Bo i o Arabach nie będzie zbyt dużo,bardziej o tych babach
Ale do konkretów.Jak już wspominałam, dziwne te moje wakacje były, nie takie jak zwykle- kwaterka w Cro zaklepana już w styczniu i pozostawało tylko błogie czekanie i czytanie forum, a w tym roku nic z tych rzeczy.Ja jako ta naiwna do końca miałam nadzieję, że uda nam się w całości-czyli trzy baby i nasz chłop kochany- spędzić choć tydzień urlopu gdzieś w fajnym miejscu. Okazało się niestety,że mój mąż szanowny wraca z Bośni i owszem, ale ostatnim transportem,czyli z początkiem sierpnia,potem jeszcze tydzień dwa na papierkowe sprawy i dopiero urlop,ale jak on na urlop to ja do Wilna, więc znowu kogoś brakuje, a później to już tylko szkoła...
Koniec końców mój małżonek rzekł, co następuje: Zabieraj dziewczyny i gdzieś jedźcie albo lećcie,bo z rodzinnego urlopu nic nie wyjdzie. Ja oczywiście przerażona, bo gdzie ja mogę, sama z dwójką dzieci w daleki świat, choć z drugiej strony średnio mi się uśmiechało spędzenie ponad miesiąca w babcinym ogródku w oczekiwaniu na super pogodę,żeby pobyczyć się na nadbałtyckiej plaży. I znów telefon- idź do biura podróży i coś sobie wybierz, już dzwoniłem ,to coś znajdą (przypisek-biuro prowadzi żona kolegi). No to i ja poszła biedna, bo co tu robić, jak mąż każe
W skrócie powiedziałam, o co chodzi,że ja sama i że to ze względu na dzieci itp itd i po chwili stanęło na Tunezji.Głównie ze względu na hotel,bo Afryki prawdę mówiąc nie brałam pod uwagę,ale pani zachwalała, a i zdjęcia wyglądały zachęcająco. Był bodajże poniedziałek a my leciałyśmy w czwartek. Sporo więc jeszcze przede mną-pakowanie, czym zawsze zajmował się mąż,ja tylko donosiłam , a on wszystko mieścił,a tu teraz na dodatek jak najmniej trzeba, bo samolot to nie samochód z gumy,a i przepisy na dużo nie zezwalają- postanowiłam więc, że tylko jedna walicha i to nie za duża,żeby dzieciaki nie latały z bagażem po lotnisku,a i żeby mi tchu już na wstępie nie zbrakło .No i jeszcze znaleźć kogoś,kto by odwiózł i przywiózł z lotniska, bo pociąg średnio mi się uśmiechał.A w wolnej chwili znaleźć coś o Tunezji,choć panie z biura były na tyle miłe,że przygotowały mały pakiecik z info o Tunezji i parę rzeczy jeszcze doradziły.
Zrealizowałam póki co to, co zamierzałam-jedna walicha i prawie zero bagażu podręcznego,co wzbudziło małe zainteresowanie przy odprawie- trzy osoby i to trzy kobity i tylko JEDNA walizka ważąca 18kg, a mogłyśmy zabrać 60 kg i po 5 podręcznego. Pani nie dowierzała,ale ja nie potrzebowałam dodatkowego balastu. I tak oczyma wyobraźni widziałam ten kłębiący się tłum na lotnisku i moje małe zgubione dziecko gdzieś w tym tłumie, całe szczęście i ona była pod wrażeniem i bardzo się pilnowała,więc ganiać nie musiałam. Już po odprawie, siedzimy i czekamy na wezwanie do wejścia, a młodsza jakaś taka niewyraźna mi się robi-zarumieniona i głowa gorąca, no jeszcze mi tylko tego brakuje,jak nic ma gorączkę,a wszystkie leki w bagażu głównym oczywiście. No nic, wszystko zrzuciłam na późną porę (wylot 23.30) i reisefieber.Jak się później okazało, miałam rację, nic jej nie było. No to lecimy...ja tu cała w strachu,jak córki zniosą lot,czy ich nie zatka, nie zemdli,a one zachwycone,choć widoki, ze względu na środek nocy żadne.Niecałe dwie godzinki lotu i podchodzimy do lądowanie w Monastyrze. Z tym było już troszkę gorzej.