Leszek Skupin napisał(a):Kamiiil Wiedziałem, że zajrzysz ... Z niecierpliwością będę czekał na Twoje opinie . Ja też o Tobie myślałem. Żałowałem, że nie mogłeś być z nami... Jak znam życie to pewno byśmy zrobili nocne wejście na któryś ze szczytów , pod którymi byliśmy na tej hali pierwszego dnia offroadu. To byłby dopiero hard core
No pewnie że byśmy wleźli
Tyle miejsc mi znanych... Jaremcza, Rafajłowa, Przełęcz Legionów. Byłem tam na krótkim wypadzie w... 1990 roku. Przemieszczaliśmy się pociągami, autobusami, stopem i z buta. Pociąg już nie pamiętam czy z Przemyśla czy Medyki do Iwano-Frankowska (Stanisławowa) to była niezła masakra. Wtedy Przemyśl był ulubionym miejscem handlowym Rumunów. Przyjechał pociąg którym mieliśmy jechać w drugą stronę, pełen Rumunów z towarem, a nasi celnicy akurat postanowili ich nie wpuścić. Dosiedli się do nich ich powracający rodacy, a w ten tłum jeszcze musieliśmy się wcisnąć my z ciężkimi worami. Podróż była ciekawa bo pechowi zawróceni handlowcy się pocieszali tym czego nie udało im się sprzedać...
W Iwano-Frankowsku spaliśmy w hotelu w towarzystwie tupiących po ścianach karaluchów. Następnego dnia znalazłem ulicę 17 Września, mam zdjęcie tabliczki... Potem wreszcie w góry. W Worochcie pamiętam szałas-knajpę, coś takiego jak opisujesz, tylko podkład muzyczny inny - akurat leciała lambada ze słowami po ukraińsku W Czarnohorze wlazłem na Howerlę i Pietrosa, potem w Gorganach na Doboszankę, pogoda nas nie rozpieszczała. Byliśmy jedną noc w Rafajłowej, na Przełęczy Legionów byliśmy pieszo, pamiętam że to miejsce robi wrażenie, epitafium na kamieniu zapamiętałem.
Wszystko się dawało załatwić za flaszkę albo karton papierosów, raz autobus specjalnie zboczył z trasy żeby naszą dużą grupę podwieźć, innym razem jechaliśmy na pace ciężarówki z drzewem, siedząc na balach. Jak czytam Wasze przygody to mi się przypomina jak ciężarówka też jechała dnem potoku bo było równiejsze niż rozjeżdżona droga.
Mapy mieliśmy kserówki polskich wojskowych przedwojennych. Numery starych słupków granicznych polsko-słowackich były najlepszym oznakowaniem.
Na koniec odwiedziliśmy Lwów, akurat trafiliśmy na dzień kiedy zdejmowali Lenina z cokołu, Ukraina właśnie wychodziła z Sojuza. Niesamowite było jak tłum Lwowian stał pod ratuszem i czekał na wynik obrad czy uchwalą usunięcie pomnika, a potem wszyscy ruszyli biegiem pod pomnik gdzie przyjechał dźwig i zabrał wodza Zdjęcia z tego wszystkiego mam w Łodzi, szkoda że nie mam jak teraz tego zeskanować.
Przypomniałeś mi tyle znanych miejsc, dzięki
Zdjęcia i narracja jak zwykle u Ciebie super, no i w ogóle jesteście giganci, moje małe albańskie offroady przy Was wysiadają