Przyszedł czas na kolejny wpis naszego roadtripa.
Dzień 5.
Monument Valley i Grand Canyon
O czwartej rano budzą nas sąsiedzi, którzy pakują swój namiot i sprzęt. Trudno. Kimamy jeszcze dwie godziny i powoli zaczynamy witać poranek. Po czterech intensywnych dniach jesteśmy już dość zmęczeni, dlatego jak muchy w smole powoli zbieramy się do życia. Na szczęście pogoda się nad nami zlitowała i od rana niebo jest zachmurzone, przez co temperatura jest całkiem znośna. Nad nami zaczynają się zbierać burzowe chmury, coraz częściej powiewa silniejszym wiatrem, więc ślimacze tempo zamieniamy na błyskawiczne. Nikt w końcu nie chce mieć namiotu ubrudzonego czerwoną ziemią.
Kapcioszki takie jak w Krynicy Zdrój
Jedziemy do Monument Valley. Całe szczęście jesteśmy na miejscu, więc nie zajęło nam to więcej niż dziesięć minut. I na miejscu cud. Pada deszcz. Siedzimy więc w samochodzie, odpoczywamy i podziwiamy okolicę. Po pół godziny niebo rozjaśnia się i możemy ruszyć na 17 milową szutrową drogę wzdłuż najpiękniejszych czerwonych skał.
Monument Valley to taki dziki zachód, który znamy z filmów o Johnie Waynie. Klimat świetny, bo gdzieniegdzie wycieczki konne przecinają naszą drogę.
Po trzech spokojnych godzinach wyruszamy dalej na Grand Canyon. Przed nami trzy godziny drogi.
Nasz samochód potrzebował jednak umycia, więc po drodze zatrzymaliśmy się w miejscowości Kayenta na szybkie pranie i szybkie jedznie w McDonald’s. Jestem przeciwniczką jedzenia fast foodów, zwłaszcza w Stanach, gdzie jakość żywności pozostawia wiele do życzenia, więc był to pierwszy raz kiedy jedliśmy cokolwiek z tej sieciówki (jesteśmy już w Stanach 10 miesięcy). I powiem szczerze, że było całkiem dobre, porcje większe niż polskie, a co najważniejsze, po jedzeniu nie bolały nas brzuchy.
Do Grand Canyonu przyjechaliśmy późnym popołudniem. Jakimś cudem kilka dni wcześniej udało nam się zarezerwować jedno, jedyne miejsce na Mather Campground (łut szczęścia!). Postanawiamy spędzić popołudnie na krawędzi kanionu i po prostu podziwiać. Chcemy nacieszyć oczy.
Dzień 6.
Grand Canyon i powrót do domu
Takie zwierzaki podchodzą pod namioty
Wstajemy rano i udajemy się na spacer wzdłuż południowej krawędzi kanionu. Schodzimy kilka metrów w dół korzystając ze słynnego szlaku Bright Angel. Robi się coraz cieplej, więc zawracamy. Oprócz szlaku korzystamy także z parkowego autobusu, który wiezie nas na ostatni przystanek Hermit’s Point. Szybka kawka i kanapka i wracamy. Przed nami jeszcze 6 godzin jazdy do Bakersfield w Kalifornii. I mówiąc szczerze nie chce się wracać.
W Bakersfield mamy małą przygodę. Okazuje się, ze motel, który zarezerwowaliśmy to speluna pełna prostytutek i drobnych handlarzy narkotykami. Dlatego gdybyście kiedykolwiek mieli ochotę, nie zatrzymujcie się w motelu Bakersfield Inn and Suites. Niestety motel był z góry opłacony, a na wejściu nic nie było widać, więc nie pozostało nam nic innego jak szybko pójść spać, a rano jeszcze szybciej się stamtąd zebrać.
Dzień 7.
Powrót Bakersfield – San Francisco Bay Area
Ostatnia podróż w czasie naszej wyprawy. Na szczęście to było tylko nie całe cztery godziny. Trasa jest już nam znana, dlatego minęło w miarę szybko.
Bonus tip: jeżeli będziecie w okolicach zatoki, a będziecie przejeżdżać przez jej rolniczą część warto zatrzymać się przy przydrożnych sklepach z warzywami i owocami. Produkty bardzo świeże i dużo tańsze w porównaniu do zatoki.