Pewnego wieczorka spacerując w okolicy mariny, zatrzymaliśmy się na dłużej
przy ofercie fish picknik, czy jakoś tak. Ponieważ bardzo chcieliśmy popłynąć na jakąś wyspę
tylko szukaliśmy środka transportu, zdecydowaliśmy, że zaryzykujemy i popłyniemy z tymi wariatami.
Naganiacz w porcie wionący lekko nieco rakiją ostatecznie nas przekonał słowami: "Wszytkie z nami zadowolone".
A niech tam, pomyśleliśmy - nienawidzę podpitych naganiaczy - ryzyk fizyk.
W programie Hvar (Vrboska, Jelsa) oraz Brać (Bol). Statek płynie z Makarskiej przez Tucepi. Dodatkowym atutem takiej podróży wydało nam się to,
że nie musimy do żadnego miasta nigdzie jechać, szukać parkingów, itp.
Aha - dodam, że cena to 150 kun/osobę.
Wstajemy rankiem i do portu. Wkrótce przypływa łajba.
No to ... płyniemy na Hvar
Droga na Hvar troszkę długa. Podczas podróży puszczają głośno muzyczkę, częstują rakiją, winem i kawą. Piwo jest płatne, więcej niż standardowe porcje alkoholi też. Podróż na Hvar trwa chyba ze dwie godzinki. Tuż przed przypłynięciem na miejsce podają makrelę z grilla z sałatką i pieczywkiem. Makrela bardziej smakuje mi taka wędzona z naszych sklepów, ale ta na statku jest też OK. Zapachem ryb i resztkami pieczywa wyrzucanymi przez pasażerów zwabione zostają mewy, latają nad nami jak sępy.
Wpływamy na przedporcie do Vrboska i ... zawracamy. Trochę nie fair ale trudno, mówili że Vrboska tylko zobaczyć ze statku można.
Za chwilę dobijamy już do Jelsy.
Dostajemy godzinę czasu na spacer po mieście. Ten port ma typową zabudowę dalmacką.
Na podwórkach można znaleźć dojrzewające pomarańcze.
Dwa stare kościoły, piękny park. Jednak żeby poczuć smak miasta potrzeba by było więcej czasu.
Płyniemy dalej - na Brać.
Tutaj trzy godziny wolnego i powrót. Większość ludzi idzie na taksówkę wodną - decydujemy się na spacerek na Bol deptaczkiem. (Daleko wyszło troszkę). Miło się idzie przez lasek, mnóstwo Polaków.
No i sama plaża Bol. Ładne miejsce ale wg mnie szału nie ma. Duży tłok.
Przy cypelku zacumowane bogate jachty. Słońce praży jak cholera. Ufff.
Kładziemy się trochę poopalać. Tymczasem na Hvarze walą pioruny i leje jak z cebra. Fajny widok. Ludzie z zaciekawieniem się przyglądają.
Zażywam kąpieli. Poparzyła mnie meduza. Zorientowałem się dopiero po ok. 1/2 h. Czas szybko leci. Pora wracać. Tym razem bierzemy taksówkę wodną i szybciutko lądujemy w porcie na pysznej kawce. Ale drogoooo.
Przybijamy do Makarskiej, wysiadają pasażerowie, reszta płynie do mariny w Tucepi.
Rakija i piwo mocno już działają - czas zacząć tańce.
Docieramy zmęczeni ale zadowoleni. Nasza zachcianka została zaspokojona. Fajna podróż ale na jeden raz. Będziemy miło wspominać podróż tym stateczkiem, chociaż wolelibyśmy pozwiedzać Jelsę niż prażyć się na Bolu 3 godziny. No cóż - nie ma co narzekać. Było fajnie.