Dziś wrzucam podwójny odcin, bo 16 czerwca byliśmy wciąz jeszcze zbyt leniwi, żeby robić zdjęcia. Dopiero następnego dnia się uaktywniliśmy, no ale jak tu nie wziąć aparatu do Komiży...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzieciom nie podobało się do końca wczoraj na piaszczystej plaży, więc dziś jedziemy na tę lepszą – Stonćicę.
W porównaniu do 2013, nie ma watahy Węgrów, nie ma zresztą w ogóle tłumów. Jesteśmy tylko my, parę innych par-rodzin I TE WIELKIE GZY. Woda bardzo przyjemna, zażywamy więc kąpieli, gramy w plażową piłkę nożną. Piasek parzy stopy, więc gra się szybko kończy, w dodatku łamię paletkę do plażowego tenisa, próbując zabić gza. Ych. Potem mamy zamiar pokuszać w konobie przy plaży, ale okazuje się, że do 15:30 są zajęci. Pewnie licznie obecne w zatoce łodzie wycieczkowe i jachty pobukowały stoliki, cóż.
W mijanym w drodze na Stoncicę podstrażjskim studenacu znajdujemy takie oto lody. Oczywiście dla Chorwatów Barca ma nie tercet, ale kwartet megagwiazd No dobra, ale o co chodzi z kształtem sladoleda?Nic to, przecież mamy w domu kupione wczorej rybki. Robimy je z sałatką ziemniaczano-kaparowo-cebulową i pieczonymi cukiniami/paprykami. Pyszne, jednak oradka lepsza od zubataca. Choć dzieci wybrzydzają i na jedno i na drugie, więc musimy z Anią uporać się prawie sami z pokaźną porcją ryb.
Wieczorem (ach, jak ten czas szybko leci!) spacerek na dół do rukavackiego portu, wieczorne piwko/soki w Konobie Le Terrazze. Fajnie jest, nawet jeśli wieczorem z deczka piździ.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W nocy spało się średnio, bo wiatr i deszcz nie dawały spokoju zasłonom i ostatecznie musieliśmy pozamykać wszystko i włączyć klimatyzację. Ranek chłodny, dlatego nie spieszymy się donikąd. Ostatecznie jednak zapada decyzja: na Komiżę! Ubieramy się, po raz pierwszy od wyjazdu, w długie nogawki i rękawy.
Robotnicy, którzy w poniedziałek naprawiali asfalt w Rukavcu, przenieśli się do Podśpilja. Mijamy ich, mijamy Podhumlje i zjazd na Pritiśćinę. Nie udaje mi się wyśledzić zejścia na Pizdicę, które wczorajszego wieczoru oglądałem na GSV. Tuż przed Komiżą ruch wahadłowy na krótkim odcinku – też remont drogi, kolejna „robótka na szybko” przed sezonem. Tu jest naprawdę wąsko.
jeden z remontowanych odcinków starej drogi do KomiżyZajeżdżamy pod Muster, parkujemy na drodze prowadzącej do Crkvy Sv. Nikola, patrona rybaków i całej Komiży. Fara zamknięta, obchodzimy wokół i wracamy do auta, które decydujemy się jednak zostawić i ruszamy w dół do rivy.
W centrum turystycznym przy Komunie wypytuję sympatyczną i rozmowną dziewczynę, głównie o komiżskie restauracje. Dowiadujemy się m.in., że „nawodna” sala Jastożery jest obecnie w remoncie, a – co gorsza – jej poprzedni właściciel przeniósł swój krabi biznes do Rivljej Konoby na rivie. Idziemy rivą w kierunku północnym, a tymczasem okazuje się, że w Komiży jest znacznie cieplej niż po naszej stronie Wyspy. Jemy lody (niezłe, ale już lepsze jedliśmy w Warszawie paręnaście dni temu), zachodzimy do położonych obok siebie konob Bako i Jastożera, cykamy menu Bako, konstatujemy, że taras Jastożery (jedyna dostępna „sala” restauracji podczas remontu reszty) nie jest wart zachodu (słońca), a wracając dowiadujemy się w Blue Cave Tourist Agency o warunki wyprawy na Biśevo. 140 Kn za w te i z powrotem do jaskini, o 20 Kn więcej za dłuższy pobyt na wysepce, z wizytą na plaży Porat. Dzieci pół ceny. No cóż, są tańsi przewoźnicy. Spróbujemy któregoś popołudnia.
Ta reklama kusiła mnie przez cały pobyt. Na szczęście, wrota tej agencji o każdej porze dnia były zamknięte W czasie wędrówki po mieście, przypominamy sobie o tym, że piździawa po jednej stronie wyspy niekoniecznie musi być odczuwalna po drugiej. W Komiży jest przyjemnie ciepło i długie nogawki oraz pełne buty zaczynają nam z każdym promieniem słońca przeszkadzać.
Pani fotograf ustawia nas do powtórki zdjęcia sprzed 2 lat. Jak widać, przesadziliśmy z ubiorem......więc trzeba szybko doprowadzić temperaturę ciała do normy Zachodzimy do Rivliej Konoby, cena za jastoga jeszcze wyższa niż w Bako (1000 Kn > 760 Kn za kg) i siadamy na napoje na wygodnych „czilautowych” kanapach na rivie. Ania, która posiliła się już naszą ulubioną komiżską pogaćą, jest wciąż głodna, a i my możemy coś przekąsić. Przesiadamy się do sąsiedniej Konoby Koluna, która zachęca tłumem pałaszujących turystów i dobrymi cenami. Dla dzieci makarony, dla nas crni rizot i prżene lignje (podane z talarkami ziemniaków). Wszystko pyszne, no może czarne risotto jedliśmy lepsze (np. w Postirze na Braću).
kolejna mądrość z Jany Małe zakupy w komiżskim studenacu i wracamy do siebie, zatrzymując się przy Vinariji Aerodrom w Pliśkim Polju po butelkę wina. Nie wygląda, żeby mieli „domaće”, kupujemy zatem butelkę Malego Plavca, bo wieczór zapowiada się raczej chłodny. Zresztą ochładza się i zachmurza jak tylko wracamy za naszą górkę, do Rukavca.
Pani, która sprzedawała nam wino, twierdziła, że wszystkie butelki są pełne Pod wieczór męska część rodziny udaje się pieszo w stronę porciku, z zamiarem odwiedzenia Tepluśa, ale ostatecznie lądujemy na Srebrnej. Decydujemy się na szybką kąpiel (woda przyjemnie ciepła, na co ma wpływ mała różnica temperatur pomiędzy wodą i powietrzem).
Wieczorem obserwujemy jak chmurzy się coraz bardziej, chyba znów popada w nocy. Ciekawe, czy jutro już pogoda się „wyprostuje”?