Witam,
W Chorwacji byliśmy po raz drugi. Po pierwszym pobycie w 2002 roku coś nas tam ciągnęło. Chyba nigdzie nie wspominaliśmy wakacji tak miło.
I teraz też wszystko byłoby pewnie OK, ale na koniec incydent z gospodarzem naszego apartamentu pozbawił nas skutecznie miłości do tego kraju. Ale od poczatku.
Jechaliśmy w ciemno, przybyliśmy na miejsce 2 dni przed końcem sierpnia. Mozna już było przebierać w wolnych kwaterach. Chcieliśmy zatrzymać się koło Zadaru (południowa Dalmację już znaliśmy). Pierwsze 2 miejscowości od Zadaru na północ nie spodobały nam się, trafiliśmy do Zatonu (tego koło Ninu). Szkoda było tracić czasu na samodzielne poszukiwanie kwater, 2-letnie dziecko miało juz dość podróży. Skorzystaliśmy z informacji turystycznej na wjeździe do miasteczka. Miła Pani podała nam tylko jedna kwaterę (szacunkowo 60% miejsc było już wolnych !!!) orientacyjna cena miała wynosić 40 EUR, ale sugerowała jeszcze drobne potargowanie się z gospodarzem. Gospodarz pokazał nam 4-osobowy apartament i podał cenę 30 EUR. Aż nie chciało mi się wierzyć. Jeszcze raz spytałem czy 30 a nie 50?( po angielsku brzmi podobnie) . Gospodarz potwierdził. W ten sposób nie chciało mi się już niczego szukać. Super kwatera 30 m od morza, cisza, spokój. Cena poniżej planowanego maksimum. Wieczorem miła pani z informacji turystycznej wróćiła do naszego gospodarza - okazała się jego córką !!! Ale jeszcze niczego nie podejrzewaliśmy. Gospodarz zabrał nam paszporty w celach meldunkowych, później je oddał, czyli standard.
Mieliśmy siedziec w Zatonie tydzień a później poszukać innego miejsca. Po tygodniu nie chciało nam się pakować i przenosić. Zostaliśmy drugi tydzień. Przez ten czas gospodarze byli bardzo mili, przynosili piwko, ugotowane małże, owoce, pyszne ciasto, miło się rozmawiało.
W przeddzień planowanego odjazdu po południu postanowiliśmy załatwić opłatę za kwaterę. I tu zaczęły się jaja.
Gospodarza dopadła totalna amnezja. Wyciągnął cennik przysłany faksem z jakiegoś hotelu i posługując się nim wyliczył nam kwotę za pobyt prawie 2 razy taką jak mogliśmy się spodziewać. Swój cennik z izby turystycznej w Ninie zanegował jako nieaktualny (faktycznie była na nim data 2002)
Na poczatku traktowaliśmy sprawę jak jakieś nieporozumienie, po kolejnych argumentach i przypominaniu początkowych rozmów facet wszystkiemu zaprzeczał. I córka pracująca w informacji turystycznej wszystkiemu zaprzeczyała. Już wiedzieliśmy, że padliśmy ofiarą oszusta. Powinniśmy natychmiast opuścić kwaterę, ale nie byliśmy przygotowani na taki obrót rzeczy.
Zaczęło nam się wszystko układać w głowie: oto genialny sposób jak zapełnic swoje kwatery po sezonie!!!
1. Córka w informacji turystycznej
2. Dobra cena na początek by nigdzie dalej nie szukać kwater
3. Uśpienie "przeciwnika" drobnymi prezentami
4. Twarde postawienie nowej ceny z groźbami włącznie.
Gdybyśmy od poczatku znali ta cenę na pewno nie zatrzymalibyśmy się u tego człowieka na kwaterze. Dobrze znaliśmy swój budżet. Mogliśmy poszukać czegoś innego, może i skromniejszego.
Zakończyło się po 2 godzinach "negocjacji" wytargowaniem ceny 45 EUR za noc ( 50% więcej niż miało być !!!) i natychmiastowym opuszczeniem kwatery co oznaczało nocna podróż z małym dzieckiem bez jakiegokolwiek przygotowania. Koszmar.
Odechciało nam się Chorwacji. Nawet już nie mogliśmy słuchać w samochodzie tej ich muzyki, która wcześniej mimo podobieństw do naszej Eleni, tak bardzo polubiliśmy.
Po tak długim czasie, jaki minał od wakacji, nerwy nam przeszły. Zastanawiam się jednak jak skutecznie ostrzec przed takimi ludźmi turystów z Polski. A może nie znamy możliwości dochodzenia swoich praw w sprawach spornych i tak ewidentnie "naciąganych"?
Oczywiście dla zainteresowanych jestem w stanie podać namiary na feralna kwaterę.
Podobno czas leczy rany, ale czy kiedykolwiek jeszcze wybierzemy się do Chorwacji? Watpię.