nabiałowym, zdominowanym chyba coraz bardziej przez Dukata.
No to co…živjeli!