no i nastał dzień wyjazdu z Tucepi, wyjazdu z Chorwacji, ale to jeszcze nie ostatni dzień wakacji
Wstaliśmy wcześnie rano, spakowalismy swoje rzeczy do auta, pożegnaliśmy gospodarzy i Tucepi i w drogę...
przed nami jakieś 650km, czyli odległość z Cieszyna do Gdańska.
Pogoda brzydka, pochmurno, wietrznie, ale wg accuweather w okolicach Rijeki już świeci słońce.
Jedzie się przyjemnie, zaliczone śniadanko i pyszna kawka............ i nagle korek. Czyżby jakiś wypadek?
Niewiadomo, stoimi i patrzymy na rejestracje aut w korku. Głównie Polacy i Czesi, mniej Słowaków i Niemców.
Jakaś wycieczka niepełnosprawnych kierowców w citroenach 2CV, chyba są z Holandii, szacun.
Zaraz za mną stoi Polo a w środku 3 idio.ki ze Szwajcarii (jak się potem okazało). Zajęte wszystkim, w tym leżeniem na desce rozdzielczej, zmianami fryzur, itp, ale nie zajęte patrzeniem przed siebie. Oczyma wyobraźni widziałem jak się męcze z wyciąganiem bagaży z rozwalonego bagażnika.
Trochę rozmów z kierowcami w korku i okazuje się, że zamknięta jest autostrada z powodu silnego wiatru (Bura).
Na zdjęciach widać ścianę gór a nad nimi przebijające się chmury. Mi miłośnikowi filmów fantasy widok kojarzy się z murem w "grze o tron".
Niestety w korku musimy stac do pierwszego zjazdu, na którym jest .... jedna bramka! 1,5 godziny jesteśmy do tyłu względem planu. Nawigacja już nie pokazuje godziny 17.00 u celu podróży.
No dobra, zjeżdzamy z autostrady, tunelem Svety Rok już dziś nie pojedziemy, trzeba w inny sposób przebić się przez góry. Mam mapę papierową więc mniej więcej wiem gdzie jechać. Jedziemy w długim konwoju aż dojeżdzamy do dużego skrzyżowania, na którym stoi radiowóz z jednym wąsatym policjantem. Kolejny HALT. Zawracać! Tędy gór nie przejedziecie, niebezpiecznie. Kładę na radiowozie mapę, pytam o drogę. Wąsacz kieruje nas na Starigrad, potem Karlobag trasą E86. No Ok, ale to zwykła droga, kręta, nie dojedziemy do Wenecji przed zmrokiem.
Nie ma wyjścia, jedziemy. Najwyżej zanocujemy na trasie. Wiatr coraz silniejszy, po swojej lewej widzę wzburzone morze, z góry lecą drobne kamyki, ręce się pocą...rzeźnia. Jazda nieprzyjemna, na morze wolę nie patrzeć bo tracę orientację.
W Karlobag tankujemy. Wieje strasznie. Autem telepie na wszystkie strony. Żona wychodzi siku, szuka okularów. Ja wychodzę siku, patrzę kolejka, twardziel jestem to ide sikać w krzaki. Po minucie wracam, tak wieje że wolę sikać w budynku
Automaty do kawy przywiązane linami. Za chwilę coś będzie latać po okolicy bo wiatr się wzmaga. Jak na jakimś katastroficznym filmie.
Jedziemy dalej, na skrzyżowaniu kolejny halt - kierować się na Gospic. Przebijamy się w koreczku przez Velebit,
po drugiej stronie gór pogoda bezwietrzna, temperatura 12C, gęste lasy, małe wioski - nasze beskidy
Dojeżdzamy do autostrady, kierujemy sie na Bosijevo, tam na Rijekę. W tym miejscu wg planów mieliśmy być 4 godziny temu. Po przejeździe przez tunek tuhobić (?) nagła zmiana pogody. Nadal wietrznie ale świeci słoneczko. Mijamy Rijeke, wjeżdzamy pod MacDonalda. Regeneruję siły, humor powraca. Pytanie: nocujemy na Istrii czy jedziemy dalej? Żona jeździ dobrze, ale nie widzę entuzjazmu w oczach gdy proponuję przejęcie kierownicy. Niech dziewczyna ma, niech sobie trochę pokieruje w naszym związku, choć godzinkę
Wsiadamy do auta i do Wenecji nadal kieruję ja.
Mijamy Słowenie, mijamy Triest, robi się ciemno, ale nic to, śmigamy sobie autostradką w kierunku Wenecji. Po prawej Przedalpie, po lewej wielka chmura nad morzem. Jutro mają być upały, uspokajam się w myślach. Nocleg planowaliśmy w okolicach Punta Sabioni, na półwyspie okalającym od strony morza Wenecję. Niestety o 21 większość kempingów nie przyjmuje gości, dzieci marudzą, ja chętnie wskoczyłbym pod prysznic - decyzja: hotel. Hotel jest, ma ***, cena 100euro ze śniadaniem, trudno zostajemy. Z recepcji zabieram jeszcze mapki Wenecji oraz rozkład porannych wodnych tramwai. Idziemy spać. Jutro płyniemy do Wenecji!