Drugiego dnia ciężko było ruszyć w dalsza drogę. Z planu wynikało, że mamy ostatnia okazję do m0rskiej kąpieli. Nie pozostało nic innego jak zrobić kilka basenów ( z campingu na kosę i z powrotem).
Zebraliśmy się dopiero przed południem. Na szczęście rzeczy mieściły się w dwóch torbach i odpadało pakowanie całego bagażnika z dopychaniem bagażu kolanami.
Z Oludzeniz wróciliśmy do Fethiye, gdzie skręciliśmy na wschód. Kierunek Kas. Z mapy wynikało , że to tylko 130km. Ale mieliśmy zaplanowane kilka postojów.
Pierwszy w licyjskim Tlos. Dokładniej to licyjsko-bizantyjsko-osmańskim.
Do Tlos trzeba skrecić z głównej drogi dlatego warto wpatrywać się w drogowskazy.
Dojechawszy na miejsce oczywiście pognaliśmy za reszta turystów w kierunku widocznego z oddali wierzchołka twierdzy.
Akropol to nie jest ale bez wspinaczki się nie obejdzie
Widok stąd był rozległy aczkolwiek dolinę poniżej kryła delikatna mgiełka.
Ale nie żałowaliśmy bo z e szczytu łatwo się zorientować w topografii Tlos.
Warto zejść na parking i wspiąć się asfaltówką trochę wyżej.
Pomiędzy ruiny, należące niegdyś do dolnej części miasta, wkradło się niepostrzeżenie codzienne życie współczesnych tureckich wieśniaków – i tak, przechadzając się między ruinami, można tu natknąć się nie tylko na małe uprawne poletka, sady i winorośle: tu i ówdzie przechadzają się też dostojnie kury, gęsi i inna udomowiona fauna.
Ruiny bizantyjskiej bazyliki
Teatr a w tle Góry Ak z najwyższym szczytem Uyluk
Wśród winorośli, granatów i zarośli można znaleźć pozostałości miasta.