Czołem forum
Dwie ostatnie relacje mi nie wyszły, to znaczy wyszły (z głowy ) , ale ich nie skończyłam... tak wyszło.
Najpierw zabrakło chęci, a jak już przyszły chęci, to nie było sensu pisać, do tego dołożyło się trochę ogólnego zamieszania i bęc rok minął. Rzadko zaglądałam na forum. Pisać przestałam praktycznie w ogóle. I już wiem, że mi tego brakowało, więc będę teraz nabijała posty na potęgę.
Dlatego też tym razem postanowiłam zmienić formę, może relacja online mnie trochę zmobilizuje i powstanie z tego coś sensownego.
Dodatkowo, może ktoś będzie chciał znać stan rzeczy z tu i teraz.
Serdecznie zapraszam.
Odcinek 1: Pierwsze piwo na wakacjach smakuje najlepiej.
Jeszcze miesiąc temu nie wiedzieliśmy czy pojedziemy do Cro.
Jeszcze trzy miesiące temu Arturo leżał w szpitalu z bardzo ciężkim przebiegiem covid.
Jeszcze pięć miesięcy temu... nie wiedzieliśmy jak to będzie.
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i mogliśmy zacząć planować wyjazd.
Wybór miejsca docelowego był banalnie prosty. Jedziemy na Cres, na camp Bijar. Do miejsca, które bardzo dobrze znamy, gdzie wszystko mamy pod ręką i które jest tak bardzo urokliwe, że nie ma co marudzić (że to nie Hvar ).
Trasa standardowa w naszym przypadku: Czechy- Słowacja- Węgry- Cro.
Ostatnio dosyć dużo emocji wzbudza kwestia cen paliwa na Węgrzech, dlatego wrzucam zdjęcie paragonu. Tanio nie jest.
Już od kilku lat podróż dzielimy na dwa etapy i nocujemy w uroczym hoteliku przy granicy w Letenye.
Mają bardzo dobre jedzenie. Gulasz palce lizać... zdecydowanie tańszy niż paliwo.
A pierwsze piwo na wakacjach, tak całkowicie na luzie... smakuje najlepiej.
Jutro w dalszą drogę...
Zapraszam do relacji.