Relacja odcinek 8: Rejs na wyspy: Vrboska (Hvar) i Bol (Brać)Żeby umilić sobie czas w Tućepi daliśmy się namówić na rejs na wyspy.
Podobno taki rejs na Hvar i Brać to niezwykłe wrażenia.
No i tak było.... ale nie wyprzedzajmy relacji. Po kolei.
Rejs w sumie za 2 dorosłe osoby i 2 dzieci kosztował 500 kun.
Mało to nie jest, ale co tam ... raz się żyje.
No i pojechaliśmy.
Tak rejs to także fish-picnic na pokładzie.
Niby no-limit wódki, ale ta ich niskiej jakości rakija to nie jest za dobra.
Byli tacy to ją pili na litry, a wracali z rejsu pod stolikiem.
Do tego no-limit wino marnej jakości, tu też niektórzy pili na umór.
No ale za piwo (4%) już trzeba było zapłacić 10 kun jak ktoś miał ochotę na odmianę.
Ale wracajmy do rejsu.
Czekamy 7:30 rano w porcie na statek, sporo osób.
Najpierw podpływa statek "lepszych" gości.
Na statek "David" wsiadają Niemcy, Francuzi, Szwajcarzy, Włosi,
czyli tzn. "lepsi" turyści. Dlaczego "lepsi"?
Podejrzałem ich bilety. Oni za ten sam rejs w prawie te same miejsca co my,
tylko innym statkiem, zapłacili 900 kun od osoby. SZOK!!!
No ale oni wypłatę mają w innych kategoriach cenowych.
No podpływa nasz statek.
Na ten statek wsiadali "tańsi" gości.
Ogólnie statek dla Polaków, Słowaków, Słoweńców, Czechów, Chorwatów.
Segregacja chyba według grubości portfela.
Statek "DVA BRATA". Firma rodzinna.
Po sezonie łowi ryby, na sezon go odmalowują, czyszczą i wozi ekonomicznych turystów.
Statek zbiera turystów najpierw z Podgory (ma tam bazę), a potem Tućepi i jazda na wyspy.
Nasz apartament widziany od strony morza z pokładu "Dva Brata".
Zerknijmy na północ w stronę Makarskiej.
Mijaliśmy sporo statków i jachtów.
To już pierwsze skały na wyspie Hvar.
Jachtami to i na płyciźnie można zasuwać.
A to kotwiczyły przy wejściu do portu.
Niektórzy mają dla siebie troszkę bardziej kameralne stateczki na rejs.
Mijanka statków z jachtami.
Jak na wycieczkowca dość szybko płynęliśmy.
I dalej ten sam statek z "Dynastii".
Za stateczkiem podest i prywatny "basen" połączony ze statkiem.
Po prostu bajka dla bogaczy.
Pierwsze zabudowania na wyspie Hvar.
Wybrzeże raczej skaliste od tej strony.
Coraz bliżej do portu.
I już widać wejście do portu.
Miasteczko "Vrboska", bardziej kameralne niż "Jelsa".
Ale jesteśmy dziwni i nas pasują bardzie te mniejsze kameralne rzeczy.
Marina przy wejściu do portu.
Jachtów nie da się naliczyć.
To coś to chyba latarnia przy wejściu do portu.
Już dopływamy.
"Zaparkujemy" do nabrzeża z lewej.
Witamy na Hvarze, miasteczko "Vrboska".
To jeden z kościołów na wyspie.
A to drugi kościół.
Vrboska ma jeden kościół katolicki i jeden prawosławny
wybudowane prawie jednocześnie w XVI wieku.
Oba na wzniesieniu, tak ze 100-150 metrów od siebie.
Ogromne dzwony muszą dobrze rano budzić mieszkańców.
I już port. Bardzo ładny, zwłaszcza nieco dalej, gdzie mniejszy ruch.
A to glonojad "live".
Pewnie dla wielu to żadna sensacja, ale my widzieliśmy takiego tylko w akwarium.
Pięknie i spokojnie.
Chcielibyśmy tu kiedyś wrócić, ale na całe wakacje, nie tylko na wycieczkę.
Hvar jest niezwykły, o ile można uogólniać jak widziało się tylko jedno miasteczko.
W porcie można było w akwarium wybrać świeżutką żywą langustę.
Kucharz na miejscu ją przyrządził i podał na talerzu.
Nie skusiliśmy się, ale oglądać można bezpłatnie.
Dzieci miały atrakcję, bo langusty były dość ruchliwe.
A tu już gotowe do przyrządzenia skarpeny.
Lepsza nazwa jest angielska scorpion-fish, od razu straszniej.
Koniec wizyty w miasteczku Vrboska.
Wsiadamy ponownie na statek, a tu czeka wyżerka: fish-picnic.
Dobra, grilowana rybka. Nawet dzieci chętnie zjadły.
O dziwo smaczna, choć podana w nieco partyzanckich warunkach,
na rozkładanych stolikach. Ale by fajnie.
Po jedzeniu szokiem był sposób "czyszczenia" zbieranych talerzy
Może nie-ekologicznie, ale przez to były dodatkowe atrakcje.
Za to mewy najadły się rybek i chleba za wszystkie czasy.
Przez pół godziny latały jak szalone za statkiem
A to już wyspa Brać.
Miasto BOL na wyspie Brać.
Hacjenda na zboczach wyspy Brać.
Plaża ZLATI RAT na wyspie Brać, koło miasteczka BOL.
Budynki miasteczka BOL z bliska.
Podpływamy do portu.
Rejs na trasie VRBOSKA - BOL trwał około 1 godziny.
Statek DAVID już tam stoi. W Vrbosce go nie było, pewnie płynęli przez Jelsę.
Wreszcie na suchym lądzie. A może na suchej wyspie?
Statki przy wejściu do portu BOL.
Jeden z zabytków miasta Bol - "dom w domu".
W XIX wieku komuś spalił się dom to wybudował mniejszy dom wewnątrz ruin starego domu.
Dzieciom bardzo się to podobało
Wąskie uliczki do spacerów po mieście.
Nabrzeże w kierunku na plażę ZLATI RAT
Jak widać ta plaża i cypel to podobno najlepsze w Chorwacji
miejsce dla miłośników windsurfingu.
Nieco skaliście w drodze na plażę.
Ale woda czysta jak zwykle.
To akurat była "plaża dla piesków". Dziwne co?
To musiały być jakieś zawody.
Ale nie dowiedzieliśmy się jakie. Może Mistrzostwa Adriatyku?
Europa zachodnia na statku "David" zbiera się już do powrotu, my jeszcze zwiedzamy.
Ostatnie zerknięcie na port Bol.
Bol jednak przegrywa urodą z Vrboską. Minimalnie ... ale jednak.
I już płyniemy. Pa pa.
Ostatnie pożegnanie z Bolem.
Kościółki na wyspie Brać.
Plaża na wyspie Brać, na obrzeżach miasta Bol.
Kapliczka na górze za miastem.
Pływanie bardzo nam się podobało.
Mały statek, ale nie dostaliśmy choroby morskiej.
To chyba Tućepi i Podgora?
Cała naprzód. Powrót zajął nam chyba ze 2 godziny.
Połowa wycieczkowiczów leżała spita pod stołami,
a druga połowa siedziała bez ruchu i odpoczywała.
Nikt nie miał już ochoty na darmową rakiję i wino.
Makarska z pokładu statku.
Delfiny albo rekiny. Ale na pewno coś tam płynie.
Ze 2 razy podskoczyły te delfiny w górę, ale za lichy aparat żeby to uchwycić.
I w końcu odpoczynek wieczorny w Tućepi.
Dzieci śpią to można chwilkę odpocząć po trudach wycieczki.
Wyspy Hvar i Brać nadają się bardziej na całe wakacje niż na jednodniowy wypad.
Tam jest fantastycznie.
Jak dzieci będą większe pojedziemy tam na dłużej.