Wracamy do wozu i przejeżdżamy przez most. Kierujemy się teraz na Zadar, ale chcemy po drodze rzucić okiem na małe miasteczko Nin, a konkretnie na dwa znajdujące się tam obiekty. Jednak żołądek sygnalizuje swoje potrzeby i to on dostaje najpierw zielone światło. Szukamy więc dla siebie odpowiedniej restauracji. Nie trwa długo i znajdujemy coś ekstra - niedaleko bocznej drogi, na małym placu, gdzie mizerna roślinność walczy z drobnymi kamykami o prawo bytu na jałowej, czerwonej ziemi, staje nasza kuchnia. Zamawiamy najlepszy stolik dla dwojga - jego rozstawieniem zajmuję się ja - a Bea już krząta się przy kuchence nakręconej na butlę gazową. Wkrótce obiad zostaje podany i karmimy nasze głodne brzuchy, po drodze dostarczając rozkoszy podniebieniu.
Zaspokoiwszy potrzeby cielesne, ruszamy w dalszą drogę. Kilkanaście kilometrów na północ od Zadaru, nad Ninskim Zalewem leży miasteczko Nin. Starówka znajduje się na sztucznej wyspie, powstałej w wyniku przekopaniu kanału, odcinającego półwysep od lądu, a połączonej obecnie mostem. Zasiedlający tę osadę już kilka wieków przed naszą erą Liburnowie zwali ją Enona (Aenona). Rzymianie nadali jej status municipium, a we wczesnym średniowieczu Nin odgrywał ważną rolę w procesie chrystianizacji tych ziem. W pobliżu kościoła parafialnego św. Anzelma przechodzimy pod strzelistą dzwonnicą z trzema piętrami biforiów - podwójnych, arkadowych okien, rozdzielonych kolumienką - i docieramy do głównej atrakcji. Najmniejsza katedra świata - tak bywa często nazywany kościół Św. Krzyża, zbudowany na początku IX wieku, a więc jeszcze w czasach przedromańskich. Postawiony na planie krzyża greckiego, z wciśniętymi pomiędzy ramiona krzyża nieregularnymi dobudówkami, ze ślepymi niszami pseudo-okiennymi stanowi oryginalny przykład wczesnego budownictwa sakralnego w Chorwacji. Obchodzimy go najpierw dookoła, potem zaglądamy do środka - jest rzeczywiście niewielki - i możemy wracać.
Mury miejskie pochodzą głównie z okresu weneckiego, przy czym w połowie XVII wieku Wenecjanie spalili i zburzyli miasto w obawie, by nie dostało się w ręce Turków, skąd ci ostatni mogliby prowadzić skuteczne akcje zaczepne przeciwko Zadarowi. Po odbudowie Nin już nie wrócił do dawnego splendoru. Kamienna Donja vrata (Dolna brama) ozdobiona jest płaskorzeźbą, przestawiającą mury z basztami i przerzuconym przez wodę mostem. Donji ninski most ma 70m długości i - przynajmniej podczas naszej wizyty - jego łuki niewiele wystają ponad powierzchnię zalewu.
Chcemy jeszcze rzucić okiem na drugą ciekawostkę architektoniczną, ta jednak znajduje się za miastem. Wsiadamy więc do wozu i opuszczamy Nin. Już po chwili ją widać. Na prawo od szosy, na pagórku, będącym najprawdopodobniej ziemnym kurhanem, wznosi się malutki kościół św. Mikołaja z XI wieku. Pierwotnie zwieńczony kopułą, przebudowany został w celach obronnych, przez co nabrał bardzo oryginalnego wyglądu z uwagi na ośmiokątną wieżę z blankami. Zgodnie z tradycją, świeżo koronowany król przybywał na to wzgórze, przedstawiając się ludowi i czyniąc znak mieczem na cztery strony świata, brał ziemię we władanie. Marzy mi się również uczynienie podobnego znaku, choćby kijkiem trekingowym, ale nic z tego. Trwają akurat roboty drogowe, wylewany jest asfalt, ruch puszczony tylko jedną stroną szosy i nie ma możliwości zjazdu w stronę kościółka. Zatem tylko aparat do okna i pstryk! Fotka akurat wychodzi kiepska, silne słońce od tej strony powoduje zupełnie białe tło, ale nie ma już czasu na poprawkę. Sznur samochodów czeka, a więc w drogę! Niewielkim pocieszeniem będzie fakt, że w przewodniku mam zdjęcie z analogicznie prześwietlonym niebem.