Witam Leszku,
Bardzo ciekawa wyprawa, i w sensie off-roadowym i w sensie kulturowym
... Dodatkowo fajnie opisana, i co najważniejsze, świetnie udokumentowana fotograficznie ... szkoda tylko, że nie masz więcej zdjęć z granicy
...
Co do off-roadu to podziwiam za zapał i wytrwałość. Ja do specjalnie normalnych nie należę
, ale mnie by się zwyczajnie nie chciało przez to błoto pchać samochodem, nawet takim jak wasz
... zdecydowanie wolałbym techniką
zawodowca pokonać te leśne odcinki zwyczajnie na nogach, nawet z Jaśkiem na plecach
, bo by było szybciej (bo mam wrażenie, że i tak większość czasu szliście obok samochodu), mniej forsownie, bez ryku silnika, aromatu spalin, itp., a i na widokach by się człowiek mógł bardziej skupić, a nie ciągle czuwać czy samochód nam się zaraz zsunie z 'drogi' czy nie
... ale jak to mówią różne są zboczenia
, więc tym bardziej szanuję waszą determinację i chart ducha
...
Co do kultury i granicy, to myślę, że wasz główny problem polegał na tym, że mieliście niewłaściwe nastawienie
... zakładaliście, że będzie 'normalnie', a że było inaczej, to był szok i nerwy ... a tam na wschód od naszej krainy Lecha nic nie jest 'normalnie' w naszym sensie rozumienia tego słowa
... trzeba było założyć, ze na granicy będziecie stać pół dnia, przyjechać tam z rana, wyspanym, najedzonym, wysiusianym
i wyjść z założenia, niech będzie wola nieba
... wtedy byli byście szczęśliwi, że było krócej niż zakładaliście
... Jak mi kiedyś starczy weny to opiszę nasz wyjazd z Małżonką w kraje bałtyckie w 2002 roku, wzbogacony pobytem w obwodzie kaliningradzkim oraz na Białorusi ... dzięki temu, że podchodziliśmy do tego na luzie, dziś wspominamy to z ubawem i nostalgią, mimo że wiele elementów było dalekich od 'normalności'
...
Pozdrawiam,
PAP