GOREME - trzeci i ostatni dzień (a szkoda).Gwoździem programu tego dnia miała być Dolina Ihlary, na zobaczenie której bardzo czekałem. Wstajemy wcześnie i pierwszy raz widzę kapadockie balony. Przez wszystkie dni pobytu najpierw budziła mnie modlitwa a potem przelatujące balony. Jak ktoś się dziwi jakim cudem przelatujący balon może budzić to odpowiadam: może. Planując pobyt w Kapadocji zastanawialiśmy się nad przelotem tym balonem, ale mając masę innych atrakcji i biorąc po uwagę codzienne zmęczenie wstanie o 4-tej rano przekraczało moją wyobraźnię. Dodatkowo muszę się przyznać, że wysokość bez kontaktu z ziemią nie wpływa dobrze na moją psychikę. Trzeba jeszcze dodać, że cena lotu nie jest niska i waha się w zależności od terminu i możliwości negocjacyjnych z tego co pamiętam od 120 do 200 euro za osobę. Widziałem parę filmików z takiego przelotu i wyglądało to zachęcająco, więc jak ktoś będzie miał więcej czasu i ... pieniędzy to polecam.
Goreme
Goreme
Dzisiejszą wędrówkę zaczynamy od miejscowości Cavusin czyli miasta duchów
Wnętrze kościoła.
Miasto duchów.
Z Cavusin jedziemy w dół i kierujemy się w stronę Różowej Doliny. Staramy się dojechać jak najdalej samochodem, droga kamienista a za nami unosi się długi na kilkadziesiąt metrów tuman pyłu choć jedziemy z prędkością 20 km/h. W końcu obawiając się o stan naszych opon (jak się kilka dni później okazało proroczo) stajemy i idziemy dalej piechotą. Jasne jest, że całej doliny nie mamy szans przejść bo na to potrzeba by kilku godzin a nam się "troszkę" śpieszy. Za to po przejściu kilkuset metrów jesteśmy w ... Arizonie.
szybko wracamy jednak do różowej Kapadocji.
Różowa Dolina - w dali pod drzewkiem zaparkowane clio
Wsiadamy do autka i jedziemy dalej. Zatrzymujemy się na chwilę za Nevsehir przy jeziorku Acigol ( jezior o takiej solnej nazwie tu u nich dostatek ), które powstało we wnętrzu byłego wulkanu.
I teraz już pędzimy do Ihlary. Wcześniej długo czytaliśmy gdzie się zatrzymać, ale oczywiście nie zauważamy zjazdu i jedziemy niepotrzebnie co najmniej z 10 km dalej, trudno zdarza się najlepszym. Wracamy, teraz już skręcamy prawidłowo i choć w dół w stronę wąwozu prowadzi piękna, szeroka nowa droga to jest szlaban, koniec jazdy. Samochód trzeba zostawić na ogromnym parkingu (15 TL) i dalej trzeba iść ładny kawałek drogi, ale na szczęście w dół więc upał tak nie doskwiera. Kupujemy bilety (2,5 euro) i schodzimy po metalowych, stromych schodach do wnętrza doliny. Przeszliśmy odcinek Belisirma - Ihlara o długości ok. 6 km. Zajęło nam to razem z odpoczynkiem około 5 godzin. Nie jest to męczące ponieważ większość trasy przechodzi się w cieniu drzew, a dodatkowo można się ochładzać w chłodne wodzie rzeczki Melendiz. Pobyt się w tym miejscu to jak znalezienie oazy na pustyni. W tej upalnej, wysuszonej Turcji mamy zieleń, wodę, żywą roślinność, a po obu stronach doliny bardzo wysokie skały, które jakby oddzielały nas od świata zewnętrznego. Także tutaj mamy szczęście chodzić prawie sami, bo to przecież już wrzesień a po za tym popołudnie tak więc wycieczki już pewnie odmaszerowały. Czyż takie miejsca na ziemi jak te uwiecznione poniżej mogą nie zachwycać ?
Ihlara - widok przy wejściu
Po drodze można wchodzić do wielu kapliczek z X-XIw, jest ich chyba kilkanaście my wchodzimy do kilku. Wszędzie widać dobrze zachowane malowidła na ścianach. I tak jak wcześniej nachodzi mnie refleksja ile jeszcze lat to przetrwa ?
Ihlara
Można też odpocząć i czegoś się napić:
Ihlara
Duże znaczenie dla takiego odbioru tych miejsc miał fakt, że wokół nas zamiast gwaru wycieczek słyszeliśmy tylko szum wody. Czuliśmy się jak w nieznanym odkrywanym dopiero świecie z dala od cywilizacji. I kolejne bajkowe klimaty:
Ihlara
Po wyjściu kilkaset metrów dalej jest restauracja ze stolikami na wodzie. Byliśmy jedynymi klientami. A jedzenie było smakowite.
Ihlara
Wyczytaliśmy wcześniej, że na końcu trasy kursują busiki przewożące ludzi z powrotem na parking. Jednak już w trakcie przejścia targały mną wątpliwości na kogo te busiki miałyby czekać skoro razem z nami chodzi tu zaledwie parę osób. I tak jak przeczuwałem po wyjściu ani śladu jakiegokolwiek busika. Nie uśmiechało mi się wracać drogą około 8 km. Przy ustawionym stoliku kilka Turków grało w karty więc pytamy jak można z powrotem dostać się na parking. Mówią, że no problem i zaraz zadzwonią po taxi-mena. Myślę taksówka ? Jest dobrze. Więc czekamy. Po 10 minutach podjeżdża samochód, o ile można ten pojazd tak nazwać z racji swojego nieco posuniętego wieku, marki tego pojazdu nie udało mi się odczytać. No, ale co zrobić perspektywa 8 km robi swoje, chwilę się targujemy, obniżamy cenę o 20 procent, wsiadamy i .... chciałem powiedzieć jedziemy. Nie tak od razu, rumak nie za bardzo chciał współpracować z taxi-menem, jednak ostatecznie dał za wygraną. Najpierw wspinamy się pod górkę o sporym nachyleniu (oby miał hamulce), potem wjeżdżamy w uliczkę jednokierunkową pod prąd, .ale jedziemy i dojeżdżamy do parkingu cali, zdrowi i zadowoleni. Pan kasuje od nas ostatecznie 35 lirów i jest chyba jeszcze bardziej od zadowolony niż my.
Zbieramy się do powrotu do Goreme. jest jeszcze jasno postanawiamy więc po drodze zahaczyć o klasztor Selime. Parkujemy na pustej drodze przed wejściem. Po 10 sekundach zjawia się Turek, który głosem nie znoszącym sprzeciwu stwierdza, że tu parkować nie można, można i owszem 30 metrów dalej na parkingu, który jest oczywiście płatny. No cóż kłócić się nie będę choć nie jestem przekonany do jego wersji. Parkujemy i wchodzimy na teren klasztoru. Wejście płatne. Wejść trzeba pod sporą górkę, my już zmęczeni więc idzie to powoli.
Widok z góry - tam gdzie stałem wcześniej ja stoi inny samochód (turecki):
Selime
Selime to też ciekawe miejsce, dobrze zachowane jak większość takich miejsc w Turcji i jeśli ktoś przejeżdża obok to warto się tu zatrzymać. Tak wyglądają niektóre z wnętrz:
Selime
Wracamy na parking, chcemy uiścić stosowną opłatę, ale Turek zniknął. Może nie chodziło mu wcale o nasze pieniądze ale o bezpieczeństwo
Odjeżdżamy więc bez zapłaty. Wracamy do domu wymęczeni, ale zadowoleni, że udało się zobaczyć wszystko to co na dziś zaplanowaliśmy. Żegna nas zachód słońca w Selime
Wracamy do pokoju, zjadamy kolację na tarasie. Wieczory są dosyć chłodne, temperatura po zachodzie słońca szybko spada i trzeba mieć cieplejsze ubranie. Szczególnie, że po dziennych upałach ciało jest nagrzane i chodzenie z krótkimi rękawkami nie wchodzi raczej w grę. Jeszcze chłodniejsze są poranki ( ok 8 - 10 stopni ).
Czeka nas ostatnia noc w Goreme, jutro kierunek Konya.