29 lipca 2009 r.
Po porannym śniadaniu opuszczamy Hotel Anadolu i kierujemy się w stronę Mostu Bogazici, którym przekroczymy geograficzną granicę Europy i Azji.
Dziś mamy do pokonania jedyne 750 km. czyli kierunek -
Kraina Pięknych Koni znana bardziej jako
KAPADOCJA
Dzisiejsza trasa przedstawia się następująco:
Jazda w porannym szczycie nie odbiega zasadniczo od jazdy w szczycie popołudniowym ale mimo to szybko i bezproblemowo docieramy do mostu.
Niestety fotek zero bo nie ma możliwości na pstrykanie w takich warunkach - trzeba mieć oczy dookoła głowy
Żona jakoś nie była chętna do fotografowania bo jakieś takie przerażenie w jej oczach widziałem
Chyba jej sposób jazdy po mieście nie spasował
Przez most przejechaliśmy i pasuje za niego zapłacić, należy się: 3,25 TL (powrót na stronę europejską jest już bezpłatny).
I tu zaczęły się schody
Płatność gotówka jest tam traktowana po macoszemu (czemu się później przestałem dziwić)
Wiedziałem tylko żeby nie pchać się na bramki bez szlabanów bo są to przejazdy dla osób posiadających w samochodach specjalne nadajniki - dla nich przejazd jest bez zatrzymywania się. Jak nie mamy nadajnika a mimo to przejedziemy to automat strzela nam fotkę przy asyście rozwytych syren alarmowych i świetlnych i albo nas drogówka dopadnie za to albo nie.
Typuję, że raczej dopadnie bo stali za każdymi bramkami a wycie syren to chyba nawet głuchy by usłyszał
Napisu CASH/TICKET/NAKIT nie widzę to się pcham na nic mi nie mówiącą bramkę z napisem KGS.
I się zaczęło.
To jest bramka na karty chipowe, której ja oczywiście nie miałem.
Zbliżając się do niej system nie rozpoznał chipa (bo i skąd) zawyło, zamrugało i ni stąd nie zowąd pojawiły się zamknięte szlabany - ani w przód ani w tył
Z opresji wybawił mnie tubylec, który mi pożyczył swoją kartę dzięki czemu uwolniłem się z tureckiej niewoli.
Po podziękowaniu, zwróceniu karty i kwoty należnej za przejazd można było jechać dalej
Okazało się że bramki na CASH/NAKIT położone są na prawym skrajnym pasie.
Później już byłem panisko pełna gębą wiedząc jak się ustawiać
Za mostem ustawiamy się na autostradę 0-4 ISTANBUL-ANKARA.
Ok. 15 jesteśmy w Ankarze (przejazd autostradą 11,50 TL)
Do centrum się nie pchamy bo czasu brak a poza tym są ciekawsze miejsca w Turcji niż ich stolica.
Za Ankarą zjeżdżamy na ichnią drogę krajową ANKARA-ADANA-KONYA.
Drogi lokalne miodzio.
Szerokie, bez dziur (z wyłączeniem ok. 20 km na całej 750-cio kilometrowej trasie), o bardzo małym natężeniu ruchu.
Czas przejazdu po takiej drodze analogiczny jak na autostradzie - jakoś nie zauważyłem, żeby tubylcy zbytnio zwalniani: ponad 100/h całe towarzystwo tnie.
To my nie będziemy gorsi, zważywszy, że i stan i szerokość tych dróg na taką jazdę pozwalała.
Najwyżej zasilimy jakby co turecki budżet mandatem
Obyło się jednak bez płacenia bo na całym 750-co kilometrowym odcinku widziałem tylko 2 patrole i już byli zajęci innymi szczęśliwcami.
Po jakiś 100 km od Ankary odbijamy na drogę ADANA-AKSARAJ-NEVSEHIR.
Trasa ciekawa widokowo (pomimo monotonnego krajobrazu), może dlatego, że takie widoki nie występują w naszej parafii i nie jesteśmy do nich przyzwyczajeni.
Kilka fotek obrazujących stan azjatyckiech dróg i krajobraz:
Czas mija a my powoli zbliżamy się do Kapadocji.
Kilka "strzałów" na szybko z okien samochodu:
Około godziny 20, tuż przed zachodem słońca docieramy do Goreme w Kapadocji:
A następnie do naszego hotelu o nazwie UFUK.
Hotel UFUK wyszperany został przeze mnie w necie - godny polecenia, czysty, z miłą i pomocną obsługą, bardzo dobra kuchnia lokalną serwowana w czasie śniadań.
Korespondencja mejlowa błyskawiczna (co nie zawsze jest normą u południowców)
Rezerwacja za free - płatność gotówką po przyjeździe.
Cena 40 euro (po negocjacji) za 4 osoby/doba ze śniadaniem w formie open buffet.
Po dojechaniu na miejsce szybki prysznic i padam do wyrka jak zabity
Jest noc to i wypada się przespać.
Jeszcze tylko rzut oka na nocny widok z hotelowego tarasu:
i okolicę:
Całe szczęście, że ani jutro ani pojutrze nigdzie nie muszę jechać
CDN.....