Z Bitoli wyjechaliśmy około godziny 18:30. Jeszcze przed opuszczeniem Macedonii, na przydrożnym straganie kupiliśmy wreszcze trochę owoców
- arbuza, melona, kiść słodkich winogron…
Potem już po ćmaku wjechaliśmy do Grecji przez puściutką
granicę. Drogą nr 3 przez Florinę dotarliśmy do wygodnej A27 wiodącej w pobliżu Ptolemaidy aż do autostrady A2 koło Kozani. Niestety, całą drogę
padał deszcz, a tuż przed Kozani zaczął przybierać na sile, w rejonie Greveny już
lało jak z cebra!
Plan był taki, aby właśnie w rejonie Greveny zjechać z autostrady na boczną drogę nr 15 w kierunku Meteorów, znajdując sobie po drodze jakieś przytulne
miejsce na nocleg. Tyle, że po ciemku i w ulewie jakoś
nie bardzo widzieliśmy mozliwość pozytywnego efetu takich poszukiwań… Zdecydowaliśmy się pojechać autostradą trochę dalej i zjechać dopiero na drogę nr 6, przez co "bokami” miało być krócej. Jeśli nie trafilibyśmy na stosowne miejsce do przespania się na dziko, to w grę wchodził kemping w Kastraki…
Jadąc przez tunele Via Egnatii co chwilę przeżywalismy szok, wyjeżdzając z suchego miejsca wprost „pod rynnę”. Wycieraczki
nie wyrabiały się ze zbieraniem wody z szyby, nasza koncentracja po długiej podróży też zaczęła szwankować… Pewnie to był powód, że
przegapiliśmy zjazd z autostrady i pojechaliśmy za daleko!
Hmmm…. Co teraz?
Na dokładkę jechaliśmy już na resztce paliwka(ostatnie tankowane było jeszcze na Węgrzech), a stacja przy autostradzie była zbyt daleko, by się zapuszczać aż tam i potem wracać.
Jedyną większą miejscowością „na mapie”, do której można było szybko zjechać, było Metsovo. Naiwne sądziliśmy, ze znajdziemy tam otwartą stację paliw…
Samego wjazdu do Metsova jednakże nie żałujemy
, chociaż nocą nie mieliśmy takich wspaniałych widoków jak Kulki za dnia. Wąskie spadziste uliczki i oświetlone knajpki tuż przy nich bardzo nam się podobały
. Szkoda tylko, że strugi deszczu nie pozwoliły na wieczorny spacer… Knajpki kusiły
, ale przecież nie byliśmy głodni! Jakiż więc był sens tam przysiadać? Może po to, aby
przy ciepłej herbatce wyciągnąć mapę i pomyśleć, co dalej? Na rozwiązanie takie wpadliśmy jednak
zbyt późno, bo w momencie, gdy wszędzie zbierano się już do zamknięcia knajpek i nie wpuszczano kolejnych gości. Cóż, według greckiego czasu było już przecież po 22-giej…
Z Metsova do „naszej” drogi wróciliśmy autostradą. Na bramce zażyczono sobie od nas 2 euro. Ciekawe, że gdy jechaliśmy za pierswzym razem od strony Greveny, nikt
niczego od nas nie chciał, pomachali aby przejeżdżać…
Tym razem już bezbłędnie
trafiliśmy na nasz zjazd koło Panagii. Jadąc dalej, nocą i wciąż w deszczu, zupełnie nie zdawaliśmy sobie sprawy z przepaścistości sporej części trasy, jaką podążaliśmy w stronę Kalambaki.
Niecałe 20 km od celu (koło wioski Orhovouni)
daliśmy jednak za wygraną, bo auto jechało już naprawdę niemalże
na oparach, a akurat trafiliśmy na stację paliw
. O tej porze rzecz jasna zamkniętą
, wszak była 23:30… Z boku pod drzewkami był jednak sympatycznie wyglądający pusty parking
. Miejsce osłonięte od wiatru idealnie nadawało się na nocleg
. Pomiędzy strugami deszczu szybko przerzuciliśmy zbędne klamoty pod i na przednie siedzenia i położyliśmy się spać w naszym suchym i ciepłym bagażnikowym łóżeczku. Przed zaśnięciem był jeszcze melonik
, a potem już zasłużony odpoczynek z deszczową kołysanką w tle...
Trasa (dzień 2) wyniosła 1038 km:
A – Röszke, B – Prilep; C – Bitola ; D – Metsovo ; E – Orthovouni (Kalambaka)
Czas przejazdu: Röszke 7:50 – Nowy Sad 9:05 – Belgrad 10:00 – Nisz 12:30 – Leskovac 13:00 – Vranje 13:45 – granica serbsko-macedońska 14:15-14:40 – Skopje 15:00 – Veles 15:25 – zjazd z autostady 15:40 – Prilep 16:45 – Bitola 17:20-18:30 – granica macedońsko-grecka 18:55
(+ 1 godzina zmiana czasu, dalej czasy będę podawać „po grecku”) – Metsovo 22:15-22:40 – nocleg koło Orthovouni (ok. 18 km od Meteorów) 23:30