.
Plaża Bezimienna
(EDIT: czyli Uvala Prašćiarići)
Pożegnaliśmy najsłynniejszą creską plażę...
...i skierowaliśmy się na południe - na odcinku między Martinšćicą a plażą Sv. Ivan zdjęcia satelitarne pokazywały wiele odludnych, niedostępnych lub trudno dostępnych z lądu plaż. W sam raz na odpoczynek po wizytach na tych z folderów turystycznych. Nie miałam upatrzonej jakiejś konkretnej - przyglądaliśmy się po prostu wybrzeżu wypatrując odpowiedniego, niezatłoczonego miejsca... Minęliśmy ponownie Plavą Grotę...
...i kilka plaż, które były zajęte przez jedną grupę (nie będziemy zakłócać samotności), albo zbyt wiele dla nas osób (dużo ludzi już dziś widzieliśmy ), albo trudno było zacumować z powodu zbyt wielu skał (Nie płyń tam, nie jesteśmy na Titanicu! ).
Aż wreszcie pojawiła się taka w sam raz, całkiem spora, przy której wprawdzie kołysały się dwa pontony i jacht, ale zapewniała dużo miejsca, spokoju i kameralności. Jacht wkrótce zresztą odpłynął, załoga jednego z pontonów wolała raczej skakać z niego do wody niż biegać po plaży, ktoś tam rozbił się obozem na przeciwległym końcu, ale miejsca było tyle, że nikt nikomu nie przeszkadzał w najmniejszym stopniu. Na tej zatem Bezimiennej plaży pozostaliśmy przez dłuższy czas... I było tam po prostu rajsko!
Każdy ma swój kawałek cienia...
Gdzieniegdzie był nawet prawie prawdziwy piasek.
Tuż za skałami w północnej części plaży znaleźliśmy fantastyczny zakamarek - niewielką wodną grotę z małą plażą w środku, gdzie można się schronić przed słońcem i widokiem innych. Bajeczna! Niestety, zdjęć nie robiłam - trzeba tam dopłynąć wpław, więc nie zabrałam niezabezpieczonej przed wodą komórki. Ale bardzo polecam relaks w tym miejscu!
Odpoczywamy dalej...
A gdy już nam się trochę znudził ten raj, popłynęliśmy dalej, podziwiając wybrzeże...
Tutaj, przy ruinach jakiejś kaplicy, ktoś się nieźle urządził - to jedyne zabudowania, na jakie natknęliśmy się na tym odcinku:
Ponieważ mieliśmy jeszcze chwilę czasu przez oddaniem łodzi (przed 18.00), zajrzeliśmy na moment na jeszcze jedną plażyczkę, już bliżej kampu Slatina...
Wreszcie pora wracać na dobre - zwłaszcza, że kiszki nam już grają marsza...
To był naprawdę fantastyczny dzień! Jeśli dane mi będzie jeszcze kiedyś pojechać do Chorwacji, łódeczka na cały dzień zostanie obowiązkowym punktem programu.