Zaczynamy...
Prolog
Wakacje 2009 miały być jeszcze gorsze niż 2008. Pod przymiotnikiem "gorsze" kryje się przede wszystkim totalny brak zainteresowania ze strony znajomych, poprzedzony także ich "cichociemnymi" wyjazdami w różne rejony Polski bez informowania nas o tych eskapadach.
Jestem w stanie zrozumieć, że ktoś chce być przez kilka dni sam, ale kiedy inicjujesz lub organizujesz znajomym wakacje, dłuższe lub krótsze wycieczki liczysz, że i oni kiedyś odwdzięczą się jakimś zaproszeniem tudzież pomysłem na wyjazd...cóż przeliczyliśmy się i siedzieliśmy w domu podczas gdy jedni balowali w górach, drudzy nad morzem.
Powiedzenie "przyjaciół poznaje się w biedzie" może jest trochę na wyrost, ale daje do myślenia.
Plan czerwcowego wyjazdu do TR nie wypalił z powodu obecności w kalendarzu imprez rodzinnych chrzcin. Tydzień urlopu przepadł na rzecz jednodniowej imprezy - taki lajf. I tak smażąc się w Warszawie dotarła do nas wiadomość w formie MMS jaka to cudowna pogoda jest nad morzem - ale o tym już było.
Tak więc wakacyjny zegar tykał, a my mając do dyspozycji 2,5 tyg. urlopu na przełomie sierpnia i września kombinowaliśmy...kombinowaliśmy...i kombinowaliśmy. Stanęło na HR we 2 osoby. Na tę okoliczność poczyniliśmy zakupy prowiantu oraz Assistance w Warcie (45zł - najciekawszy zakres z przeglądanych Assistance). Wyjazd zaplanowany na czwartek zbliżał się wielkimi krokami, ale gdzieś w podświadomości coś mi podpowiadało że nie jest to opcja idealna. Żona także nie była do końca przekonana, bo "sami", bo "tylko ty prowadzisz", bo "będzie nudno".
Propozycja TR samolotem nie spotkała się z moim uznaniem - w końcu byliśmy tam rok temu. Ostatni z regionów, który nas interesował oznaczał jednocześnie największe wydatki na wycieczkę i na miejscu, bowiem zachodnie wybrzeże TR jest najdroższe z racji statusu riwiery dla mieszkańców Stambułu oraz Grecji za miedzą. Kilkukrotne wertowanie stron internetowych pod kątem atrakcyjnego last minuta nie przyniosło rezultatów, a planowany dzień wyjazdu był tuż tuż...wóz albo przewóz, po ciężkim roku nie mogliśmy sobie pozwolić na urlop w domu i potrzebowaliśmy solidnego hard resetu. Ostatni rzut oka do netu i .... jest Turcja/Wybrzeże Zachodnie/Kuşadasy, czyli coś na co "polowaliśmy".
Zrobię tu małą retrospekcję; w 2001 roku byliśmy w okolicach Antalii (wioska Beldibi), w 2008 "zaliczyliśmy" fantastyczne Side (relacja na CRO.pl) i każdy wyjazd kończyliśmy z mocnym postanowieniem powrotu do TR i zobaczeniem Efesu.
Za niecałe 3200zł staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami biletów do Bodrum i voucherów do Hotelu **** z opcją AI na 8 dup...upsss dób .
Lokalizacja hotelu na przedmieściach Kuşadasy (fonet: Kuszadasy) była idealna do "zaliczenia" kilku fantastycznych miejsc o czym napiszę w kolejnych odcinkach.