Pomysł na zimowy Izrael z kawałkiem Jordanii narodził się po ogłoszeniu promocji Wizzaira na bilety do Tel Avivu. Oczywiście Jerozolimę chyba każdy chce odwiedzić i tu nie było żadnych wątpliwości, natomiast co dalej, to było pytanie. W Jordanii, z żoną byliśmy już wiele lat temu, ale kusiło, żeby pokazać synowi słynną Petrę i najpiękniejszą pustynię świata Wadi Rum. I tak narodził się taki plan: Tel Aviv – Masada – Ejlat – Jordania z Petrą i Wadi Rum – Ejlat – morze Martwe – Jerozolima – Tel Aviv. Wszystkiego 10 dni w ferie zimowe na przełomie stycznia i lutego.
Pytania rodziła też logistyka. Jak jeździć po południowym Izraelu. Do wyboru były dwie opcje: lokalnymi autobusami i wynająć samochód. Autobusy są OK, ale zawiozą z punktu A do punktu B, a my po drodze też chcieliśmy coś zobaczyć. Poza tym w szabas nie jeżdżą. I tak na placu boju zostało wynajęcie samochodu, które na szczęście okazało również atrakcyjne cenowo. Początkowo chciałem wynająć jedynie na 2 dni, żeby przejechać z Tel Avivu do Ejlatu, ale okazało się, że oddanie samochodu w Ejlacie kosztuje więcej niż dodatkowe dni najmu i w efekcie auto zwróciliśmy w Jerozolimie.
Jeszcze parę słów o pogodzie. W czasie całego wyjazdu mieliśmy bezchmurne niebo, a zimniejsza pora roku zapewniła intensywny błękit i idealną przejrzystość powietrza. Wymarzone warunki do fotografowania. Z drugiej strony wieczory były chłodne, niekiedy wręcz zimne.
Kto lubi pustynno – skaliste krajobrazy oraz niepowtarzalny klimat świętych miejsc trzech religii serdecznie zapraszam do czytania.
Kilka fotek obrazujących wyjazd: