Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Toskania, Cinque Terre, Lazury i Alpy Francuskie na motocykl

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
FUX
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13027
Dołączył(a): 14.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) FUX » 04.11.2011 10:59

Kiedy się wstydzę... :oops:
mahadarbi
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2247
Dołączył(a): 31.07.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) mahadarbi » 04.11.2011 11:09

Ja czekam od wczoraj, miej litość! :roll: :lol:
FUX
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13027
Dołączył(a): 14.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) FUX » 04.11.2011 11:26

Był sobie prosty człowiek rzeźnik, obdarzony fenomenalnym węchem.
Potrafił rozpoznać z zamkniętymi oczami, bez konsumpcji, każdy rodzaj wędliny.
W gospodzie Koledzy rzeczonego rzeźnika, potrafili zakładać się z przejezdnymi, że ich Kolego jest w stanie zrobić to z każdym kawałkiem wędliny w tej knajpie.
Pewnego razu napatoczył się taki podróżny, Koledzy rzeźnika wzięli go w obroty i poszłoooo.
Podsuwają mu pod noc szynkę; rzeźnik mówi szynka-talar na stół.
Dają do powąchania kaszankę-rzeźnik bezbłędnie rozpoznaje.
Poleciało dalej: salceson, biała kiełbasa, boczek, baleron, etc.
Lekko spłukany podróżny w pewnej chwili budzi się z odrętwienia i mówi.
Założę się o 10 talarów, że teraz to, co dam mu do powąchania, to nie rozpozna. Krótka narada i decyzja ok.

Podróżny wyciąga damskie majtki i podsuwa rzeźnikowi pod nos.
Ten wciąga powietrze raz, drugi, robi dziwną minę i w końcu.......
































przemawia:

Krakowska, Emilia, Grunwaldzka 10 m.3

:wink:
mahadarbi
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2247
Dołączył(a): 31.07.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) mahadarbi » 04.11.2011 11:30

Jak to dobrze, że mam słaby wzrok...
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 04.11.2011 11:36

Dobrze, że to nie była gorgonzola
krombocher
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 647
Dołączył(a): 07.07.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) krombocher » 04.11.2011 21:59

Transalp napisał(a):Dzięki za link,
To, co tam się dzieje - poraża.
Wyobrażam sobie, co przeżywali ludzie, kiedy widzieli strumień błota porywający wszystko na swej drodze.


Pozdrawiam

Tomek


Najgorsze, że to nie koniec. Opady sieją dalej spustoszenie coraz dalej na zachód
http://www.rp.pl/artykul/33,747057-Genu ... -zyja.html
Pozdrawiam
K
Transalp
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 269
Dołączył(a): 22.07.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Transalp » 04.11.2011 22:29

krombocher napisał(a):
Transalp napisał(a):Dzięki za link,
To, co tam się dzieje - poraża.
Wyobrażam sobie, co przeżywali ludzie, kiedy widzieli strumień błota porywający wszystko na swej drodze.


Pozdrawiam

Tomek


Najgorsze, że to nie koniec. Opady sieją dalej spustoszenie coraz dalej na zachód
http://www.rp.pl/artykul/33,747057-Genu ... -zyja.html
Pozdrawiam
K


W serwisach podają, że przez ulice Genui płyną rwące rzeki.
Straszne.

Pozdrawiam

Tomek
Transalp
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 269
Dołączył(a): 22.07.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Transalp » 06.11.2011 21:12

Cel na dzisiaj to Grand Canyon du Verdon .

Obrazek

Na początek jednak mała przejażdżka śladami Napoleona po drodze jego imienia.
Z Grasse jadę na północ.

Obrazek

Ruch na drodze praktycznie żaden.
Zerkam co chwila na boki i podziwiam niesamowite widoki, nasycane coraz to innymi zapachami płynącymi ze znajdujących się tam destylarni i pól - przecież Grasse za plecami.

Obrazek

Wzdłuż drogi dostrzegam co chwila ślady Empiru.
Strażnice i inne budynki, wojskowego przeznaczenia, często w nie najlepszym stanie.

Jakość drogi - fantastyczna.

Obrazek

Szeroka, równa z wspaniale wyprofilowanymi zakrętami.

Sam nie wiem, czy jechać spokojnie i podziwiać okolicę, czy też odkręcać manetkę i cieszyć się jazdą kiedy podnóżki zaczynają sięgać asfaltu.
Droga wiedzie pomiędzy wzgórzami, co powoduje, że przyjemność z jazdy jest niesamowita.

Z Drogi Napoleona zjeżdżam w kierunku du Verdon.

Jak nożem odcięte, ciepłe powietrze znika i wjeżdżam w chłodne i wilgotne powietrze.

Obrazek

Na wprost na horyzoncie widać chmury zbijające się w ciemne kłębowisko.


Obrazek

Już myślę o tym, że trzeba będzie ubrać się w przeciwdeszczówkę.
Z każdym kilometrem kłębowisko staje się coraz bardziej mroczne i groźne.

Obrazek

Droga omija niezbyt wysoki masyw i wypływa na olbrzymią, równinę pomiędzy równoległymi pasami skał.

Obrazek

Po lewej stronie na środku polany samotnie stojąca kapliczka zaprasza do odwiedzenia.
Nie odmawiam sobie tego widoku, tym bardziej, że za plecami świeci jeszcze słońce, a przede mną w dalszym ciągu ciemne chmury.

Spokój tego miejsca, otoczenie, do tego jeszcze kontrast pomiędzy słońcem na plecach a ciężkim ołowiem przed oczami - ten widok warty był tego, aby się zatrzymać.

Chwila na naładowanie się widokami i dalej.

Robi się coraz zimniej.
Pierwszy raz od dnia wyjazdu z kraju muszę założyć bluzę pod kurtkę.
Zaczyna padać.
Na razie postanawiać jechać dalej.
Jadę tak kilka kilometrów. Niestety, deszcz wzmaga się.
Staję ponownie i zakładam kombinezon przeciwdeszczowy.
Psuje mi to nastrój, ponieważ, jeżeli ta pogoda się utrzyma, z widoków kanionu nie pozostanie wiele.

Kiedy jestem już na skraju kanionu burza zaczyna rozpoczynać swój taniec.
Pierwsze odgłosy, jeszcze nieśmiałe, ale wszystko idzie ku temu, że będzie mocniej.
Zaczynam zastanawiać się, gdzie przeczekać coraz szybciej nadchodzącą burzę. Z prawej strony widzę już kanion.
Pogoda zwariowała zupełnie.
Leje tak, że nie da się jechać.
Natomiast odgłosy burzy, które odbijają się od ścian kanionu potęgują w dwójnasób to, co się rozpętało. Kiedy już mam zamiar zatrzymać się na małej zatoczce przy drodze, widzę kilkaset metrów dalej platformę punktu widokowego, a poniżej małą restaurację. Jest dobrze - szczęście tym razem mi dopisało.
Z ulgą podjeżdżam na parking i chronię się w knajpce.

Najważniejsze, ze jest gdzie przeczekać.
Droga wzdłuż kanionu nie należy do łatwych. Ruch kamperów i samochodów spory. Nie wszyscy pamiętają o bezpieczeństwie i zamiast patrzeć na drogę przed sobą, oglądają cuda przyrody.

Obrazek

Burza potrzebowała kwadrans aby wejść, postraszyć i wyjść.
Nie ukrywam, przyjąłem to z dużą ulgą.

Dopiero teraz mogę przyjrzeć się okolicy.

Obrazek

Kanion jest zjawiskowy. Zdaje się, że drugi po Colorado.

Obrazek

Zupełnie inaczej odbieram wielkość górskich szczytów i tę ogromną dziurę w ziemi.

Obrazek

Swoim ogromem po prostu stawia na baczność. Objeżdżam kanion od południa.

Obrazek

Ze względu na to, co widzę, najchętniej stawałbym na każdym punkcie widokowym.

Obrazek

A jest ich tutaj sporo.

Obrazek

Obraz meandrującej wody rzeki Var na tle ogromu skał porośniętych płatami roślinności, nie pozwala spokojnie jechać.

Obrazek

Każde miejsce inne i każde na swój sposób fantastyczne.

Obrazek

-

Obrazek

Jadę w kierunku jeziora Sainte Crox i północnego odcinka drogi okrążającej kanion.

Obrazek

Jezioro wyłania się nagle na horyzoncie na tle pól lawendy.

Obrazek

To dopiero początek.

Obrazek

Kolor tafli wody!!!.

Obrazek

Dla chętnych możliwość popływania kajakami w górę rzeki.

Obrazek

Objeżdżam jeszcze kanion od północy ślepą drogą w okolicy La Palud sur Verdon.

Obrazek

-

Obrazek

-

Obrazek

W pewnym momencie droga kończy się.
Dalej brak przejazdu.
Muszę się cofnąć kilka kilometrów aby wyjechać ponownie na drogę do Castellane.
Trochę zamarudziłem nad kanionem i musze przyśpieszyć.

Obrazek

Mijam Castellane i jadę w kierunku jeziora de Castillion.

Jezioro sygnalizuje swój początek małą przystanią dla kajaków i rowerów wodnych.
To jednak dopiero początek. Sporej wielkości tama i piękny kolor wody, to na pewno zachęca do odwiedzenia.

Obrazek

Widokowa droga wzdłuż jeziora de Castillion i dalej w stronę Vergoms, daje ku temu doskonałą okazję.


Droga - marzenie, ale dla zdecydowanie szybkich maszyn.

Obrazek

Szeroka z niekończącymi się wspaniale wyprofilowanymi zakrętami. W zasadzie każdy zakręt można kręcić do samego asfaltu.
Transalp nie ma wiele wspólnego ze sportowymi maszynami, ale pomimo kufrów i sterty gratów udało się pozamykać opony. (Radości z jazdy było po same uszy! Uff...!).

Asfalt podczas dotychczasowej jazdy po prowansalskich drogach zapewnia niesamowitą przyczepność, pożera jednak oponę w tempie zastraszającym.
Bieżnik znika w momencie.
A to przecież dopiero początek asfaltu odmiany - papier ścierny. Wysokie Alpy dopiero przede mną.

Obrazek

Kiedy kończy się droga dla sportowców, zaczyna się czas dla pejzażystów.

Obrazek

Kolejna porcja krajobrazów z krainy baśni.

Obrazek

Na początek kraina brązowych i brunatno-czerwonych skał.

Obrazek

Jadę w głąb tej krainy. Dziwne kolory skał urozmaica sama droga.

Obrazek

Momentami rozdziela się na dwa nurty przedzielone pomiędzy sobą sporej wielkości skałami.

Obrazek

Za chwilę łączy się ponownie, aby po raz kolejny rozjechać się, przy czym jeden kierunek nurkuje w tunelu, a drugi ślizga się na skraju urwiska po małej półce - tarasie.

Obrazek

I tak na przemian. Raz w skałę, raz nad urwiskiem, to znów razem i tak bez końca.

Obrazek

Często przy samej drodze stoją sporej wielkości skały przypominające swym kształtem postacie, twarze czy zwierzęta. Wszystkie prężą się dumnie w słońcu, chwaląc się brunatno-czerwoną skalną skórą.

Obrazek

-

Obrazek

W Guillames wjeżdżam na Router de Grandes Alpes.

Obrazek

-

Obrazek

Do Isoli jeszcze kawałek.



Pozdrawiam

Tomek
mahadarbi
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2247
Dołączył(a): 31.07.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) mahadarbi » 07.11.2011 14:51

Znajomy przyniósł do pracy przepiękny album o Ligurii autorstwa Roberto Merlo. Obezwładniające miejsca, choć 'nie do życia dla ludzi', jak stwierdził znawca :wink:
Jest oczywiście Portovenere i Portofino, które najbardziej chyba mnie pociąga... Jest też piękna Isola.
Obrazek
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59441
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 07.11.2011 15:27

Transalp napisał(a):Kanion jest zjawiskowy. Zdaje się, że drugi po Colorado.

Zapewne pod względem francuskiej zjawiskowości. ;) Te wszystkie "naj"...

O ile Grand Canyon oglądałem jedynie z góry, gdyż zejście na dno i powrót z trudem tylko daje się zmieścić w jednym dniu, to zejście do Verdon, spacer dołem i powrót zmieściło się spokojnie obok innych atrakcji.

Pozdrawiam,
Wojtek
Transalp
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 269
Dołączył(a): 22.07.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Transalp » 12.11.2011 13:21

cd. Droga do Isoli.

Droga stopniowo pnie się w górę. Pierwsze przełęcze już za mną - każda na swój sposób urokliwa i inna od pozostałych.

Jadę w kierunku Isoli, gdzie mam zaplanowany kolejny nocleg, przed czekającym mnie kolejnym, ciężkim, ale obfitującym w atrakcje etapem.
I to nie byłe jakie atrakcje - miejsce, a właściwie droga, która jest szczególnie ważna dla właścicieli Transalpów. Mam wrażenie, że stąd właśnie wywodzi się nazwa Transalp.
Na owiewce mojej Hondy widnieją koordynaty miejsca do którego chcę jutro dojechać. Najwyżej położona asfaltowa droga, pętla w Alpach, powyżej przełęczy Col de la Bonette, wokół szczytu Cime de la Bonette wznosi się na wysokość 2802m n.p.m.
Jest więc to, swego rodzaju chrzest dla Trampkarza, a dla mnie jeden z głównych celów całego wyjazdu.
Punkt ten oznaczony jest pamiątkowym, kamiennym obeliskiem. Zamierzam stanąć dokładnie w miejscu, którego koordynaty mam na graffiti na owiewce i oczywiście uwiecznić tą chwilę.
Czy uda mi się?
Przede wszystkim jaka będzie pogoda?
Widzę bowiem, że na kierunku, w którym jadę gromadzą się chmury, a dodatkowo zaczyna mocno powiewać. Wiatr wieje to z prawej, to z lewej albo dla odmiany z przodu lub z tyłu. Od wiatru jednak bardziej niepokojący jest nagły spadek temperatury, który może wróżyć deszcz. Może nie dzisiaj ale jutro kto wie?
Tylko nie tu zaczynam zaczarowywać pogodę.
Przejechać tyle kilometrów i wpakować się w deszcz w takim miejscu.
Takiej pogodzie mówię wyraźnie NIE!
Potem niech sobie pada, ale nie jutro i nie tutaj!

Nie czuję się zbyt dobrze. Zmęczenie daje znać o sobie.
Na razie jednak jestem na drodze ku przełęczy Valberg.
A tutaj niespodzianka.

Patrzę na drogę i nie wierzę własnym oczom.
Sic!
Drogowcy moje kochane chłopaki!

Otóż, wzdłuż osi drogi, raz na jednym pasie, raz na drugim, ale głównie na moim, wycinają w asfalcie szczelinę. Miejscami dosyć głęboka, ma około 10-15cm szerokości, w której panowie układają kabel.

Ręce i nogi mi opadły.

Tego tylko mi brakowało na koniec dnia.

Ledwo już ciągnę chyba chcą mnie dobić!
Klnę na czym świat stoi.

Wyłożyć się teraz, było by to wyjątkowo niefartowne przeżycie.
Ze względu na szerokość drogi, muszę przecinać rynnę pod stosunkowo ostrym kątem.
W związku z tym, ostre krawędzie rynny łapią przednią oponę, która wpada w wyżłobienie, co z kolei, powoduje niebezpieczne szarpanie kierownicą.
Mam alternatywę, jechać, albo jedną połową drogi i zawężać tor jazy przy pokonywaniu zakrętów, albo przecinać tą nieszczęsną rynnę.
Niech każdy wybierze dla siebie to, co jest jego sercu bliższe.
W każdym razie, ani jedna opcja, ani druga, nie była dobrym rozwiązaniem przetestowane.
Muszę pilnować się również, aby podczas tych dziwnych manewrów nie wyjechać na przeciwległy pas, gdyż z przeciwka, co chwila coś wyłania się zza zakrętu.
Z braku innych możliwości, wznoszę się na szczyty moich skromnych umiejętności i ostatkiem sił i koncentracji pokonuję felerny odcinek.
Rynna kończy się po około 2 km na szczycie wzniesienia. Te kilkanaście zakrętów na wąskiej, naznaczonej szramą rynny, alpejskiej drodze pozostaną mi na długo w pamięci.
Ale co się napociłem i nakląłem w trakcie jazdy, to moje.
I nikt mi tego nie zabierze.

Sporo kilometrów za mną, ale do Isoli jeszcze kawałek.

Jadę już na wyraźnym długu tlenowym.

Odcinek pomiędzy Guillaumes, a Saint Sauveur sur Tinie, w stosunku do innych dróg alpejskich, nie jest specjalnie trudny, jednak z racji już bardzo dużego zmęczenia jest dla mnie bardzo uciążliwy. Dotychczasowa podróż i spore dzienne przeloty dają wyraźnie znać o sobie. Przechodzę kryzys.
Zaczynam się trochę niepokoić o swoja aktualną kondycję.
Poważnie zastanawiam się nad znalezieniem bliżej jakiegoś pensjonatu, aby zanocować bez tracenia sił i czasu na rozbicie namiotu.
Pierwsza i jak się okazało ostatnia okazja, pojawia się w Saint Sauveur sur Tinee.
Sympatyczne małe miasteczko położone wśród pięknych gór.
Pytam w przydrożnej kafejce o hotel lub pensjonat w pobliżu.
Jedyny tubylec z którym jestem w stanie się dogadać, dziwnym spojrzeniem kieruje mnie na hotel oddalony o kilkaset metrów dalej. Twierdzi, że jest to jedyny hotel w mieście.
Wierzę mu na słowo. Na nic więcej i tak nie mam siły.
Zakładam kask i rękawice, wsiadam na motocykl ruszam.
Jadę, jest!
Co za ulga!
Tylko czy będzie wolny pokój? zastanawiam się podjeżdżając pod budynek.

Reklama hotelu informuje, że mam do czynienia z obiektem trzygwiazdkowym.
Fasada hotelu nie wygląda zachęcająco. Brudna i zaniedbana.
No cóż i tak nie ma innego wyjścia.

Parkuję na ulicy, naprzeciwko wejścia, które okupuje kilku podejrzanie wesoło gwarzących ziomków.
Spoglądają na mnie i na motocykl z wyraźnym zainteresowaniem. Jakoś ich spojrzenia nie budzą zaufania.
Mówię grzecznie bonjour i wchodzę do środka.
W jednej chwili zrozumiałem co oznaczał dziwny błysk w oczach człowieka z kafejki.
O kurczakiGdzie ja jestem?

To, co widzę: pogrążone w brudnej poświacie, niezbyt duże pomieszczenie ze sporym kontuarem-bufetem na wprost wejścia, pod ścianą.
Z lewej strony ułożone pod sam sufit, jedna na drugiej skrzynki z i po piwie i winie. Z prawej dumnie stoi stojak z gazetami. Jakieś porozrzucane graty na posadzce.
Ogólnie szaro-buro.
Zapach również nie zachęca. Niestrawna mieszanina kurzu, wina i potu.

Przy kontuarze dwóch facetów.
Waga, oceniłem razem dużo ponad 300 kg.
Jeden, ten bliżej mnie stojący przed bufetem, tyłem do mnie, w poplamionej koszulce, kiedyś w białych odcieniach będącej.
Drugi, spojrzałem i prawie przetarłem oczy ze zdziwienia.
Nie wiem, czy skrzyżowanie Obeliska i Tyranozaura odda to, co widziałem.
Znad zwisającego nad drobnymi ustami wąsa, wśród pokrytej kilkunastodniowym, dziwnym, siwym zarostem i podkową przetłuszczonych włosów, ogromnej i tłustej twarzy, spoglądały na mnie małe oczka bazyliszka.
W tej chwili już wiedziałem, że na pewno nie chcę tutaj nawet pytać o nocleg.
Całe szczęście, że swoim wejściem nie wzbudziłem zbytniego entuzjazmu u obu panów. Choć ten zza kontuaru, na moje, z głupia zadane pytanie o drogę do Isoli, wskazał ruchem głowy w lewo i niewzruszony dalej słuchał monologu swojego kompana z drugiej strony bufetu. Widać było, że żaden z nich nie ma ochoty na dalsze konwersacje ze mną.
Dodatkowo sądzę, że mój wyraz twarzy wyjaśniał wszystko.
W każdym razie, kiedy wchodziłem do tego lokum, ledwo stałem na nogach, ale zwrot w tył jaki wykonałem na powyższy widok, odbył się w takim tempie, i z taką energią, jakbym siedział tydzień na plaży w Copacabana i popijał kolorowe drinki z palemką.
Kiedy odwróciłem się, jak ogarek w ciemnym tunelu, widziałem przez otwór drzwiowy stojący po drugiej stronie motocykl, który stanowił moje wybawienie.

Szybkie au revoir na pożegnanie i już jestem przy motocyklu.

Kiedy wkładałem kask i rękawice, przyglądałem się z ukosa, na wszelki wypadek, radosnej ferajnie świętującej koniec dnia przed wejściem do hotelu. Oni zresztą, mnie również.
Na szczęście na tym poprzestało.
Dokonałem szybkiego nawrotu motocykla ciesząc się, że do zachodu pozostało jeszcze trochę czasu i jest szansa, że dojadę o widniaku na kemping i starczy mi sił na rozbicie się.

Trzy gwiazdki, oznaczające standard tego hotelu, na pewno musiały być przyznane dosyć dawno, przez pomyłkę lub ze względu na szacunek dla gospodaża.
Jeżeli jednak faktycznie te gwiazdki były, polecam to miejsce jako miejsce, w którym błyskawicznie odzyskasz siły i chęć do dalszej jazdy
Po co jeździć do spa i przepłacać?

A może, to ze zmęczenia przed moimi oczami, pojawiały się już gwiazdki. Ile ich było?
Tego tak do końca nie jestem pewien.
Chyba jednak były trzy.

Finał epizodu jest taki, że odległość do Isoli, pokonałem lekko i szybko. Ładna i szeroka droga doprowadziła mnie wprost do centrum tego małego miasteczka. Z trafieniem na kemping również nie miałem problemu.
A ponieważ sił miałem ponad miarę, rozbicie namiotu, pomimo kamienistego podłoża, poszło nad wyraz gładko.

Obrazek

Co więcej, po własnoręcznie przygotowanej kolacji, wybrałem się jeszcze na spacer przy księżycu.

Obrazek

Spałem za to, snem błogim i niczym nie zakłóconym, pomijając sen o mrocznej postaci stojącej za kontuarem hotelu
Obudziłem się tradycyjnie o

Pozdrawiam

Tomek
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 12.11.2011 14:08

Tomku, czytanie Twojej relacji to wielka przyjemność. :D


Transalp napisał(a): Przy kontuarze dwóch facetów.
Waga, oceniłem razem dużo ponad 300 kg.
Jeden, ten bliżej mnie stojący przed bufetem, tyłem do mnie, w poplamionej koszulce, kiedyś w białych odcieniach będącej.
Drugi, spojrzałem i prawie przetarłem oczy ze zdziwienia.
Nie wiem, czy skrzyżowanie Obeliska i Tyranozaura odda to, co widziałem.
Znad zwisającego nad drobnymi ustami wąsa, wśród pokrytej kilkunastodniowym, dziwnym, siwym zarostem i podkową przetłuszczonych włosów, ogromnej i tłustej twarzy, spoglądały na mnie małe oczka bazyliszka.

Opisujesz tak sugestywnie, że faktycznie przyśnić się może. 8O


Pozdrawiem
Jola
Transalp
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 269
Dołączył(a): 22.07.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Transalp » 14.11.2011 14:05

Jolanta M napisał(a):Tomku, czytanie Twojej relacji to wielka przyjemność. :D


Dziękuję Ci Jolu.

Zapraszam na cd.


Pozdrawiam

Tomek
Transalp
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 269
Dołączył(a): 22.07.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Transalp » 14.11.2011 14:07

Pobudka o 6.00. Szybkie śniadanko na rozgrzewkę i jak co rano, pakowanie ekwipunku.

Dzisiaj szczególny dzień podróży. Można rzec święto.
Szczególny dla posiadacza Transalpa, trzeba będzie wspiąć się na Col de la Bonette, a tak naprawdę na pętlę wokół szczytu Cime de la Bonette, który góruje ponad Col de la Bonette. Leżąc na granicy Alp Prowansalskich i Nadmorskich, droga ta wspina się na 2802 m n.p.m i jest najwyższą asfaltową drogą w Alpach.
Natomiast na koniec dnia chcę dojechać w okolice Mont Blanc i tam zanocować.
Znalazłem zupełnie na uboczu, za to w pobliżu masywu tej pięknej góry, ciekawie wyglądający kemping na nocleg.
Dzisiejszy odcinek prowadzi cały czas po górach, prawie 350 km, praktycznie bez chwili wytchnienia. Jestem pewien, że atrakcji nie zabraknie. Liczę, że przejechanie tej trasy powinno zająć mi około 12 godzin. W tym oczywiście przerwy na przełęczach.
Pierwszy punkt etapu to Col de la Bonette.
Studiując mapę przed wyjazdem, widziałem, że podjazd na przełęcz nie wygląda na łatwy. Spore przewyższenia na trasie, a sama droga nie wyglądała raczej na zbyt łatwą. Dlatego tak ułożyłem sobie drogę, aby nocować możliwie blisko przełęczy czyli w Isoli. Pozwoli to, na dotarcie na przełęcz w miarę wcześnie, kiedy ruch będzie jeszcze mały. Nauczony poprzednimi doświadczeniami alpejskimi, wiem, że jazda w kolumnie kamperów i osobówek nie jest tym czego oczekuję podczas jazdy takimi odcinkami. Dodatkowym argumentem za takim rozwiązaniem są widoki, których spodziewam się na trasie.
Gdybym nie mógł się nimi nacieszyć - nie darowałbym sobie,.
Pierwsze kilka kilometrów bardzo przyjemne.

Obrazek

Wczorajsze obawy o pogodę rozwiał piękny poranek. Co rusz wyglądające i chowające się za drzewa słońce zapowiada udany dzień.
Oczywiście nie przesądza to pogody na cały dzień. Poza tym, na wysokościach, które są dzisiaj do pokonania, pogoda potrafi się zmienić w kilkadziesiąt minut.
Zawsze lepiej zacząć dzień w dobrym nastroju niż w złym.
Nie nastawiam się więc zbyt mocno na udaną pogodę. Nie raz już słonecznie rozpoczęty dzień w górach, kończył się ulewą lub przenikliwym zimnem, albo jednym i drugim.
Na pewno nie będę miał nic przeciwko temu, jeżeli taka pogoda utrzyma się.
Zobaczymy.
Zaczynam podróż w Isoli, na poziomie około 1000m n.p.m. Aby dotrzeć na pętlę wokół Cime de la Bonette, muszę wspiąć się prawie 2000 m w górę.
Tuż po opuszczeniu granic Isoli, dociera do nie z czym będę miał do czynienia.

Obrazek

W porannym słońcu Alpy wyglądają nieziemsko. Staję i robię kilka zdjęć, aby zachować to, co widzę.
Cały czas pod górę. Mijam małe osiedle składające się z kilku domostw.
W górę, w górę,

Obrazek

Na przełęczy Col de Pourriac zwiedzam opuszczone osiedle kamiennych domów.

Obrazek

Na biedę można w nich przenocować, myślę sobie. Dachy domów nie sprawiają jednak wrażenia odpornych na działanie wody.

Obrazek

Miejsce nad wyraz klimatyczne.
Ze wszystkich stron słychać pogwizdywania świstaków. Z ciekawością schodzę w dół zbocza. Takiej ilości tych sympatycznych zwierzaków, jeszcze nie widziałem!
Odnoszę wrażenie, że trafiłem na czas, kiedy to, po skończonym śniadaniu wychodzą one ze swoich norek i udają się w odwiedziny do niezliczonej liczby swoich sąsiadów.
Specjalnie nie przejmują się moją obecnością, radośnie skacząc, biegając i oczywiście pogwizdując po olbrzymiej polanie usianej alpejskimi kwiatami.
Naprawdę z dużą przyjemnością przyglądam się im, zapominając o tym, że obiecałem sobie, zrobić zdjęcie radosnemu zwierzakowi.
Wracam do motocykla.

Obrazek

Jazda w górę coraz bardziej interesująca ze względu na to, co widać wokół.

Obrazek

Zielone otoczenie charakterystyczne dla wysokości, na której znajduje się Isola,

Obrazek

przechodzi pomału w surowe skalne krajobrazy alpejskie.

Obrazek

-

Obrazek

Wreszcie docieram do przełęczy Col de la Bonette 2715 m n.p.m.
Nie zatrzymuję się, skręcam w lewo na pętlę.
Już widzę cel.
Pętla wokół szczytu sprawia wrażenie małej niteczki, która za chwilę oderwie się od kamienistego zbocza.
Droga równa, ale niezbyt szeroka i to, co mnie cieszy najbardziej - pusta.

Obrazek

-

Obrazek

Staję przy obelisku jest 2802m n.p.m.

Obrazek

Yes, yes, yes, cytując klasyka.

Obrazek

Moja radość sięga poziomu 2802.

Obrazek

Udało się wszystko: dojechać, zobaczyć, nacieszyć się mało?

Obrazek

Proszę jest więcej!

Obrazek

Pogoda fantastyczna!
Ciepło, bezwietrznie, a przejrzystość powietrza doskonała. Widzialność, nie jestem w stanie ocenić dokładnie, ale na pewno kilkadziesiąt kilometrów.

Obrazek

Wokół żywej duszy, a ja w absolutnej ciszy i spokoju kontempluję atmosferę tego miejsca.

Miejsce i chwile tam spędzone bezcenne i niezapomniane.

Z bólem stwierdzam, że trzeba jechać dalej.



Dopiero w drodze powrotnej na przełęcz spotykam parę na GS-ie.
Sympatyczne pozdrowienia oni w górę, ja na dół.
Za moimi plecami widzą kamienny obelisk, a ja widzę ich radość z tego powodu.

Obrazek

Okolica nie daje spokoju, każdy kilometr proponuje coś ciekawego.

Obrazek

Jeszcze kilka zdjęć po drodze.

Obrazek

Ciągle mam niedosyt, że coś ucieka, że czegoś nie dostrzegłem.

Obrazek

Tak to już jest w drodze.

Obrazek

-

Obrazek

-

Obrazek

-

Obrazek

-

Obrazek

-

Obrazek

Chciałoby się wszystko ogarnąć i zatrzymać.

Obrazek

-

Obrazek

Mijam Col de Vars 2109m npm.

Obrazek

Zjechałem 700m w dół.

Obrazek

Otoczenie ponownie zmienia się na zielone.

Obrazek

-

Obrazek

-

Obrazek

Potem kanionem wzdłuż potężnie rwącego potoku,

Obrazek

-

Obrazek

drogą ze skałami pionowo wyrastającymi po bokach.


Trafiam na przełęcz Col d'Izoard 2360 m n.p.m.

Przedtem jednak miejsce, które mnie wysadziło z siodła.
Podczas planowania trasy musiałem gdzieś w ferworze pominąć ten obszar. W każdym razie to, co zobaczyłem, kiedy wyskoczyłem zza kolejnej mijanej skały na jednym z zakrętów, odebrało mi mowę.

Obrazek

Krajobraz jak z innej planety.

Obrazek

Ni to księżycowy, ni to marsjański.

Obrazek

Chociaż, może bardziej marsjański, z racji niesamowitego koloru skał, zatopionych w osypujących się piargach.

Obrazek

Kąt padania światła tworzy na poszarpanych, pionowo sterczących skałach obszary mocno naświetlone i zaraz obok głębokie cienie.

Obrazek

Taki melanż na tle szarości piarg i płatów zieleni, uwydatnia znakomicie kolor skał.

Obrazek

-

Obrazek

-

Obrazek

Za chwilę wjeżdżam na Col d'Izoard 2360m npm.

Obrazek

Przełęcz, na której łączą się klimaty księżycowe, a właściwie marsjańskie z ziemskimi.

Obrazek

Czyli inaczej rzecz biorąc, pomieszanie szarości piarg, z odcieniami pomarańczy skał, z ziemską zielenią.

Obrazek

Promieniście rozchodzące się zza gór smugi chmur nadają tła temu kosmicznemu zestawieniu malowniczego wyrazu.

Obrazek

-

Obrazek

Spory ruch. Większość to motocykliści.

Obrazek

Kiedy patrzę w dół z nad krawędzi przełęczy dopiero teraz widzę jak poskręcana jest droga na przełęcz.

Obrazek

Widoczność podobnie jak na Col de la Bonette, kilkadziesiąt kilometrów. Wszystko wyraźne i ostre po sam horyzont. Motocykle i samochody, które wspinają się na przełęcz, na tym wspaniałym, górskim tle wyglądają mrówki wspinające się po kopie mrowiska.

Za mną Col d'Izoard, przede mną Col de LIseran.


Pozdrawiam

Tomek
Roxi
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5097
Dołączył(a): 06.11.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Roxi » 14.11.2011 14:12

Jak ja to zrobiłam, że dopiero teraz trafiłam na tą relację? 8O
Szacun za taką wyprawę. My na jednośladzie pojechaliśmy do Wiednia i ledwo żyłam, a u Ciebie to pół Europy :)
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe



cron
Toskania, Cinque Terre, Lazury i Alpy Francuskie na motocykl - strona ...
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone