napisał(a) piotrmks » 26.09.2008 00:12
Co można zrobić , jeśli ma się nieprzepartą chęć (ponownego) zobaczenia Turcji, a do dyspozycji zaledwie marny tydzień urlopu? Oto sprytne wyjście z sytuacji: wykupić tanią wycieczkę, która zagwarantuje nam przelot ibazę; na początek i koniec pobytu, a na miejscu wynająć samochód i ruszyć w trasę objazdową. Taki plan przetestowaliśmy w październiku 2006 roku ze skutkiem ze wszechmiar pozytywnym.
I tak na początek wylądowaliśmy w Marmaris, jednym z niezliczonych kurortów na tureckim wybrzeżu, z obowiązkowym nadmorskim deptakiem, masą hoteli tudzież zameczkiem (wg Herodota starym jak sam świat, a odbudowanym w 1522 r.) w charakterze lokalnej atrakcji turystycznej dla spragnionych zwiedzania zabytków. Przyznać należy, że poza zwiedzeniem zamku i krótkim wypadem do Icmeler, na plażę obleganą głównie przez Anglików, nie poświęciliśmy Marmaris i jego okolicom zbyt wiele czasu, zajęci zwiedzaniem miejscowych biur turystycznych, oferujących wynajem samochodu.
W typowych miejscowościach turystycznych Turcji uderza przede wszystkim to, jak silnie kontrastują one ze spokojną prowincją, między innymi pod względem swobody obyczajów. Zjawiskiem powszechnym jest nagabywanie samotnych turystek przez młodych Turków spragnionych sponsoringu, a widok młodych kobiet (także Polek) paradujących w asyście rozpływających się w uśmiechach lokalnych młodzieńców jest na porządku dziennym. Nie wydaje się też, żeby komukolwiek spędzała tu sen z powiek konieczność przestrzegania wymogów islamu. Dotyczy to zresztą nie tylko stroju, ale i obchodzenia świąt muzułmańskich: dopiero, kiedy oddaliliśmy się znacznie od turystycznego wybrzeża, zorientowaliśmy się, że właśnie trwa ramadan (nazywany tutaj ramazanem).
Niewątpliwym plusem większych kurortów jest natomiast dostępność wszelkiego rodzaju usług, włącznie z wynajmem samochodów, co pozwoliło nam już drugiego dnia pobytu wyruszyć w planowaną podróż sympatycznym (i prawie nowym!) fordem, wyposażonym we wszelkie wygody, włącznie z systemem elektronicznej komunikacji (co zresztą w dalszej drodze miało przysporzyć nam lekkiej zgryzoty, gdy okazało się, że samochód rozmawia z nami , sygnalizując swoje osobiste potrzeby, ale niestety wyłącznie po turecku. W każdym razie, właściwa część wyprawy wreszcie się zaczęła.[by P.G.]
Ostatnio edytowano 26.09.2008 18:01 przez
piotrmks, łącznie edytowano 1 raz