14.06
Z "Jeziora Łabędziego" wróciliśmy grubo po 02:00 w nocy, przed nami całe 2h snu, bo potem musimy wstać na autobus który zabierze nas do
Pammukale
Punktualnie przed hotelem, o 4:30 pojawia się autobus przewoźnika współpracującego z Itaką - tu należą się 2 słowa wyjaśnienia: większość wycieczek kupowaliśmy od lokalnych biur turystycznych, ale Pammukale z racji odległości i dość dobrego stosunku ceny do pakietu wycieczki kupiliśmy w Itace. Jednodniowa wycieczka do Pammukale z Itaki zawierała 3 posiłki, podczas gdy lokalne biura gwarantowały tylko lunch - trochę mało jak na całodzienną wycieczkę. Dodatkowo istotnym plusem miał być polskojęzyczny przewodnik. O tym jak bardzo był on polskojęzyczny przekonaliśmy się już w trakcie wsiadania do autobusu. Sympatyczny skądinąd Turek, władał wprawdzie językiem polskim, ale na poziomie 'sprzedawcy pamiątek' a nie przewodnika. Początkowo próbowaliśmy go nawet słuchać, ale mix polskich-rosyjskich-tureckich słów po prostu był nie do zniesienia - całość uwagi skupialiśmy na tym aby go zrozumieć i nie było już czasu na samo podziwianie.
O 4:30 nawet w Turcji jest dość chłodno - jednak jak się potem okazało miał to być pierwszy z najgorętszych dni naszego pobytu. Pierwszy punkt programu zakładał 5min. postój w Antalii i oczekiwanie na pozostałych uczestników wycieczki. Kolejnym było śniadanie w przydrożnym barze. Jak się okazało była to swego rodzaju przystań/oaza dla wszystkich wycieczek zmierzających do Pammukale - zatrzymywały się tam dosłownie wszystkie autokary toteż w środku panował "młyn". Śniadanie w formie szwedzkiego stołu było dramatem: nieświeże pomidory, ogórki, jakieś wędliny i biały ser. Zaopatrzyliśmy się w świeżutki chlebek i jednorazowe masełka, dżemy i miodki - to było najbezpieczniejsze. Perspektywa biegunki podczas wycieczki skutecznie odstraszyła nas od jedzenia czegokolwiek nie zapakowanego w hermetyczne opakowanie. Cóż początek nie był najlepszy: pseudopolskojęzyczny przewodnik i 'zgniłe śniadanie' - nieźle
Każda wycieczka do Pammukale niezależnie od tego czy jest organizowana przez BP z Polski, czy lokalne BP ma w planie wizytę w tzw. fabryce bawełny. Na szczęście w naszym przypadku było to tylko 40min w sklepie pełnym podróbek markowych ciuchów, ręczników, piżam, itp. Oczywiście ceny były zaporowe - te same rzeczy można było kupić w sklepikach w Side za ułamek wartości.
Prawidłowość jest mniej więcej taka (zaczynając od nadroższego miejsca do najtańszego):
"Fabryka bawełny" -> sklepy w centrum miejscowości turystycznej (w Side cypel z ruinami) -> sklepy przy głównej promenadzie (ceny akceptowalne) -> sklepy przy bocznych ulicach (ceny atrakcyjne) Dla przykładu koszulka polo w 'fabryce bawełny' kosztowała 40E, gdzie najtaniej można ją było kupić za 5-7E.
Po wizycie w 'fabryce bawełny' udaliśmy się już bezpośrednio do Pammukale. Przed właściwym zwiedzaniem planowany był jeszcze obiad, do którego podchodziliśmy 'z taką pewną nieśmiałością' pomni wspomnień ze śniadania. I tu pierwsze pozytywne rozczarowanie - obiad był wyśmienity, wachlarz dań wręcz ogromny, wszystko cieplutkie i świeżutkie, sałatki wyborne, desery wręcz wyśmienite.
Pammukale leży ok 18km od Denizli i jak pewnie wszyscy wiedzą jest dość niezwykłym tworem natury formowanym przez wieki przez gorące, bogate w wapń źródła. Bezpośrednio w bliskości słynnych białych tarasów znajduje się antyczne miasto Hierapolis, zbudowane właśnie w tym miejscu z uwagi na lecznicze właściwości wód. Poniżej plan Hierapolis i widok na wapienne tarasy z dołu:
mapka zapożyczona
Do Hierapolis/wapiennych tarasów wiodą 2 wejścia/wyjścia. My rozpoczęliśmy zwiedzanie od tzw. 'drogi zmarłych', o mało nie dołączając do pochowanych w tym miejscu. Weszliśmy na teren Hierapolis punkt 12:00 - tak jak wspomniałem był to jeden z pierwszych b.gorących dni w Turcji, a my mieliśmy pokonać prawie 2km 'drogę zmarłych' w pełnym słońcu, objuczeni aparatami i plecakami (niektórzy nawet pchali wózki z dziećmi). 'Droga zmarłych' to tak naprawdę obszar znajdujący się poza 'centrum' Hierapolis, na jego przedmieściach. W Hierapolis panowała tradycja że zmarłych wywozi się poza granice miasta i tam pozostawia: bogaci budowali grobowce i w nich umieszczali do 6 zmarłych na wykutych 'łóżkach'. Biednych stać było tylko na kamienną trumnę (a i to w sprzyjających okolicznościach), którą pozostawiali przy drodze. Poniżej zdjęcia z 'drogi zmarłych':
W Hierapolis jest także kolejny z antycznych teatrów - śmialiśmy się z Żoną, że jesteśmy "Theatre Riders" bo odwiedziliśmy już ich sporą liczbę:
- Grecja (Teatr Dionizosa i Teatr Herodesa Attykusa - Akropol/Ateny)
- Turcja (Teatr w Side, Aspendos, Hierapolis, Phaselis)
- Chorwacja (Teatr w Salonie)
Oczywiście wędrówka w 42oC upale (w cieniu oczywiście) była mordęgą. W perspektywie jednak mieliśmy moczenie się w tarasach Pammukale. Kubłem zimnej wody (o ile mogę tak napisać) była informacja, że woda ma ok 35oC (ochłody raczej nie przyniesie) a kąpiel w tarasach jest zabroniona. Dla turystów dostępne są małe sadzawki oraz zatłoczony Basen Kleopatry (10E). Trudno...
Poniżej zdjęcia Basenu Kleopatry i bardziej obleganej części wapiennych tarasów; tych dwóch panów z wody zaraz wygoni strażnik:
Pobrodziliśmy trochę w płytkiej i zmąconej wodzie, pochodziliśmy po twardej skorupie tarasów (dozwolone tylko boso), odpoczeliśmy w kawiarence i przyszedł czas powrotu. Podczas wędrówki do autobusu okazało się że mogliśmy spokojnie wykąpać się w mniej obleganych, sztucznych tarasach, bez gwaru i zgiełku, ale o tym nasz szanowny przewodnik nie raczył nas poinformować. Było też sporo zacienionych miejsc do piknikowania. Poniżej zdjęcia z tych mniej obleganych tarasów:
Dotarliśmy do autobusu wycieńczeni ale szczęśliwy, w końcu udało nam się zobaczyć jedną z głównych atrakcji Turcji. W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o restaurację nad martwym jeziorem powulkanicznym. Kolor wody był zbliżony do tego w Plitvickich Jeziorach, z tą różnicą że zawartość siarki w wodzie nie pozwalała na istnienie żadnego życia - szkoda, bo woda była krystalicznie czysta. Kolacja, podobnie jak i obiad była rewelacyjna. W końcu, ok. 22:30 dojechaliśmy do naszego hotelu....C.D.N.