Będąc we wrześniu w Chorwacji musieliśmy skorzystać z pomocy medycznej. Dziecko w nocy dostało wysokiej gorączki i konieczna była wizyta w „Domu Zdrawlia”. Sama wizyta, badanie i zakup lekarstw wygląda dokładnie tak samo jak w Polsce. Lekarz osłuchał, zajrzał w gardło i przypisał dziecku antybiotyk . Problem natomiast powstał w recepcji. Recepcjonista, który mówił po angielsku i niemiecku spytał czy mamy ubezpieczenie bo pomoc medyczna jest płatna. Posiadałem polisę zdrowotną na wypadek kosztów leczenie za granicą. W związku z tym taką polisę dałem recepcjoniście myśląc, że zrobi sobie xero lub wynotuje niezbędne informacje. Oświadczył on następnie, że polisy nie dostanę dopóki Warta nie zadeklaruje, że pokryje koszty wizyty lekarskiej. Grzecznie powiedziałem, że ta polisa jest moją własnością , że jest tam ładnie napisane w j. angielskim, że pokrywa koszty leczenia do 50 tys. Euro i nie ma prawa zatrzymywać mojej własności. W końcu zapłaciłem za tą polisę, żeby mieć spokój na wczasach i nie interesuje mnie już co dalej. Powiedziałem, że udaję się w dalszą podróż i musze mieć tą polisę przy sobie. Po tym jakoś pan recepcjonista zaczął zapominać j. angielski i niemiecki aż w końcu stwierdził, że nic nie rozumie, zamknął okienko i tyle. Spisał z polisy numer telefonu do Warty i kazał mi tam dzwonić . Dał mi również odpis z wizyty lekarskiej. W Warcie dowiedziałem się, że między Polską a Chorwacją jest podpisana umowa o bezpłatnej pomocy lekarskiej i że nikt nie ma prawa zabierać mi Polisy. Podzwoniłem sobie przez tydzień do Warty. Ci kilka razy tłumaczyli mi, że Warta pokryje koszt leczenia tylko nie zna tego kosztu bo jakoś nikt nie był w stanie wystawić i przesłać im rachunku. W końcu jakiś miły człowiek z centrum alarmowego Warty oświadczył, że niestety on jest w Polsce i nie może fizycznie odebrać mojej polisy a ja sobie tak przez kilka dni pochodziłem w jakiejś chorwackiej przychodzi od okienka do okienka, od administracji do osób naliczających koszty leczenia i odniosłem wrażenie, że wszyscy mają to gdzieś. No cóż nie pójdę się kłócić albo bić o kawałek papieru. Niektóre osoby z tej przychodni , to po kilku dniach na mój widok uciekały. Najczęstszą odpowiedzią kogoś kogo udało mi się „dorwać” było to, że kogoś tam odpowiedzialnego akurat nie ma a on nie wie o co chodzi a w ogóle to nic nie rozumie i trzeba przyjść później. Na pytanie kiedyś ktoś decyzyjny w końcu będzie odpowiedź padała za godzinę albo za dwie a może za trzy. Takie sobie na wczasach znalazłem hobby, że „podręczyłem” licznymi telefonami Wartę i postałem w kolejkach w chorwackiej przychodni.
W trakcie ostatniego mojego telefonu do Warty jakiś filozof-konsultant stwierdził „ no cóż , niestety jeszcze się to zdarza, że w krajach mniej cywilizowanych zabierają paszporty albo polisy. Normalnie pewnie chcieli Pana zmusić do zapłaty za leczenie z własnej kieszeni”.