To może trochę "zimowy" temat i sorki, że w sezonie zaczynam o takich bzdurkach pisać, ale właśnie przeglądając stare cd znalazłam płytę z muzyką nagraną na mój pierwszy wyjazd do Cro (zawsze przed każdym wyjazdem nagrywam taką płytę). I tak wróciły wspomnienia. Chciałam tylko napisać jak pierwszy raz znalazłam się w Chorwacji ponieważ była to całkowita jazda w ciemno! W połowie czerwca 2000r. postanowiliśmy pojechać gdzieś na wakacje - ja z mężem i jego siostra też z mężem. Nie mieliśmy konkretnych planów, a za priorytet postawiliśmy wzięcie urlopów w tym samym czasie. Urlopy dostaliśmy za przełomie czerwca i lipca. Nadal nie wiedzieliśmy gdzie jechać - nawet nie braliśmy wtedy Cro pod uwagę. Na jakieś cztery dni przed wyjazdem postanowiliśmy, że jedziemy nad Balaton. Mój mąż do końca uważał, że i tak nic z tego nie wyjdzie bo zero przygotowań i jeszcze czekaliśmy na czerwcowe pensje. Wyjazd miał być w sobotę o 18.00. W sobotę pobraliśmy kasę z bankomatów (dobrze, że już była), szybkie zakupy, pakowanie i w drogę. Oczywiście zanim się spakowaliśmy we czwórkę do jednego samochodu to 1,5 godz. w plecy. No i w drogę. Jazda przebiegała spokojnie (a mieliśmy tylko jakąś przedpotopową mapę Europy). Postanowiliśmy trochę się zdrzemnąć przed Budapesztem - to był koszmarny pomysł! Rano byliśmy w Budapeszcie. Na zwiedzanie poświęciliśmy kilka godzin. Po 17 byliśmy nad Balatonem. Zadowoleni idziemy nad wodę - a tu sadzawka...... Nie tak to sobie wyobrażaliśmy. Ja idę sprawdzić głębokość (zawsze mnie wysyłają do badania głębokości i dna bo dobrze pływam). Idę i idę, a woda najwyżej sięga mi do ud. No wreszcie jest na wysokości piersi! Ale odeszłam tak daleko (za czerwoną boję), że już nie rozpoznaję postaci na brzegu. Robię jeszcze kilka kroków i znowu woda po kolana. I na dodatek woda przypomina rosół - taka cieplutka zawiesinka z tłustymi oczkami. Wracam do reszty, oni też myśleli, że będzie trochę inaczej. Idziemy na obiad, ale nawet jeszcze nie szukamy kwater, a przygnębienie wisi nad nami. Jemy obiad (zdziwieni, że tutaj tak tanio) i wtedy nasuwa się myśl - a może pojedziemy dalej, do Chorwacji. Znajomi nasi byli tam rok wcześniej i bardzo sobie chwalili. Wracamy do samochodu, rzut okiem na przedpotopową mapę (tutaj jest jeszcze Jugosławia) i zaczynają się obawy w stylu ale tam była wojna, co z noclegami (wspomniani znajomi jechali z biurem podróży). W sumie po raz pierwszy od początku tego urlopowego zrywu pojawiają się jakieś obawy! Ale nasze rozczarowanie Balatonem jest zbyt duże, więc jedziemy! Nie znając Chorwacji postanawiamy jechać w najbliższe miejsce nad morzem czyli w okolice Rijeki. Po wjeździe do Chorwacji doznajemy szoku odnośnie jakości dróg - myśleliśmy, że będzie zła a tutaj rarytas - autostrady, a tam gdzie ich jeszce nie wybudowali jakość dróg też bardzo dobra! Wieczorem wjeżdżamy w góry, tunele - wszystko podoba nam się coraz bardziej. Było już ok. północy gdy byliśmy nad morzem, ale nie mogliśmy sprawdzić jak wygląda okolica bo było ciemno. Nie chciało nam się już dłużej jechać, więc wysiedliśmy i wtedy podszedł do nas chłopak (ok. 11 lat) i spytał po angielsku czy nie szukamy noclegu. Poszliśmy za nim i już mieliśmy apartament. Usnęliśmy praktycznie od razu. Rano budzimy się i biegniemy nad morze. Do morza tylko schodki i plaża. I ta woda - pamietam nasze zdziwienie, że woda może być tak przejrzysta! I ten jej kolor! Ja nie wiedziałam jeszcze, że jest tak słona, zanurkowałam, otworzyłam oczy w wodzie i przeżyłam kolejny szok - myślałam, że oczy mi wypali! Wszystko było dla nas niesamowite, morze, góry, pogoda i miasteczko - Novi Vinodolski. Co prawda morze było zamknięte przez wyspę Krk, ale wtedy było to dla nas najpiękniejsze miejsce pod słońcem. Wszystko było dla nas nowe i zaskakujące - np. to, że musimy pływać w specjalnym obuwiu. Ale nie kwestionowaliśmy słuszności pływania w butach szczególnie po tym jak mój mąż wdepnął na jeżowca....
Cały ten wyjazd był dla nas czymś wspaniałym. A ja razem z moim mężem po prostu zachorowaliśmy na Chorwację. Potem jeździliśmy już w inne miejsca naszym zdaniem atrakcyjniejsze, ale ten pierwszy wyjazd zawsze będę pamiętać. No i teraz zawsze wszystko mam zaplanowane a wtedy ten niepokój i niepewność wzbudzały niezłe emocje. Chyba nieźle jest czasem pojechać tak w nieznane...