napisał(a) Marsallah » 07.09.2015 08:35
22/06
Pogoda się trzyma, a że dzisiaj na eksperymenty nie mamy ochoty, pada propozycja Stonćicy. W sumie czemu nie? Dzieciom idea plaży piaszczystej się podoba, nam logistyka (blisko z/do kwatery, wygodny dojazd pod samą plażę). Ale najpierw ruszamy do Tommy’ego uzupełnić braki w lodówce. Potem chwila w domu i na plażę.
Czas wolny spędzamy na obserwacji przyrody......i produktów jej przetwórstwa Tym razem pod Stonćicą samochodów jest już sporo zaparkowanych, z góry widać, że i jachtów nie brakuje. Ale na plaży jest całkiem sporo miejsca, wiele osób akurat się zbiera. No tak, jest dość późno – ze względu na rezerwację stolika w pobliskiej konobie na 19:30, nie chcieliśmy pojawić się na plaży zbyt wcześnie. Jest fajnie, korzystamy trochę wody, trochę z plaży, trochę z boiska do gry w piłkę plażową.
Kod Magića widziany z szosy Milna-Vis.W konobie nie jesteśmy (uff!) pierwszmi gośćmi, jest już (usadzona na zewnątrz) para z Bośni. Siadamy przy przygotowanym dla nas stoliku tuż obok wyjścia na ogród winny. Nic nie mówimy, wszystko wiadomo, jak się później okaże. Zamawiamy wino (butelka swojego zwykłego „ekolośkiego”), sok od bezga (bzu) dla dzieci (który, tak bajdełej, okazał się strzałem w dziesiątkę i odtąd – nawet po powrocie do Polski – dzieci zawsze dopytują jak gdzieś jemy, czy nie ma przypadkiem soku z bzu), wodę i klasyczne predjela z wtrętem w postaci faszerowanych „kwiatów cukiniowych, specjału, z którego słynie Konoba Magić. Za farsz służy nie mięso mielone, a słone rybki i ser, mniam! Pysznie smakuje też marynowany tuńczyk, mają lepsze kapary niż (w tym roku) babcia z Podśpilja.
Główne danie wjeżdża na stół przed 20 i wygląda majestatyczne. Być może jest to najlepiej prezentująca się hoba jaką jedliśmy. De facto są to trzy hobki – jedna większa i dwie małe. Zrobione idealnie – nawet odrobinę nie twarde, ale też nigdzie nie przypalone – kucharz (kuchnia umiejscowiona jest na zewnątrz, przy głównym wejściu – jakaż ulga, musi to być najszczęśliwszy kucharz na Visie - w dodatku przecież to prowincja, więc jest świeże powietrze) zna się na swoim fachu. W międzyczasie przychodzą (chyba z Milny) i przyjeżdżają (przywożeni firmowym busikiem) goście. Dopiero po 21, kiedy zbieramy się (trzymając się za brzuchy) do wyjścia, zaczyna się tu naprawdę życie. Aha, w Magiću mają też pyszne (nie za słodkie!) rakije: idealnie wyważona w proporcjach między słodyczą a goryczą rogaćica i praktycznie wytrawna mirta. 55 za małą i 95 za dużą (0,75 l) flachę.