kulka53 napisał(a): (...) Pisząc o tanim zwiedzaniu Grecji miałem na myśli to, że dobrze się trzeba natrudzić by znaleźć tam płatny parking
a ogólnie zabytki do super drogich nie należą. Atrakcją, która wg mnie była trochę za droga, choć niewątpliwie ciekawa, była peloponeska kolejka do Kalavrity za 18 euro od osoby. Natomiast np jaskinie Dirou w innym kraju pewnie kosztowałyby 2x więcej a wg mnie są wielkim hitem.
Cóż, trzeba będzie na te wydatki w Turcji przewidzieć trochę więcej.
Jedyny płatny parking w Grecji, jaki sobie przypominam w czasie naszego wyjazdu to w centrum Aten. A co do zabytków to mieliśmy takie wrażenie, że Grecy chętnie kasują za zabytki własne, tzn. historycznie greckie i tu cena jest "uzależniona od liczby kolumn":) Natomiast kasowaniem za "te inne" już nie są tak bardzo zainteresowani, choć po przeszło pięciu latach nie potrafię sobie dokładnie przypomnieć, które z "tych innych" były płatne, a które nie.
Oczywiście w Turcji bez specjalnego wysiłku ominiesz niektóre płatne parkingi, ale są miejsca gdzie ich pęd na turystyczną kasę przekraczał moją tolerancję. My mieliśmy taką sytuację w Meryemanie. Jedno z nas było zainteresowane jej zwiedzaniem, drugie nie. Jedziemy z założeniem, że chętny sobie Meryemanę obejrzy, niechętny pozostanie w samochodzie. I co zastajemy na miejscu? Szlaban i pobór kasy (chyba po 12,5 liry, czy coś koło tego) jest już przed wjazdem na parking:) Można oczywiście w ramach protestu na zdzierstwo zawrócić, no ale jak się tyle jechało, żeby zobaczyć... Niechętny może też teoretycznie wysiąść z samochodu i poczekać sobie przy szlabanie:) tylko, że to jest dużo wyżej niż Efez i we wrześniu było tam dobrych kilka stopni mniej, co przekładało się na wyraźnie odczuwalny i dokuczliwy chłodek. Tym samym jedno z nas zapłaciło 12,5 liry za przejażdżkę na parking:) Cierpliwość nasza się skończyła i postanowiliśmy nie zostawić miastu Selcuk ani liry więcej, dlatego na obiad i nocleg pojechaliśmy gdzie indziej.
kulka53 napisał(a): Ale bardzo jestem zaskoczony tym co piszesz o greckich zwierzętach
Ja nie mogę przejść obojętnie obok żadnego kota, zresztą w relacji pokazujemy ich chyba sporo za dużo
. Właściwie nie przypominam sobie bardzo źle wyglądającego kota, te które spotykaliśmy były zadbane, zwykle najedzone, często widywaliśmy kocie miski, na pewno żadnemu nie działa się wielka krzywda. A w sumie w Grecji spędziliśmy już prawie 3 miesiące w różnych rejonach. Co do psów się nie wypowiem, rzadziej je spotykaliśmy, no a jeden niestety zakończył chyba życie wbiegając wprost pod koła naszego auta
. Podział na "chore, głodne, rozjechane" z całą pewnością mógłbym zastosować do psów w Rumunii i Bułgarii
.
My spędziliśmy w Grecji 3,5 tygodnia w 2007 roku i nasza opinia wynikła, jak pisałam, z obserwacji w różnych miejscach. Najgorzej, jeśli chodzi o koty, zapamiętaliśmy Finikoundę - jakkolwiek pisać nazwę tej miejscowości:) Życzylibyśmy sobie, a zwierzętom przede wszystkim, żeby więcej takich obrazków nie oglądać i mamy nadzieję, że tak będzie, a powrót do Grecji chodzi nam dużymi krokami po głowie i kto wie, może nawet w tym roku.
EDIT: Patrząc na Wasze "kocie" zdjęcia możnaby pomyśleć, że mówimy o różnych krajach. Albo, że miałam urojenia... I mam nadzieję, że te "Wasze" koty (i oby psy też) i koty Dangolki to są te aktualnie "ogólnogreckie" i tak już pozostanie:)
kulka53 napisał(a): Ponieważ gdy kiedyś będziemy się wybierać do Turcji bardziej na wschód, też będzie to na pewno wrzesień, trzeba będzie się nastawić na te nocne chłody
. Mam nadzieję, że podobnie jak w Grecji, tak i tam nie ma problemów ze znalezieniem miejsca na noclegi w aucie na dziko
, no i że nie ma problemów z dostępem do słodkiej wody do mycia czy gotowania.
Ja myślę, że w Turcji z miejscami na noclegi w samochodzie będzie jeszcze łatwiej niż w Grecji:)
grot napisał(a): (...) Co do oceny ludzi to też pewnie można różnie trafić, jak wszędzie. Ja, jeśli chodzi o Turcję mam same pozytywne oceny, tak się zastanawialiśmy czy w Polsce mógłbym liczyć na taką pomoc jaką mi okazano (o tym będzie już całkiem niedługo), szczególnie gdybym był cudzoziemcem. (...)
Mieliśmy między innymi taką sytuację: w Edirne chcieliśmy wysłać kartki i szukaliśmy skrzynki pocztowej. Byłam pewna, że skrzynki pocztowe w Turcji są, bo je widziałam w innych miejscowościach, choć nie w każdej (później w internecie przeczytałam, że to właśnie wcale nie jest takie oczywiste i są miejscowości, gdzie skrzynek nie ma i listy wysyła się tylko na poczcie, ale wtedy tego nie wiedzieliśmy). Chodzimy po tym Edirne, chodzimy, kartki wysłać musimy, bo to ostatnia miejscowość w Turcji, z której właśnie wyjeżdżamy (zawsze wysyłamy kartki na ostatnią chwilę i to kolejny kraj, gdzie nam to nie popłaca) a skrzynek nie ma. Podchodzimy do faceta z obsługi meczetu i pytamy go o skrzynkę. Nie bardzo mówił po angielsku, więc ściągnął trzy swoje koleżanki. One niby mówiły po angielsku, ale podobnie jak on. Tłumaczymy o co chodzi, pokazujemy kartki, pokazujemy, że są wypisane, że są znaczki i że chcemy je - no i tu pokazujemy, że chcemy je w dziurę w ścianie:) One nam mówią, że poczta finito. My wiemy, że poczta nie pracuje, bo już chyba 22, ale pokazujemy, że chcemy to w ścianę albo w skrzynkę. One, że nie ma i że poczta finito. Trwało to chyba z 15 minut, w końcu udało się nam wyswobodzić, dziękując za pomoc i poszliśmy szukać dalej. Znaleźliśmy budynek poczty, rzeczywiście zamknięty i przy nim też nie było skrzynek. No, jak już przy nim nie było skrzynek to zaczęliśmy wierzyć, że tam skrzynek nie ma. Poszliśmy zapytać w hotelu obok. Mówią, że skrzynek nie ma. Rodzinie w Polandzie można te kartki zawieść, ale do innych krajów to już gorzej. W końcu wpadliśmy na pomysł: z miejscowej waluty zostało nam całe 5 lir, tuż obok poczty jest kawiarnia. Pójdziemy tam, poprosimy, żeby jutro rano wysłali nam te kartki, damy tą piątkę w podzięce za przysługę - wyślą to wyślą, nie wyślą - trudno. Poszliśmy. Wybraliśmy na oko najbardziej kumate kelnerki i pytamy, czy mówią po angielsku. One, że oczywiście, ale ni w ząb nie kumają o co chodzi. Zawołały kolegę, takiego młodziutkiego chłopaczka. Jego inglisz podobny. We czwórkę oglądają te kartki z każdej strony, my im znowu pokazujemy, że są adresy, są znaczki i że budynek obok. Młody zawołał szefa. Przyszedł uśmiechnięty od ucha do ucha szef, przywitał się. Tłumaczymy o co nam chodzi. Szef wysłuchał, powiedział "okiej", wziął od nas kartki, podał młodemu, klepnął go z całego serca w plecy, aż młody ledwie ustał, podał nam rękę na pożegnanie i poszedł. Młody stał zamurowany. Wręczyliśmy mu pięć lir, podziękowaliśmy, pożegnaliśmy się i poszliśmy. No i przed nami 3 opcje: Młody nic nie zrozumiał i nic z tego nie wyjdzie, Młody wyśle kartki w śmietnik, bo mu się nie będzie chciało podejść na pocztę, Młody zrozumiał i wyśle. Po tygodniu kartki były w Polsce:)
Grot, piękne zdjęcia okolic Alanyi:) My je ominęliśmy (tzn. przez Alanyę tylko przejechaliśmy), a może następnym razem trzeba będzie się tam zatrzymać.