Dokończmy zatem ten piąteczek - mój ulubiony dzień tygodnia. Dzień już był pełen wrażeń, dotychczas nie byłem w wielu meczetach, zwiedzałem na ten przykład Meczet Sulejmana Wielkiego w mieście Rodos, ale obok (lub w środku) dwóch meczetów jednego dnia nie byłem...
Po dawce wrażeń wiedziałem, że nie chcę jechać głośną, nie rozwijającą dużo więcej ponad setkę Kijanką MOTORWAYEM - mieliśmy ochotę zobaczyć trochę "real life'u" Cypru. Zgubiliśmy się zatem gdzieś na odcinku Hala Sultan Tekke - Perivolia, ale obyśmy zawsze się tak słodko gubili, bez presji czasu, no dobra, powoli zaczynało się: "JEŚĆ", ale o tym później...
W końcu dojechaliśmy wąskimi asfaltowymi dróżkami, a potem osiedlowymi do
Tego miejscaOstatni kitesurfer zwijał sprzęt w oczekiwaniu na burzę, która MOGŁA zmienić kierunek i przyjść do nas, na razie jednak szalała gdzieś w kierunku syryjsko-libańskim, nie wyślę tego zdjęcia do "Naszionala", ale już w ramce na ścianę je chyba dam (to powyższe naturlich)
Byliśmy tam sami, co było super, ale i dziwne, takie fajne miejsce i co? Ludzi nie ma? Dziwne. Na szczęście przypomniało się nam, że to połowa lutego jeszcze
Z pogodą nie ma żartów...
Niektórzy powalili się na leżaki a ja kręciłem filmiki komórką (kamery w ogóle nie braliśmy na Cypr)
Wiatr wył, dzieciaki rzucały kamieniami w kierunku rozszalałego morza, kitesurfer już zwinął sprzęt i pojechał....
Czas i na nas
JEŚĆ!!!!!! Jedziemy, jedziemy w kierunku miejscowości o mało znacznej nazwie ZYGI (może to jednak od Zygmunta, a nie od mało eleganckiej czynności?)
W ZYGi (ZYGach) wypatrzyliśmy jeden przybytek, w którym można byłoby coś zjeść, wysłalem na zwiady Małżonkę, która dysponuje lepszym powonieniem (mi wystarczy, jak siedzą Autochtoni), ale werdykt był bezlitosny (znajomi znajomych z Sanepidu zamykają takie miejsca na Półwyspie Helskim)
No trudno, jedziemy dalej - i tutaj moja męskość została wystawiona pewną próbę - bo przecież mieliśmy jechać wybrzeżem TYLKO do Limassol, potem ten ostatni kawałek do Pafos autostradą już, bo nadmorski kawałek od Limassol do Pafos już poznaliśmy w poprzednich dniach.
"Co, co Limassol boisz się wjechać autem, przecież to po drodze, śmigniemy przez to miasto, ile to ma mieszkańców? 140 tysięcy? Tylko? Gdynia ma 250....."
No i wjechaliśmy ... i nawet zatrzymaliśmy się na parkingu... nad morzem...
Taką Traskę zrobiliśmy...Teraz szukamy czegoś do zjedzenia na szybko.... to był jedyny dzień, w którym nie jedliśmy prawdziwego w sensie w restauracji, posiłku między śniadaniem, a kolacją (w krajach południowych zwaną OBIADEM, ale jak można jeść obiad między 19 a 20?
Zadowoliliśmy się zatem jakimiś zapychaczami, co dla dzieciaków problemu jakoś nie stanowiło... DOBRE!!
Parę zdjęć z Limassol (albo Lemessos - bo tak najczęściej na drogowskazach widnieje nazwa tego miasta)
Strudzony wędrowiec (musiał się wrócić do auta, co go bardzo umęczyło...)
W tle "jakieś zabudowania największego portu na Cyprze
Reda. Też taką mamy w Gdyni
Jakieś chmury... ale ciepło i nadal słonecznie było...
Fontanienka
To cudo pokazywał u siebie Wojtek Franz
Reszta Lemessos next time
CIAO
PS
Dla Wytrwałych, nowy (od paru tygodni) zwiastun nowej płyty "Depeszów"
DM - Heaven