Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Turcja 2010 - kraj muezinów i dj-ów, czyli...

Największym miastem Turcji jest Stambuł - miasto o dużej wadze historycznej (niegdyś znany był pod innymi nazwami: Bizancjum i Konstantynopol). Ciekawostką jest, że w Stambule zmarł Adam Mickiewicz – wybitny polski poeta epoki romantyzmu. W jego niegdysiejszym domu mieści się dziś Muzeum Adama Mieckiewicza, gdzie znajduje się ekspozycja poświęcona pamięci artysty. Turcja jest jednym z niewielu państw na świecie, które są całkowicie samowystarczalne pod względem produkowanej żywności.
gospodarz
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1261
Dołączył(a): 06.05.2006
Turcja 2010 - kraj muezinów i dj-ów, czyli...

Nieprzeczytany postnapisał(a) gospodarz » 02.09.2010 20:19

- czyli wyprawa śladami "zdrajców",
- czyli co można zobaczyć tam w 2 tygodnie,
- czyli moja pierwsza relacja na cro.pl (bez obaw, będzie krótko),
- czyli do Turcji z nadziejami i z namiotem,
- czyli w podzięce tym którzy pisali o Turcji i na zachętę tym którzy dopiero o niej myślą.


Pomysł na wyjazd za żelazna kurtynę chrześcijaństwa dojrzewał w miarę zagłębiania się w relacje z Waszych podróży. Przeczytałem chyba wszystkie ale szczególnie to co pisał PiotrekB pozwoliło uwierzyć, że i my damy radę (dzień bez wazeliny to dzień stracony :wink: ). No wiec jak już sobie poczytałem to pomysł przedstawiłem na forum rodziny. Najpierw było pytanie czy na pewno samochodem ale jak tylko usłyszeli, że inni też tak jeżdża i że to nie jest dalej jak w ubiegłym roku do Grecji to się bez zająknięcia zgodzili. I faktycznie gdybyśmy w obie strony jechali przez Bułgarię to kilometrów byłoby mniej niż na Peloponez i z powrotem.

Teraz trzeba było tylko ustalić trasę dopasowując ją do czasowych możliwości urlopowych. Jak wyczytaliście w podtytule były to dwa tygodnie, a dokładniej 14 dób i 14 godzin.
Wybór padł na klasyczną Turcję czyli do Izmiru (może się uda wyskoczyć do Pammukale?) i z powrotem. Istambułu w ogóle się nie tykamy :!: . Chodziło przede wszystkim o to żeby zobaczyć jeszcze trochę starożytności greckich ponad to co udało się zwiedzić w ubiegłym roku w Grecji. Tak wiec Troja, Pergamon i Efez (ew. Afrodyzja) były żelaznymi punktami programu.

A więc skoro wiedzieliśmy już gdzie i jak to teraz którędy? Ponieważ trasę przez Serbię poznaliśmy rok temu więc co tu się dłużej zastanawiać - jedziemy SK/HU/SRB/BG/TR.

No wiec w drogę...
Ostatnio edytowano 03.09.2010 11:51 przez gospodarz, łącznie edytowano 1 raz
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 02.09.2010 20:32

gospodarz napisał(a):- czyli moja pierwsza relacja na cro.pl (bez obaw, będzie krótko)...

Jak będzie krótko już mam obawy :lol:
czyli.....
gospodarz napisał(a):No wiec w drogę...

więc czekam :wink:
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59436
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 02.09.2010 20:55

Mam nadzieję, że same pozytywne wrażenia przywiozłeś. :)

Pozdrawiam,
Wojtek
gospodarz
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1261
Dołączył(a): 06.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) gospodarz » 02.09.2010 22:45

Wrażenia jak najbardziej pozytywne. Szczególnie zadziwia to co widać jadąc przez ten kraj, ma każdym kroku coś się buduje. Wydaje się, że Turcy nie drzemią jak zające pod miedzą tylko inwestują. My, płacąc u nich za benzynę pewnie im w tym trochę pomagamy :)

Dzień 1 - sobota, cel - Serbia, motel Stari Hrast, przed nami pierwsze 900 km.

Wyjazd spod domu zaplanowany na 5.00. O dziwo moje sowy wstają równo ze mną, tuż przed czwartą. Kawusia i herbatka do termosów, małe śniadańko i w drogę. Start równo o 5. Pierwsze metry przez osiedle powolutku, jak zwykle zastanawiamy się czy to co miało zostać wyłączone zostało wyłączone a to co miało być zamknięte zostało zamknięte. Dokumenty są, sól jest, zapałki też wzięte - można przyspieszyć.

Wyjazd z Krakowa o tej porze luźny, tak samo jak przejazd do Chyżnego. Jedziemy spokojnie, tzn. z odpowiednim poszanowaniem ograniczeń prędkości. Pamiętając o tym gdzie w relacjach forumowiczów jadących na Budapeszt pojawiały się patrole drogówki. Tego słowackiego stojącego za przejściem w Chyżnem tego ranka nie było ale jak wracaliśmy wieczorem to stali. W zeszłym roku wjeżdżałem od Czarnego Dunajca i Chochołowa.

Pierwsza lekka konsternacja dopada nas przed Trsteną bo jadąc od PL jest już wjazd na obwodnicę ale wcześniej czytałem, że cała obwodnica ma być oddana dopiero w październiku br. Skręcam więc do miasta. Przy wyjeździe z Trsteny stoi tablica potwierdzająca moje informacje.
Ruch dalej znikomy ale co jakiś czas dojeżdżają nas rodacy jadący w tym samy kierunku. Może śpieszą nad Jadran? Zjeżdżam do krawędzi drogi żeby nie musieli się wlec za mną. Na szczęście na Słowacji tego dnia, na tej drodze nie było żadnych patroli.

Mijając kolejne stacje benzynowe zastanawiamy się czy kupować winietę na odcinek miedzy Bańską B. a Zvoleniem? W zeszłym roku kupiłem i pojechałem te śmieszne 20 km czy nawet mniej. Ale potem czytałem kilka relacji, min. kolegi Hawła, gdzie pisano jak w prosty sposób można pojechać bez winiety. I rzeczywiście nie jest to nic wielkiego. Za Zvoleniem rozglądamy się za jakimś postojem na kawkęsiku. Przy okazji przypomina mi się, że jak wytyczałem trasę to googlemapy radziły jechać na Velky Krtis i Balassagyarmat a nie na Sahy. Co prawda droga pośledniejszej jakości ale dlaczego nie spróbować czegoś nowego?.

Skręcamy więc na drogę nr 527. Rzeczywiście jest węższa niż E77, miejscami dość kręta i pagórkowata ale tylko po stronie słowackiej.

Widoczek na wschód od drogi - Wzgórza Ostrożków:
Obrazek

a na zachód - pagóry Krupinskiej Planiny:
Obrazek

Od Balassagyarmat do Retsag jest już prosto, szeroko i gładko.
Przed wjazdem do Retsag znajoma stacja z sympatycznymi panami z obsługi - w ub. roku syn do nich gimnastykuje się po niemiecku na co słyszymy: my trochę znać polski, dużo autokarów z Polski - tankuję, kupuję winietkę i dalej w drogę. Od Vac-a ruch trochę gęstnieje ale wszyscy dokładnie przestrzegają i ograniczenia do 90 i linii ciągłych. W zeszłym roku gdzieś tu stał patrol ale dzisiaj pusto.

Dojeżdżamy najpierw do M0, potem do M5. O, tu już jest gęsto. Tir za tirem i Turek za Turkiem. Obawiając się co możemy zastać w Roszke,
w Kiskunfelegyhaza zjeżdżam z autostrady na Kiskunmajsa i przez Kiskunhalas dojeżdżamy do Tompy.
Przejazd granicy zajmuje nam minut może 5?. Węgier tylko macha ręka a Serb wbija pieczęcie do paszportów i też macha ręka. Jedziemy w kierunku Suboticy vel Szabatki, szanując ograniczenia prędkości (w przeciwnym kierunku rodak z WW konferuje z policjantem z patrolu), rozglądając się za znakami na Belgrad - w tę stronę jeszcze nie jechałem. Znaki są, wyjazd z miasta bezproblemowy chociaż jakimiś opłotkami. Po drodze jeszcze tankowanie - cholera czy mam lać BMB czy MB, przez rok zapomniałem. Podglądam innych, pytam. Ok, leje białą BMB. Płacę kartą. Tak jak i w Madziarsku płatność bezproblemowa (winietka 4-dniowa kosztowała mnie tam ok. 21 zł).

Jesteśmy na drodze do Belgradu.
Oooo, zaczęli ją mocno rozbudowywać. Co chwilę ograniczenia prędkości i znaki ostrzegawcze o robotach na drodze. Do znaków, inni i my też, stosujemy się ale tam gdzie rzeczywiście trwają prace. Nie spowalnia to jakoś specjalnie ruchu. Wywrotki z budowy i tiry grzecznie ustępują miejsca. Jeżeli ktoś jedzie ponad przeciętnie szybko to jest to miejscowy, ustępujemy. Patroli pod mostami brak. Mijamy Novi Sad - obwodnica ciągle w budowie, trochę podrzuca ale dziur nie ma, potem most na Dunaju - ten też ciągle w budowie - trzeba będzie kiedyś zjechać w bok za Dunajem żeby popodziwiać rzekę i porobić temu mostu zdjęcia z dołu.

Dojeżdżamy do Belgradu. Tutaj tradycyjne, tam gdzie się rozpoczyna dwupasmówka miejska stoi patrol drogówki. Przejazd przez miasto w tym roku trochę utrudniony bo wymieniają nawierzchnię w centrum na przelotówce. Na szczęście na zwężeniach mało samochodów więc przejazd w miarę płynny. Jak wracałem w piątek, w kierunku do centrum było dużo gorzej.

Wyjeżdżaliśmy w deszczu. Jeszcze na Węgrzech, w okolicach Kiskun...ów padało ale im dalej na południe tym więcej słońca i temperatura migruje ponad 30C. I tak ma być :!:

Za Belgradem zatrzymujemy się na znajomym parkingu gdzie jest parę krzaczków więc nie trzeba będzie korzystać ze śmierdzących toj-tojów. Jedziemy dalej. Autostrada niezbyt zapełniona, zakręt w prawo, zakręt w lewo, trochę w górę, trochę w dół, znać o sobie daje nie w pełni przespana noc, zaczynam ziewać. Na szczęście do Markovaca już niedaleko. Pora nie jest późna, można byłoby urwać jeszcze parę kilometrów ale to może w przyszłym roku - w motelu jesteśmy ok. 18 po pokonaniu 890 km.

Oto tytułowy stari hrast:
Obrazek

Zajeżdżamy pod motel a tam aż się roi od podróżnych. No, myślę sobie, jak sprawdzi się to co pisaliście, że chmary Turków koczują na trawnikach pod motelami to sobie nie pośpimy :evil: . Na szczecie moje obawy okazały się płonne. Pokój miał klimę więc można było się szczelnie zamknąć, a i trawników nikt nie oblegał. Jedyne większe hałasy to rycząca turecka muzyka w restauracji. Skądinąd bardzo lubimy bałkańsko-tureckie rytmy, na przykład takie:

coś serbskiego http://il.youtube.com/watch?v=Xf9n_3zLUqA&feature=related
ale nie przy takim natężeniu decybeli.

Przed snem robię mały spacerek w kierunku centrum miejscowości. Po jakiś 200 m dochodzę do placyku z pomnikiem. Przy placyku sklepiki oraz knajpka i apartmani w jednym z budynków.

Pokój rezerwowałem wcześniej przez booking.com. Trzeba do tego karty kredytowej, myślałem więc, że motel ściąga automatycznie należność ale nie, w recepcji pan pyta czy będę płacił kartą czy gotówką. Wybieram kartę. Na bramkach też płaciłem kartą bo ani dinarów ani drobnych euro nie miałem (przelicznik na wszystkich bramach całkiem przyzwoity bo prawie 100 dinarów za euro).

Pokój mieliśmy w pierwszym segmencie od wjazdu.
Pościel, wykładziny i łazienka czyste. Grzyba nie było czuć. Klima, krany i suszarka do włosów działały. Ciepła woda była i wieczór i rano. Piszę o tych szczegółach bo opinie na booking.com są różne. Być może pokoje też?.
CDN
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 03.09.2010 07:13

Chętnie poczytam Twoją Turcję.
Dromader
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 790
Dołączył(a): 27.03.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Dromader » 03.09.2010 09:30

Zanosi się ciekawie i orientalnie :wink:
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 03.09.2010 10:35

Gospadarz napisał(a):Chodziło przede wszystkim o to żeby zobaczyć jeszcze trochę starożytności greckich ponad to co udało się zwiedzić w ubiegłym roku w Grecji. Tak wiec Troja, Pergamon i Efez (ew. Afrodyzja) były żelaznymi punktami programu.
...czyli zobaczyliście to co nade mną wisi, jak ten przysłowiowy wyrzut sumienia :D
Dlatego czekam na rozwój wydarzeń :D

pozdrawiam
:D
gospodarz
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1261
Dołączył(a): 06.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) gospodarz » 03.09.2010 11:36

Witajcie,
widzę że ktoś tu zagląda. Więc bedę się produkował dalej. Kolega kowal38 już w Grecji, nie będziemy sobie robić konkurencji :) Martwi mnie tylko wyczerpujące się powoli konto w sikufoto, może jeszcze na dwa dni starczy?. Bedę musiał wrócić do lektury wątku o wklejaniu zdjęć i poczytac o innych możliwościach.

Dzień 2 - niedziela. Azymut - Turcja, Edirne
W cenie pokoju w Starym Dębie skromniutkie na pierwszy rzut oka śniadanko: filiżanka herbaty, jajeczko sadzone, plaster pomidora, liść sałaty, kawalątek żółtego sera i .... ach, pajda białego, bałkańskiego, ostrawego sera-twarogu. To jest to co tygrysy lubią bardzo :!: . Do tego solidna buła. Pojedliśmy, termosy napełnione kawą i herbatą, więc jedziemy dalej. Najpierw do Niszu a potem na Sofię. Droga znana i obfotografowana więc opisy sobie darujemy. Jeszcze przed tunelami mijanka z powodu remontu drogi, na której czekamy ok. 10 minut.

A może jednak jakiś przerywnik. Za Niszem, wjazd w dolinę Niszawy:
Obrazek

W ogonku do granicy obok jacyś rodacy. Ciekawe gdzie jadą? Turcja? Bułgarskie wybrzeże M. Czarnego, a może tędy do Grecji?. Za granicą mijam stację Shella bo tam większość zjeżdża i podjeżdżam do następnej stacyjki. Wyciągam 5 euro po winietkę ale to mało, w tym roku kosztuje 6. Daję 10, resztę dostaję w euro.

Dojeżdżamy do Sofii. Ruch całkiem spory. Tiry i inne. Z rozpędu kierujemy się na Sofia - Transit, :twisted: :twisted: :twisted:
A przecież pisaliście żeby przez miasto!
No niech to, już nie będziemy zawracać. Jakoś objechaliśmy. W jednym miejscu mało koła nie urwałem. Gdzie my jesteśmy? czy to na pewno Europa? Dzięki ci św. Krzysztofie żeś nas jakoś przeprowadził.
Acha, po zjeździe z ostatniego ślimaka na obwodnicy Sofii otwiera się przed nami piękny, szeroki wjazd na autostradę. Prawa noga sama opada na pedał gazu. Ale tu jeszcze przez chwilę należy powściągnąć jej zachcianki bo jest ograniczenie (60, 80?) i oczywiście patrol drogówki.

Za Sofią już dużo lepiej, przynajmniej do Plovdiv. Tam, za znakami zjechałem z autostrady na drogę przypominającą nasze drogi powiatowe. Mnogość patroli nie pozwała nadmiernie przyspieszać. Może i dobrze bo miejscami nawierzchnia jest taka że..., ech szkoda gadać.

Do przejścia w Kapitan Andreevo wg. różnych map i planerów powinien być jeszcze kawałek autostrady o wdzięcznej nazwie Maritsa. Ale nigdzie żadnych znaków na nią. Czy coś przegapiłem? Przed samą granicą był kawałek asfaltu, który takową przypominał ale wjazdu nań broniła hałda ziemi.

Przed Svilengradem, za niedługo granica:
Obrazek

Przed granicą ostatnie tankowanie po samiuchny korek. Pompiarze sami wiedzą, że trzeba lać z meniskiem górnym. Jeden cedzi ostatnie kropelki a drugi uczynnie myje szybę. Wypadałoby się odwdzięczyć ale jak skoro na wjeździe wołałem, że będę chciał płacić kartą. Nic to, panowie zaokrąglili sobie rachunek w górę o jakieś drobne stotinki.

Dojeżdżamy do przejścia. Osobówek w stronę Turcji przede nami żadnych nie ma za to jeden pas zwykłej drogi zastawiony przez tiry. Jak tu jechać? Pod prąd? Przez chwilę stoję na końcu nieruchomej, nie wiadomo gdzie kończącej się kolejki. Na szczęście z tyłu dojeżdżają dwaj D-Turcy i suną pod prąd no to ja za nimi. Wąsko, nie nadążam, a z przodu ktoś jedzie. Na szczęście miedzy tirami przerwa, mijamy się. Dojeżdżamy do pierwszej budki, tu kolejka tirów kończy się. Ludzka zawartość budki macha ręką żeby jechać. Za kawałek dalej widać kolejkę osobowych. Stajemy na końcu, a po chwili wyjmujemy jakieś jedzonko bo porusza się ona ale nie za szybko. Po ok. 30 min wyjeżdżamy z Bułgarii zastanawiając się czy aby drogi powrotnej nie wybrać przez Grecję?

Dojeżdżamy do bramek tureckich (był ktoś z Was w tym wielgachnym budynku przed bramkami, co tam jest?).
Pierwsza budka. Pan bierze paszporty, przegląda, powoli i wyraźnie, in inglisz pyta po co jedziemy i tłumaczy, że potrzebujemy wykupić wizę, że po wizę należy się pofatygować do odpowiedniego okienka (nr 92, najbardziej po lewo) i żeby potem do niego wrócić z paszportami, i pokazuje żeby stanąć autem parę metrów dalej. Upewniam się czy nie mam wycofać bo za mną ktoś następny dojechał a przejazdy nie za szerokie, bez możliwości wskoczenia na wysepkę rozdzielającą (kocham cię Turcjo za wielgachne krawężniki i na ulicach, dzięki czemu po chodnikach da się chodzić, i na drogach pozamiejskich gdzie mam nadzieję hamujesz zapędy ścigantów). "No, no, podjechać do przodu i stanąć mówi mundurowy z budki".
Czynności nakazane wykonałem, podjeżdżamy do następnej budki. Tutaj po raz kolejny proszą o paszporty i dodatkowo o dowód rejestracyjny. Pada pytanie czy jadę własnym samochodem. Za tą budką kontrola celna. Wysiadam, otwieram bagażnik, w którym wszystkiego po trochu jak to u kempingowca. Machniecie ręką. Przed nami trzecia budka. Już nie pamiętam czy tam też coś sprawdzali. Za budką wisi kamera, może robią zdjęcie auta bo przy wyjeździe jest podobnie.

Za fotobudką już czeka na nas autochton z chlebem i sola, a właściwie to z naręczem obwarzanków z sezamem. Ale wołamy, że my z Krakowa i obwarzanki to my mamy na co dzień i żeby zatrzymał je dla innych. Później kupiliśmy sobie takiego precla, a warto było bo zupełnie inny niż nasz centusiowy i wcale nie gorszy.

Uf, granica pokonana teraz trzeba się rozglądnąć za noclegiem.
Do Edirny jeszcze kawałek, nie zajeżdżamy więc do motelu na przejściu. Pierwsze podejście robimy do hotelu przy początku obwodnicy miasta. Wołają 160 TL albo 83E. Dziękujemy, tym bardziej że do miasta jeszcze parę kilometrów a i dojazd od hotelu do niego niezbyt wygodny bo trzeba wracać kawałek w kierunku granicy. Jedziemy w stronę centrum, po drodze co rusz mijamy plansze z nazwami oteli, hoteli czy panzio, nie powinno być źle.

Wjazd do miasta, za mostkiem już stare centrum (tam gdzie minarety) bo reszta Edirny ta bardziej nowoczesna rozciaga się daleko na wschód:
Obrazek

Przejeżdżamy fajny kamienny most, wąski na jedno auto, wygląda niemłodo, czy na pewno dobrze jadę bo obok jest kolejny jakby bardziej współczesny. Wytrzymał, wjeżdżamy miedzy kamienice.
Po chwili jest hotel, po lewej stronie ale jakiś taki wymarły?. Trzeba sprawdzić. Ale gdzie stanąć? Najbliższa boczna uliczka w prawo jest jednokierunkowa wyjazdowa. Cofam więc, co chwilę ktoś na mnie trąbi, na chodnik nie wjadę bo terracanem nie jeżdżę, przy chodniku zakaz (teraz już wiem, że trzeba było stanąć przy chdniku, włączyć awaryjne i spokojnie wysiąść z auta. Ta ulica była na tyle szeroka, że ruchu bym nie wstrzymał).
Nic to, ruszam powoli do przodu bo wypatrzyłem następną boczną uliczkę z możliwością wjazdu, podjeżdżam może z 50 m, a tu z lewej wyskakuje na środek ulicy śniada postać w białym kitlu, woła coś, macha rękami i pokazuje żebym przejechał na drugą stronę ulicy i zatrzymał się przed jego domem.
Ki diabeł?
Patrzę na kamienicę - Star Panzio głosi napis (zdjecie jest gdzieś na kliszy). Św. Krzysztofie czuwasz nad nami?
- ja do gościa, że my pokój potrzebujemy
- yes, yes,
- dla 3 osób,
- yes, yes - seventy five lira
- mit dusch?
- yes, yes
- klima jest?
- jest, jest.

W tym czasie przyleciał drugi, normalnie ubrany i już macha żeby wjeżdżać w boczną uliczkę przy kamienicy. Kolejny w stroju kelnera też wyleciał na jezdnię i zatrzymuje przejeżdżające dolmusze. Go, go, wołają do nas. Okazało się, że facet w kitlu to kucharz z knajpki, która mieściła się na parterze domu, białe koszule to kelnerzy a ten normalny to syn właścicielki panzio. W uliczce ciasno, parę samochodów już stoi pod drzwiami ale chłopak pomaga zaparkować prowadzi do środka, coś tam konferuje z maman, bierze klucz i ciągnie po schodach do góry. Pokoik może nie taki jaki można zobaczyć w Internecie w edyrneńskich hotelach ale miejsc do spania tyle ile trzeba, klima jest i działa, ciepła woda w prysznicu jest, tv też - zaraz ląduje w szafie na ubrania bo stolik potrzebny, czysto, okno wychodzi na uliczkę gdzie stoi auto więc powinno być cicho. Zostajemy. Pytam czy okolica bezpieczna i czy można zostawić graty w aucie. "Yes, yes, wszystko będzie ok".
Ustalamy jeszcze płatność - do wyboru mam gotówkę 75 TL albo 35 euro albo karta. Płace kartą.
Teraz najważniejsze to prysznic i krótki odpoczynek. Mimo zmiany czasu jest dopiero 18, jeszcze jasno, idziemy więc w miasto.

Okazuje się ze do centrum jest rzut beretem czyli ok. 500 m. A tam jak to w centrum skupisko różnych banków - fajno będzie kasa. Z racji posiadania karty bankomatowej Maestro z Pekaosa najlepszy byłby bankomat banku YapiKredi bo też członek Unicredit. Wśród kilku innych jest i nasz Yapi. Wyciągamy ze ściany nasze pierwsze tureckie liry. Po powrocie okazało się, że taka lira ze ściany kosztowała średnio ok. 2.05 zł a lira przy płatności kredytową VISĄ ok. 2.13. Z innych bardziej nam znanych banków po przeciwnej stronie placu był pomarańczowy ING.

Dochodzimy do pierwszego większego skrzyżowania. Przed nami plac Tatyturka, za nim Stary Meczet (Eski Camii), w głębi najsławniejszy meczet Edirny - meczet Selima (Selimiye Camii), a jeszcze na lewo Meczet z Trzema Balkonami. Tak więc wszystkie najważniejsze budowle są w zasięgu wzroku. Ciekawe czy uda się jeszcze gdzieś wejść.

Idziemy najpierw do Trzech Balkonów.
Obrazek

Otwarte. Wchodzimy na obszerny dziedziniec otoczony arkadami. W środku fontanna z przyjemnie chłodną wodą:
Obrazek

Przed wejściem do wnętrza świątyni grzecznie zdejmujemy sandałki. Można je wnieść do środka i zostawić na specjalnie do tego celu przygotowanych półkach. W środku praktycznie pusto. Podłoga wyłożona dywanami. Chodzimy po całym wnętrzu, cykamy fotki:
Obrazek
Zdobienia kopuł zachwycają:
Obrazek

Następnie Stary Meczet, też otwarty. Przed nim jeszcze bazar Semiza Alego Paszy. Powoli zaczyna się ściemniać ale bazar i reszta miasta tętnią a właściwie to buzują życiem. Kilka fotek Starego Meczetu:
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Obok, trochę powyżej wznosi się dumnie Meczet Selima. Przewodniki piszą, że to największy osmański zespół meczetowy, a jego budowniczy architekt Sinan chciał tu stworzyć kopułę większą niż w słynnej Hagia Sophia. Rzeczywistość podobno jest troszkę inna bo kopuła jest ciut niższa.
Słynny budowniczy meczetów i jego dzieło:
Obrazek
Obrazek

Meczet jest jednak zamknięty. Nic to, przyjdziemy rano. Wracamy więc nieśpiesznie do hotelu.
Pod Trzema Balkonami, w kawiarni na wolnym powietrzu gra muzyczka, ludziska sobie siedzą i popijają różne dobre rzeczy. Nagle z głośników na minarecie rozlega się śpiewne wołanie muezina. Trwa to dobrą chwilę, muzyczka w lokalu gra równolegle.

Kelnerzy z naszej restauracji już z daleka machają do nas i zapraszają do stolika. Zaraz na stole pojawia się zimna woda (w butelkach) i chlebek. Zamawiamy kebaby i w oczekiwaniu przyglądamy się życiu ulicy. Cały czas coś się dzieje. Chłopaki uważnie obserwują ulicę i jak widzą potencjalnego klienta to zaraz wybiegają i zapraszają. Przyjeżdżają nasze kebaby. Jeszcze dziś leci mi ślinka na ich wspomnienie.
Po kolacji znowu pod prysznic i lulu. Śpi się świetnie chociaż gdzieś nad ranem budzi nas na chwilę hałaśliwe bębnienie i jakieś odgłosy z ulicy. Ponieważ nikomu nie chciało się wyjrzeć przez okno do dziś nie wiemy co to było. Wyznawcy Hare Kriszna? Chyba jednak nie.
CDN
Ostatnio edytowano 03.09.2010 12:56 przez gospodarz, łącznie edytowano 1 raz
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 03.09.2010 12:02

gospodarz napisał(a):Dojeżdżamy do bramek tureckich (był ktoś z Was w tym wielgachnym budynku przed bramkami, co tam jest?)....

Byłem, widziałem, kupowałem - DUTY FREE, knajpa, coś w stylu poczekalni z fotelami itp. pierdoły :wink:
kulka53
Weteran
Posty: 13338
Dołączył(a): 31.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) kulka53 » 03.09.2010 12:46

gospodarz napisał(a):będzie krótko

a potem....
gospodarz napisał(a):...

gospodarz napisał(a):...


Jak to jest krótko, to co by było jakby było długo :wink: :lol:

Dla mnie BOMBA :!:
Poczytam niestety dopiero jak wrócę z GR...

Pzdr
gospodarz
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1261
Dołączył(a): 06.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) gospodarz » 03.09.2010 12:59

Krótko bo tylko 14 dób i piętnastej kawałek :wink:

Będzie też i plaj. Tam bedzie krócej :)
jacky z DG
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 959
Dołączył(a): 18.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) jacky z DG » 03.09.2010 21:59


a w czytelni mnóstwo luda...
ja tyż...
:lol: :lol: :wink: :wink:
gospodarz
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1261
Dołączył(a): 06.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) gospodarz » 04.09.2010 09:32

Dzień 3 - poniedziałek. Azymut: Turcja Egejska, miasteczko Oren k. Burhanyie nad zatoką Erdemicką (Erdemit Korfezi)

Początkowo planowałem na Edirnę dwa noclegi i cały jeden dzień zwiedzania ale zmieniliśmy plany bo muzea, które można by tam jeszcze zobaczyć w poniedziałki są zamknięte. Tak więc zaraz ruszamy w dalszą drogę oczywiście po odwiedzeniu Meczetu Selima. Udaje się nam wstać nie za późno. Śniadanko we własnym zakresie i lecimy do camii.

Tabliczki przy wejściu przypominają o zdejmowaniu butów:
Obrazek

Słynna kopuła:
Obrazek

Pod baldachimem źrodełko ze świętą wodą:
Obrazek

Boczne wejscie, przy nim również krany do obmycia stóp:
Obrazek


Na zewnątrz coś co przypomina cmentarz ale jak głosi tablica cmentarzem nie jest.
Obrazek
Obrazek
Na dziedziniec meczetowy wchodzi się przez... bazar, a potem schodami do góry (zdjecia gdzieś na kliszy, spróbuję poźniej dołączyć)

No, możemy jechać dalej, w kierunku naszych greckich starożytności. Jako pierwsza będzie Troja.
Wyjazd z miasta nie nastręcza żadnych problemów. Przez nową część Edirny prowadzi szeroka dwujezdniowa aleja. Jak się później przekonamy przez wiele, tzw. zabitych dechami wsi/miasteczek też wiodą takie dwujezdniówki, nie tak szerokie rzec jasna jak tu ale zawsze.

Wyjeżdżamy z miasta, droga zwęża się do jednej jezdni. Tak jest teraz ale za 2-3 lata będzie tam prowadziła droga o dwóch jezdniach bo budowa trwa (kawałek stąd, na północ leci autostrada na Istambuł). Za chwile skręcimy na Kesan/Canakkale ale sytuacja będzie podobna - szeroka, dwujezdniowa droga o przynajmniej dwu pasach ruchu. Oczywiście nie cały czas bo miejscami drugą jezdnię dopiero budują, a w innych miejscach ta druga jezdnia jest remontowana bo wygląda na oddaną do użytku już dawno.

"Wstęgą szos, miedzą pól złoconych, krętą ścieżką poprzez las..."
Obrazek
Lasów tu jeszcze nie widać ale będą, koło Bergamy i to całkiem spore.

Tutaj pozwolę sobie na kilka ogólnych uwag o przejechanych drogach tureckich, a mianowicie większość z nich to właśnie 2-jezdniówki (dzięki temu nawet długie trasy nie męczą zbytnio), na pewno nie grzeszą one gładką nawierzchnią, natomiast to co bardzo cenne to, że nie ma w nich dziur :!: , są poza tym b. dobrze oznakowane.

Jak widzicie, ruch tutaj znikomy, prawie żaden. Dopiero w Kesan pojawiają się ciężarówki i więcej osobowych i kamperów (głównie I i D) bo tu dochodzi droga od Grecji.

Powoli zbliżamy się do płw. Galipoli i zastanawiamy się gdzie przeprawić się na druga stronę Dardaneli.
Decydujemy się na Gelibolu-Lapseki, a Canakkale-Eceabat będzie w drodze powrotnej. Wariant G-L jest idealny dla takich tureckich żółtodziobów jak my, a dojazd do przystani promowej w Gelibolu dziecinnie prosty.
Nie należy zjeżdżać na pierwszych znakach do miasta tylko dać się poprowadzić charakterystycznemu znakowi promu. Przejazd przez centrum skrócony do minimum. Właściwie pierwszy większy plac to już była przystań. Zaraz też pojawiaja się charakterystycznie ubrana obsługa pokazująca co należy robić.
Dojeżdżamy do przystani a tam już obsługant macha energicznie ręką żeby szybciej podjeżdżać, płacić i wjeżdżać na prom.

25 TL wędruje do kasy a my jako ostatni zostajemy zaokrętowani. Nawet nie ma czasu żeby oddać honory fladze. Prom nie jest wypełniony ale i tak odpływa.

Żegnaj Europo!
Obrazek

Za pół godziny będziemy w Azji.
Azja coraz bliżej:
Obrazek

Słoneczko świeci, lekka bryza zapewnia odpowiednie chłodzenie. Języki różnych narodów mieszają się ze sobą.
Wreszcie zjazd na stały lad. Tu nikt nie kieruje ruchem ale odbywa się to w miarę sprawnie.

Wyjazd z Lapseki też jest łatwy. Zaraz za przystanią w prawo i już cały czas prosto. Prawie całe Canakkale miniemy wygodną obwodnicą. Zanim tam jednak dojedziemy czeka nas niezbyt ciekawy odcinek drogi wybrzeżem. Droga jest w remoncie, który w Turcji oznacza często polewanie starej nawierzchni smołówką i sypanie na to drobnego tłucznia. Po tym tłuczniu jeździ walec, który próbuje połączyć te dwa ciała w jedno. Udaje się to zrobić na początku powiedzmy ze średnim efektem. Skutkiem tego jadąc nawet przepisowe na takich odcinkach 50/h tłuczeń bombarduje podwozie. Oczywiście wielu jedzie szybciej a wtedy jest się narażonym także na serię po blachach i szybach.

Za Canakkale droga zbliża się mocno do morza i wspina się na wysoki w tym miejscu brzeg.
Obrazek

Miejscami są fantastyczne widoki na cieśninę ale nie zatrzymujemy się bo przed nami jeszcze dzisiaj zwiedzanie Troi. Do ruin trzeba zjechać z głównej drogi ale brązowe tablice doprowadzają na miejsce jak po sznurku. Najpierw mija się kasy a potem jeszcze kilkaset metrów podjeżdża do parkingu przy bramkach wejściowych. Udaje się znaleźć miejsce w cieniu pod drzewem. Na parkingu pustawo. Pod sąsiednim drzewem stoi krajan KR, ze dwa autokary wycieczkowe i parę kamperów. Zwiedzanie zaczynamy i kończymy przy koniu, który jaki jest każdy widzi,

od zewnątrz:
Obrazek

i od wewnątrz:
Obrazek

Przy koniu krany z wodą, a niedaleko czyste WC-ety i sklep z pamiątkami/barek.
Poniżej parę fotek z ruin (więcej dołączę później)
Obrazek

Z kilku miejsc można podziwiać rozległą równinę dzielącą Truve od dzisiejszego morza, które majaczy gdzieś na horyzoncie.
Obrazek

Mimo, że pora już popołudniowa to jest nadal gorąco. Na szczęście teren mocno porośnięty drzewami, w cieniu których gdzieniegdzie ustawiono ławki. Na szczęście w ruinach tłoku nie ma, ale i tak po drodze minął nas jeden japoński ekspres. Wracamy pod konia, spłukujemy z twarzy starożytny kurz i dalej w drogę.

Słońce jeszcze wysoko ale przed nami jakieś 100 km, znalezienie kempingu i rozbijanie obozowiska. Wracamy na główna drogę i zaczyna się. Raz z prawej, raz z lewej stragany z miejscowym dobrem. Próbujemy zapuszczać żurawia i dostrzegamy pomidory, papryki, brzoskwinie, cytryny, figi, arbuzy i .................
będą czy ich nie będzie, będą czy nie?.

Są. Ale czy to na pewno one?
Tak, to kavuny czyli po naszemu melony. Ale jaka różnorodność :!: . I żółte, i szare, i zielonkawe, i takie jakieś mieszane, z gładka skórką, z pomarszczoną. Stajemy, musimy mieć jednego.
Którego wybrać? Ten, a może tamten? Nie wiecie? Sprzedawca sam, sprawnie wybiera takiego średniej wielkości, waży go.
4 kg pokazuje na palcach.
Bukacz lira?
4 palce do góry.
Ale czy nie za duży? Nie, jest lodówka, wytrzyma dzień, dwa. Ładujemy owoca do auta i po chwili we wnętrzu rozchodzi się narkotyzujący aromat.

Jedziemy dalej. Mijamy zjazd na Ayvacik i Assos ale dziś już jest za późno żeby pojechać tamtędy. Po chwili dojeżdżamy do serpentyn, które w malowniczy sposób sprowadzają drogę znowu na poziom morza, do Kucukkuyu. Tutaj też drogowskaz na Assos. Dobrze wiedzieć bo chcemy też i tam pojechać, a tędy będzie można ominąć serpentyny.

Od Kucukkuyu do Akcay przez ponad 30 km ciągną się prawie nieprzerwanie zabudowania kolejnych miejscowości. Normalnie jakiś mega Sopot, środkiem którego biegnie 4-pasmówka. Ruch spory, światła, piesi, plażowicze, dolmusze - męcząca końcówka.
Ale jest też i miły akcent. Na jednym ze skrzyżowań podjeżdża z boku Turek, którego od dłuższego czasu widziałem w lusterku, a wyglądało że celowo się za nami trzyma. Z rozpromieniona twarzą macha żeby otworzyć okno.
- Polska? Krakow?
- kiwamy głowami, że tak,
- a street Maria Skłodowska-Curie znacie?
- znamy, znamy (chociaż w tej chwili nie kojarzymy gdzie ona jest),
- a bo mój brather ...coś tam, coś tam, coś tam... mieszka czy pracuje?
- a to dobrze, great, great
Zielone, trąbią, trzeba jechać
- bay, bay i Turek skręca od razu w bok.

My też opuszczamy wreszcie Sopot. Jeszcze tylko Edremit, skręt na Burhaniye - tu już ruch wyraźnie mniejszy. Z opisem dojazdu do kampu rozglądamy się po poboczu. Jest pierwsza tabliczka do Altin kampu. Skręcamy w kierunku morza. Jest Oren i kolejna tabliczka kampowa. Fajnie bo wyjeżdżamy na skraj miejscowości. Jest kamp.
Wyprzęgamy :!: .

Namiotowcom należy się teraz szczegółowszy opis tego miejsca.
Jest naprawdę świetne. Bardzo kameralne. Praktycznie cały teren porośnięty drzewami i cienia tam dostatek. W osobnych budyneczkach wc-ty, zmywalnia naczyń i pralnia, i prysznice.
Pierwszy rząd od morza zajęty przez kampery, których mieści się tam może 5 albo 7. Kilka kolejnych mobilów dalej a namioty - gdzie komu wygodniej. Nie ma wyznaczonych parcel. Jest prąd, osobno płatny.

Obrazek

Są też pokoje do wynajęcia w osobnym budyneczku (na zdjecia za czarnym autem w głebi). Na miejscu coś w rodzaju restauracji albo stołówki bo w cenie pokojów było wyżywienie.

Dlaczego tak tu pusto? W ciągu naszego 5-nocnego tam pobytu przewinęło się w sumie kilkanaście kamperów i z 10 namiotów.
Może dlatego że plaża bardzo skromna, wąziutka ale piaszczysta:
Obrazek

Pierwsze dwa metry w wodzie to kamyczki a potem już piasek. Przez kolejne 50 metrów woda nie głębsza niż 1,80 m. Na wywieszonych obok recepcji zdjęciach widać, że parę lat temu była tam plaża z prawdziwego zdarzenia ale sztormy czy prądy morskie ukształtowały teren na nowo.
Rozstawiamy tylko namiot i chlup do niewidzianego przez rok Morza Egejskiego. Sami wiecie jak dobroczynne działanie ma wieczorna kąpiel w TAKIM morzu:
Obrazek
Ostatnio edytowano 04.09.2010 18:46 przez gospodarz, łącznie edytowano 1 raz
piotrmks
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 352
Dołączył(a): 02.09.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrmks » 04.09.2010 15:04

Main Gott! Gdzie zniknęła plaża w Oren? Pięć lat temu był kilkadziedziesiąt metrów plaży. Może nie tak szeroka jak w Pamucaku ale i tak było sie gdzie rozłożyć :-(((((
Nastepny pożadny sztorm zmyje zabudowania motelowe i knajpę.
gospodarz
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1261
Dołączył(a): 06.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) gospodarz » 04.09.2010 18:36

Na przedostatnim zdjęciu z poprzedniego postu, przy prawej krawędzi "coś" wystaje z morza - to żelazna kostrukcja pomostu. Tam do 2007 roku sięgała plaża.

ps. Aktualne zdjęcia z Pamucaku też będą :).
Tam chyba nic się nie zmieniło.
Następna strona

Powrót do Turcja - Türkiye

cron
Turcja 2010 - kraj muezinów i dj-ów, czyli...
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone