I w drogę
Po wszystkich "przejściach" dni poprzedzających wyjazd. Nastał wreszcie 12 sierpnia - dzień kiedy postanowiliśmy wyruszyć na spotkanie naszej drugiej chorwackiej przygody. Samochód został dość nieźle zapakowany, jak na ilość "gratów" jakie postanowiła zabrać moja żona. Dokumenty, ubezpieczenia, EKUZ-y i inne Bardzo Ważne Papiery - sprawdzone i zabrane.
Więc co, wyruszamy? Wszyscy zgodnie odpowiadają TAK! i koło godziny 21 ruszamy kierując się na Lublin, Rzeszów, Barwinek, Presov, Budapeszt za cel mając znalezienie kwatery w rejonie Plitwickich Jezior, by móc je następnego dnia podziwiać.
Między Rzeszowem i Barwinkiem, mimo nocnej pory, napotykamy na niewielkie opóźnienia spowodowane robotami drogowymi, zaś dalej (już w górach na krętych drogach bliżej słowackiej granicy) sporo doskwiera nam nocna mgła.
Dalej jednak jest OK, mimo moich obaw, co do wyboru trasy do Cro przez Słowację i Węgry.
Świtem sprawnie przejeżdżamy przez centrum Budapesztu, ale tylko mnie jest dane podziwiać stolicę Węgier rankiem, gdyż reszta rodzinki jeszcze smacznie śpi.
Za jakiś czas rodzinka pomału się wybudza i woła jeść, na co kierownik wycieczki zarządza postój w McDonaldzie (ku wielkiej radości najmłodszego składu wyprawy) w miejscowości Siofok nieopodal Balatonu.
Po posiłku sprawnie poruszamy się węgierską autostradą w kierunku przejścia granicznego Letenye/Gorican. Decydujemy się jechać poprzez nowe przejście, gdyż nie potrzebujemy żadnej infrastruktury typu kantory itp. Jak najczęściej chcemy płacić kartą, więc jest to nam nie potrzebne. Wkrótce ukazuje nam się długo oczekiwany widok:
Nie niepokojeni w ogóle przez chorwackich policjantów i celników, ku naszej wielkiej radości wjeżdżamy do Chorwacji, co objawia się u mnie chęcią ciut szybszej
jazdy uwielbianymi przeze mnie chorwackimi autostradami:
Zdrowy rozsądek i pochmurne spojrzenie mojej małżonki (która postanawia to uwiecznić na fotografii) nakazują jednak zwolnić do bardziej akceptowanej na autostradzie prędkości.
Również z uciechy, że jesteśmy już w Cro, postanawiamy posłuchać chorwackiej glazby. Wielką radość dzieci wzbudziło radio o dość pretensjonalnej nazwie, ale mimo obaw grające całkiem niezłe piosenki:
W dobrych humorach, późnym popołudniem dojeżdżamy do rejonu Plitwickich Jezior i w miarę sprawnie znajdujemy kwaterę w miejscowości Jezerce w pobliżu wejścia nr 2 do parku. Gospodarz, raczy nas od razu szklaneczką rakiji, a dzieciakom wręcza soczki.
Potem mogę zasłużenie uraczyć się trunkiem, na który czekałem 2 lata.
Po popołudnowej drzemce wyruszamy coś zjeść. W centrum narciarskim w Jezercach znajdujemy bar w którym zamawiamy ogromną pizzę, co najbardziej podoba się naszym synom.
Nie możemy zapomnieć też o przyjacielu naszego młodszego Jasia, czyli Scoobym, który też od wielkości pizzy dostał oczopląsu.
Następnie po krótkim spacerku po okolicy, wracamy do kwatery, wstępnie szykując się do jutrzejszego wypadu do Parku.
cdn...