Do Grasse miasta tysiąca zapachów, droga przyjemna i bez problemu,
-
za chwilę jestem już na miejscu.
Jedna uwaga na początek.
Jest to miejsce, do którego nie wolno pod żadnym pozorem, przyjeżdżać z kobietą. Chyba, że facet jest masochistą lub też, jego portfel jest w stanie udźwignąć ciężar wszystkich zapachów świata.
Jeżeli nie spełniasz jednego z tych warunków w 100%, zastanów się zanim przekroczysz granice tego miasta.
Bowiem błąd w ocenie, spowoduje niechybnie to, iż nawet najbardziej oddana Ci kobieta - puści Cię z torbami. Sama natomiast zaopatrzy się w niezbędny oczywiście, zestaw wszelkiej maści perfum, wód zapachowych, kremów, maści, mydełek, pomadek, soli zapachowych i diabli wiedzą czego jeszcze.
Ponad to, trzeba jeszcze pamiętać o tym, że w wyniku tychże zakupów, może zabraknąć dla Ciebie miejsca na motocyklu.
O ile jeszcze będziesz go miał.
Z wiarygodnych źródeł wiem, że to właśnie w Grasse jest największa ilość handlarzy motocyklami i samochodami. Oni to zaaferowanym paniom, nie pytając o dokumenty i kraj pochodzenia pojazdu wypłacają gotówkę, dając w bonusie karnet na zapachową kąpiel w jednej z tutejszych łaźni.
Myślę, że warto się zastanowić, zanim zdecydujecie się na wizytę w tym mieście.
Aby dowiedzieć się, gdzie się znalazłeś wystarczy wejść w dowolną z wąskich uliczek. Perfumerie zajmują tutaj większość powierzchni.
Takiej różnorodności zapachowej nie ma chyba nigdzie na świecie.
Pogoda jest idealna, aby móc nacieszyć się tymi specjałami, ciepła, sucha i bezwietrzna.
Kiedy więc spaceruję uliczkami, chłonę wszystko w ilościach kosmicznych.
Na szczęście jestem sam i zupełnie bez stresu mogę pooglądać niesamowicie piękne i oryginalne perfumerie i powdychać owiewające mnie wonie.
Przechadzając się sympatycznymi uliczkami, zrozumiałem, że kiedy czytałem "Pachnidło" i niesamowite opisy Suskinda, nie do końca docierało do mnie to, jak wygląda rzeczywistość w Grasse. Teraz już wiem...
I faktycznie, słodkie, mdłe, kwiatowe, korzenne, łagodne i ostre, niepokojące i uspokajające, intrygujące i odpychające, smutne i wesołe wszystkie te zapachy, przyprawiają o zawrót głowy.
A to jeszcze nie koniec.
Wejście do którejkolwiek perfumerii, powoduje, że można odjechać.
Rozumiem również to, dlaczego kobiety wydają tam fortuny.
Muszę przyznać, że ceny potrafią zwalić z nóg.
Wydanie kilku setek eurasów przy jednej ladzie, nie nastręcza specjalnych trudności.
Ale jeżeli ktoś to kocha, wyda je bez najmniejszego wahania.
Na szczęście nie mam takich pokus.
W związku z tym nie mam problemu z miejscem na swoim motocyklu oraz nie muszę skorzystać z usług tutejszych, przemiłych właścicieli komisów motocyklowych.
Oczywiście nie zapominam o dwóch paniach czekających w domu.
Perfumeria Fragonard to muzeum i sklep jednocześnie.
Muzeum zajmuje górny poziom okazałego budynku.
-
W piwnicach urządzony jest ekskluzywny sklep - perfumeria.
Każda suma jest możliwa do wydania.
Kupuję w Fragonard le grand parfumeur de Grasse odpowiednie artykuły i udaję się na zwiedzanie samego Grasse, poszukując śladów bohatera "Pachnidła" - Jana Baptystę Grenouille'a.
Idąc tym właśnie tropem, trafiam do International Perfume Museum, gdzie, uprzedzę fakty padłem na swoje starcze kolana i nie mogłem się podnieść przez dobre dwa kwadranse.
Jak to się stało?
Otóż: zwiedziwszy muzeum i perfumerię Fragonard, sącząc zapachy z niezliczonej ilości perfumerii, trafiłem do okazałego gmachu, w którym mieści się International Perfume Museum.
Raczej z obowiązku turystycznego, niż z przekonania, zakupiłem bilet i udałem się na zwiedzanie.
Idę więc sobie sympatycznym korytarzem i po lewej stronie dostrzegam drzwi z wiele mówiącym numerem "1".
Drzwi jak drzwi.
Co z tego, że numer jeden.
Zaintrygowało mnie jednak coś, co pisało pod nr jeden. Napis bowiem brzmiał "Sala sensoryczna".
A ki diabeł? - myślę sobie.
Trzeba to sprawdzić.
I tak oto, wszedłem do miejsca, które zapamiętam do końca mego żywota.
Ponieważ nie spodziewałem się czegoś takiego, tak zupełnie innego, zostałem potraktowany przez los bardzo brutalnie. Nie żebym miał od razu zejść, ale było to przeżycie zupełnie niesamowite.
Mianowicie, wchodząc do pomieszczenia przez niewielki przedsionek, zostałem zaatakowany, tak zaatakowany, niesamowitą chmurą zapachów.
Niestety nie był to koniec.
Dalej było już tylko gorzej.
Początkowa ciemność przerodziła się w przecudnej urody obrazy - impresje,
wyświetlane na dwóch ekranach sąsiadujących ze sobą, pod katem 90st.
Natomiast gwar i szum muzealnego korytarza przeszedł w zupełnie niebiańskie dźwięki.
Piekielna mieszanka zapachów, obrazów i płynących dźwięków, tak owładnęła moje zmysły, że, jak napisałem wcześniej, padłem na swoje stetryczałe członki, nie mogąc ruszyć się z miejsca.
Siedziałem więc tak zupełnie zbaraniały przez dwa pełne seanse.
Doskonała harmonia pomiędzy zmieniającymi się w kojącym tempie obrazami, dźwiękami i zapachami wyprowadziła mnie na manowce świadomości.
Fantastyczne, i wszystko, co mogę jeszcze powiedzieć!
Oczywiście zwiedziłem dalej całe muzeum z jego kolejnymi atrakcjami,
ale przez cały czas pobytu w muzeum, potem do końca dnia w Grasse i też dzisiaj, kiedy piszę te słowa, ogarnia mnie woal tego, co działo się w tej niesamowitej Sali Numer Jeden.
Muzeum pokazuje praktycznie wszystko, co wiąże się z produkcją i stosowaniem olejków eterycznych.
Również to, co wiąże się z produkcją produktów perfumeryjnych.
-
-
Wewnątrz można również podziwiać imponującą kolekcję najsłynniejszych perfum,
-
flakonów i innych atrybutów związanych z zapachami od czasów starożytnych do dzisiaj.
Oprócz eksponatów związanych z przemysłem perfumeryjnym
można znaleźć również dzieła inspirowane tą dziedziną ludzkiej działalności.
Kończę zwiedzanie International Perfume Museum.
Dla mnie ten dzień był najeżony niesamowitymi doznaniami i kontrastami. Zaczynając od opływających w miliony, typowo komercyjnych miejsc w Monte Carlo, po urzekające i pełne uroku i zapachów uliczki Grasse, aż po niespodziankę na miarę całej wyprawy w Sali Numer Jeden.
-
Aby nasiąknąć tym wszystkim, co wokół i trochę jeszcze pobyć w tym miejscu
oraz jednocześnie utrwalić doznania z muzeum,
idę jeszcze na starówkę na mały spacer.
-
-
-
Trafiam na fajną piekarnię ze świeżutkimi bagietkami. Super, na kolację mam pyszne, świeże pieczywo.
Bez problemu znajduję informację turystyczną, gdzie dowiaduję się o najbliższym kempingu.
Jeszcze ostatnie spojrzenie na piękną prowansalską panoramę wokół Grasse.
Szybki ruch i jestem rozbity. Namiot, co prawda stoi równo, ale moja świadomość jest mocno zwichrowana dzisiejszym dniem.
Czas odpocząć. Jutro zaczynam wspinaczkę w górę.
Na początek Droga Napoleona i Grand Canyon du Verdon.
Pozdrawiam
Tomek