Następnym naszym celem miało być wzgórze z kościółkiem (kapliczką), które tak namiętnie fociłem przy zachodzie słońca.
Zaplanowałem trasę dojścia (w mojej opinii doskonałą) i w drogę. Ponieważ planowaliśmy również zanurzyć się w odmętach Jadranu przy plaży Zamalin, pomyślałem, że włożymy cały ekwipunek plażowy do auta, zaparkujemy gdzieś na dróżce prowadzącej do tej kapliczki, a potem przeparkujemy autko przy plaży, żeby tego taboru całego daleko nie nosić.
Problem pojawił się już na początku, bo nikt z kilku zapytanych osób nie potrafił mi powiedzieć ani wskazać, którędy się idzie na to wzgórze. Nie wiem, czy ja miałem takiego pecha czy co, ale nikt z napotkanych osób nie rozumiał ni w ząb ani słowa po angielsku, nawet sprzedawczynie w lodziarniach przy samej plaży. Na pierwszy rzut oka studentki, ale jak zapytałem w moim mniemaniu dość poprawną angielszczyzną to patrzyły na mnie jak na kosmitę. No cóż, pomyślałem, nie poddawaj się. Nie chcecie mi powiedzieć to nie! Lodów u Was już więcej nie kupię! Objechałem to cholerne wzgórze 2 razy i w końcu znalazłem początek naszej trasy. A wyglądał tak:
https://www.google.pl/maps/@43.7565348,15.7430769,3a,75y,210.33h,77.76t/data=!3m6!1e1!3m4!1sl2Z1mfMsZmxIt2nzKtes2w!2e0!7i13312!8i6656!6m1!1e1?hl=plhttps://www.google.pl/maps/@43.7565348, ... 6656?hl=plPomyślałem sobie - może 10 minut spacerku po dosyć nierównej ścieżce i będziemy na górze. Nasze bagaże to: wózek spacerówka, 2 butelki wody, chrupki, aparat fotograficzny i parę pierdół. No to zaczynamy!
Taaaaaa... Szybko się okazało, że ta dosyć nierówna ścieżka to była bardzo równa w porównaniu z tym, co było dalej. Wkrótce wózek okazał się zbędnym balastem, z kroku na krok coraz cięższym. Młodsza córka wkrótce znalazła się na moich rękach a starsza doczepiła się do mnie jak wagon. Zacisnąłem zęby, ale idziemy! Miejscami porobione były z kamieni schody, ale chyba dla wielkoluda, bo nawet ja miałem problemy po nich iść. Nie wiem, ile trwało wejście na szczyt, w każdym razie jak dotarliśmy, wyszeptałem jedno słowo: wody!!!
Po wyrównaniu oddechu przyszedł czas na podziwianie. Opuszczona kapliczka z drzwiami zabitymi deskami, jedna wyłamana, więc można było zajrzeć do środka. W środku tylko stół do odprawiania nabożeństw i duży drewniany krzyż oparty o ten stół, nic więcej. Wokół kapliczki może ze 30 grobów, zupełnie zaniedbanych. Widać, że od lat nikt tu nie zaglądał. Z tego co pamiętam, ostatni raz złożono tu zmarłego chyba w 1960 roku. Niestety, nie znalazłem informacji, kogo tu grzebano, czy to zwykły cmentarz, czy też chowano tu np. zmarłych zakaźnie chorych? Może ktoś forumowiczów zna więcej informacji o tym miejscu?
W każdym razie miejsce robi bardzo przygnębiające wrażenie i aż dziw bierze, że nikt się tym nie opiekuje. Tym bardziej, że do tej kapliczki prowadzi (jak się potem okazało - przy powrocie) droga krzyżowa, a ponadto nieco poniżej kapliczki jest pomnik poświęcony ofiarom wojny (nie pamiętam już której) ale też zaniedbany. Niestety niektóre litery już odpadły a niektóre były zbyt wyblakłe, żeby dokładnie przeczytać. Niestety - nie wiem czemu, ale gdzieś zaginęły mi fotki z kapliczka i tym pomnikiem. W każdym razie widok smutny.
Na szczęście znalazło się parę widoków, które nam wynagrodziły trud wspinaczki.