.
CresPora pokazać nieco bardziej cywilizowane miejsce na wyspie.
Ruszamy do stolicy wyspy Cres, czyli miasta Cres. Przy okazji zagadka, którą miały rozwiązać moje dzieci: na jakich chorwackich wyspach stolica nosi inną nazwę niż sama wyspa?
Cres jest doskonale położony w głębokiej, bezpiecznej zatoce, więc nie dziwi, że miejsce to od tysiącleci było zagospodarowane przez mieszkańców wyspy. Najpierw prehistoryczna osada, potem antyczna twierdza Crepsa, aż w IX wieku przybyli na Cres Chorwaci. Swoje znaczące piętno odcisnęli tu niejednokrotnie Wenecjanie, na pewien czas wpadło Cesarstwo Austro-węgierskie, zajrzeli też Francuzi czy Włosi.
Historię widać w architekturze miasta, która nie przypomina dalmatyńskiej, lubianej przez wielu, a raczej tę z niektórych rejonów dzisiejszych Włoch.
Parkujemy gdzieś
tu, za chyba 9 kun na godzinę.
Potem znajdujemy szesnastowieczną bramę do miasta - jedną z trzech, jakie ostały się z systemu murów miejskich i baszt obronnych, rozebranych częściowo pod koniec XIX w. i po II wojnie światowej. Oto
Porta Bragadina (1581):
Wcześniej beztrosko minęliśmy
Porta Marcella (1588) nie cykając nawet fotki...
Trzecia z bram znajduje się w obrębie wieży zegarowej i prowadzi do portu. To chyba najczęściej fotografowane miejsce w Cresie.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że podobną wieżę już widziałam - no tak, w Rovinj. Ten styl, kolorystyka kamieniczek, plac, port... Tylko fontanna inna.
W mieście jest kilka budynków, o których wspominają przewodniki, warto na nie zerknąć.
Niedaleko wieży zegarowej znajduje się
crkva Svete Marije Velike (Włosi powiedzieliby: Santa Maria Maggiore) - trójnawowa
bazylika z końca XV wieku z 22-metrową wieżą. Jej budowa stała się konieczna po przeniesieniu centrum administracyjnego wyspy z Osoru do Cresu. Powstała na miejscu starszego, mniejszego kościoła.
Bardzo podobał mi się budynek mieszczący Muzeum Miasta Cres, czyli
Pałac Arsan, łączący styl renesansowy z gotyckim. Nie zaglądaliśmy do środka, ale ponoć ciekawostką jest tam renesansowa toaleta we wnęce muru.
Przed budynkiem dumnie stoi posąg renesansowego filozofa z Cresu Frane Petrića.
Przy placu ktoś optymistycznie pomalował okiennice jednej z kamienic na różne kolory:
W mieście ostała się
jedna z pięciu wież będących częścią nieistniejących już fortyfikacji - niestety, zamknięta.
Koniecznie chciałam zobaczyć w Cresie
zespół klasztorny franciszkanów, położony już poza dawnymi murami miejskimi. Na terenie klasztornym znajduje się kościoł św. Franciszka z Asyżu z ciekawą dzwonnicą, krużganki, budynki klasztorne oraz ogród, jest też muzeum, do którego nie zajrzeliśmy - było późno.
Twarze na wieży, zwrócone na cztery strony świata, symbolizują ponoć różne rodzaje wiatru, od łagodnego po ostry...
Parę ciekawych zabytków jeszcze by się znalazło, lecz jakoś umknęły przed aparatem.
Jednak najbardziej w Cresie podobają mi się dwie rzeczy: wąskie uliczki starego miasta pełne zakamarków, których piękna nie umiem ująć na zdjęciach; oraz kolorowe "włoskie" kamieniczki otaczające port, po których ślizgały się ostatnie promienie zachodzącego słońca...
Pospacerujmy więc przez chwilę...
Wreszcie odkryłam skąd się wzięła śląska nazwa
kokotek...
Czy Cres mi się podobał? Zdecydowanie tak, choć jest inny niż miasteczka Dalmacji. Na pewno warto tu zajrzeć i powłóczyć się jego uliczkami.
Nie mówiąc już o praktycznych aspektach takiej wizyty: zakupach w Plodine, kasie z bankomatu lub banku, cywilizowanych knajpach w pięknym portowym otoczeniu i innych uciechach miejskiego życia.