Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Toskania, Cinque Terre, Lazury i Alpy Francuskie na motocykl

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 14.11.2011 19:00

Transalp napisał(a): Udało się wszystko: dojechać, zobaczyć, nacieszyć się

Musiało być pięknie!!!
Gratuluję! :D


A te marsjańskie klimaty faktycznie jak z innej bajki. 8O

Pozdrawiam
Jola
Transalp
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 269
Dołączył(a): 22.07.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Transalp » 18.11.2011 13:02

Roxi napisał(a):Jak ja to zrobiłam, że dopiero teraz trafiłam na tą relację? 8O
Szacun za taką wyprawę. My na jednośladzie pojechaliśmy do Wiednia i ledwo żyłam, a u Ciebie to pół Europy :)


Wszystko przed Wami, może kiedyś spotkamy się na trasie.


Jolanta M napisał(a):
Transalp napisał(a): Udało się wszystko: dojechać, zobaczyć, nacieszyć się

Musiało być pięknie!!!
Gratuluję! :D


A te marsjańskie klimaty faktycznie jak z innej bajki. 8O


To były jedne z piękniejszych miejsc na trasie.

Polecam wszystkim, którzy byliby w okolicy.

Pozdrawiam

Tomek
Transalp
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 269
Dołączył(a): 22.07.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Transalp » 18.11.2011 13:05

Rozglądam się wokół jeszcze raz.
Okolica taka, że chciałoby się zapamiętać jak najwięcej. Dosłownie szkoda każdego szczegółu tego tak doskonale skomponowanego obrazu. Co prawda, jazda dalej również zapowiada się ekscytująco, jednak pozostaje cały czas niedosyt.
Zakładam kask na głowę, silnik zachęcająco zaczyna mruczeć, gotowy do pokonania kolejnych kilometrów. Nie spiesząc się - jadę dalej,.
Nie mam tego na co dzień, więc nie zamierzam nic tracić z tego, co mnie otacza. A naprawdę jest na co popatrzeć.

Obrazek

Piękna droga prowadzi mnie do kolejnego malowniczego zakątka Grand Croix 1880 m n.p.m.

Obrazek

Lekko w prawo i w górę, na tle panoramy wzgórz, widać pozostałości po niedużej wielkości miasteczku. Przy drodze dostrzegam sporej wielkości parking. Parkuję na nim motocykl i podchodzę w górę obejrzeć ruiny, które przycupnęły na opadającym na wschód zboczu.

Obrazek

Niestety niewiele pozostało z kamiennych domostw. Jedynie kościelna wieża jeszcze dumnie pręży się ponad gruzowisko. Sterczące ściany znaczą kontury niegdysiejszych domostw. Podziurawione i pozapadane dachy odkrywają wnętrza budynków zapraszając do siebie nieliczne tutaj ptaki.
Soczysta i żywa zieleń, która ściele przeciwległą polanę stoi w opozycji do martwego miasteczka.

Obrazek

Gdyby nie charakterystyczny dźwięk alpejskich dzwonków, rozchodzący się wokół, obraz ten sprawiałby wrażenie miejsca opuszczonego i nierealistycznego. Dodatkowo kolorystyczne zestawienie mleczno-czekoladowo-brązowych krów na tle zielonego dywanu, z ośnieżonymi szczytami Alp na drugim planie, daje poczucie obecności człowieka. Łagodzi to pierwsze odczucia jakie pojawiają się, kiedy docieram w to miejsce.

Obrazek

Para, która przyjechała tutaj na skuterze robi sobie obok mnie pamiątkowe zdjęcia. Swoją drogą trzeba mieć w sobie fantazję, aby wybrać się w Alpy na skuterze w koszulkach, krótkich spodenkach i japonkach. Dobrze, że pogoda dopisuje i jest w miarę ciepło Najważniejsze jednak, że czują się dobrze i radość sprawia im, podobnie jak nie, przebywanie w tym miejscu.
Schodzę w dół, w stronę parkingu.
Zastanawiam się przełęcz może być dobrym miejscem na nocleg, kiedyś tam w przyszłości, jeżeli była by akurat konieczność. Ruch nie duży, miejsca sporo.


Obrazek


Na wprost, w tle parkingu, rozleniwiona dolina zachęca do jazdy w dół.
Nie ten kierunek. Moja podróż wiedzie na północ.
Patrzę na pnącą się w górę drogę cały czas, pomimo już chyba 3 tys. przejechanych kilometrów, chce mi się jechać.
Droga z tej odległości pojawia się jak drobna rysa na ogromnej powierzchni góry.
Który to już raz dochodzę do momentu kiedy, muszę podjąć decyzję o dalszej jeździe. Za każdym razem, pojawia się to samo uczucie niedosytu i chęć pozostania jeszcze kilka minut. Taka wewnętrzna walka samego ze sobą. W takich chwilach muszę odwoływać się do mojego wewnętrznego sierżanta, który dyscyplinuje i nawołuje do porządku.
Aby móc mieścić się w granicach planu, nie mogę pozwalać sobie na większe odchyłki. Jak do tej pory, ta metoda zdaje rezultat i potwierdza obliczenia, które robiłem w trakcie planowania całego wyjazdu.
Ale jak tu nie jechać, taka droga i takie widoki.

Obrazek

-

Obrazek

-

Obrazek

Od Grand Croix do Col de LIseran dzieli mnie prawie 1000 m przewyższenia. Odległość nie jest zbyt duża, co gwarantuje sporo wspinania się. Droga nie pozwala na zbyt dużo relaksu. Jazda praktycznie cały czas po nieźle pokręconej drodze.

Obrazek

Pnę się mozolnie w górę. Ciepło i pomimo chwilowych podmuchów wiatru jedzie się bardzo dobrze.

Obrazek

To, co oglądam wokół mnie przyprawia o zawrót głowy. Pomału jednak dociera do mnie myśl, że nieuchronnie zbliżam się do końca wyjazdu. O ile Toskania była pachnącym i orzeźwiającym śniadaniem, Cinque Terre wybornym i wykwintnym lunchem, Lazurowe Wybrzeże i Monte Carlo obiadem, przy suto zastawionym stole, Prowansja i Alpy wychodzi na to, że będą królewską ucztą na kolację. Dochodzę do wniosku, że po przyjeździe do domu, czeka mnie kuracja odchudzająca. Po takiej ilości impresjonistycznych kalorii nie będę w stanie zawiązać sobie nawet buta. Nie mówiąc o tym, aby wsiąść na motocykl.

Obrazek

Śnieg zalegający na szczytach oddaje słoneczne światło w dwójnasób.

Obrazek

Chmury zaś, płynące nad głową oblewają zbocza plackami cienia, które ślizgają się po szarych i zielonych, poszarpanych alpejskich stromych zboczach.

Obrazek

Uczta dla oczu w stylu kuchni francuskiej zapewniona. I nie jest to uczta wegetariańska. Takiej treści, a przede wszystkim motocyklowego mięsa nie zapewnia wiele miejsc w Europie. Jazda tutaj pozwala na odnalezienie tego wszystkiego, co jest solą, oczywiście nie w oku, mototurystyki. Sama obecność już ładuje głowę niesamowitymi pokładami estetycznej energii. Natomiast jazda po pokręconych drogach jest odurzającej urody ucztą intelektualną.
Zupełna koncentracja na granicy transferu danych do wszystkich zmysłów wprowadza jednocześnie spokój i eksplozje energii.
To uczucie jest z człowiekiem, kiedy jedzie, ale nie jest tego do końca świadomy. Dopiero kiedy gasi silnik, zsiada z motocykla, zdejmuje kask, biorąc głęboki oddech patrzy wokół, czuje ten dziwny smak. Smak, który łomocze w głowie, ale jest odczuwalny w całym ciele.

Obrazek

Chyba nie ma na świecie motocyklisty, który mógłby powiedzieć, że takie obrazy go nie wyrzucają z siodła.

Obrazek

Pięknie, po prostu pięknie.

Obrazek

A oto i sama przełęcz.

Obrazek

Na szczycie przełęczy mija mnie rajd sportowych samochodów pamiętających lata 70 i 80 ubiegłego wieku.

Obrazek

Wszystkie w niezłej formie i świetnie radzą sobie z jazdą po pokręconych alpejskich drogach.

Obrazek

Jeszcze kilka widoczków nie mogę się oprzeć.

Obrazek

-

Obrazek

-

Obrazek

-

Obrazek

-

Obrazek

-

Obrazek

-

Obrazek

Dalsza droga prowadzi mnie wprost w objęcia tamy jeziora Lac du Chevril,

Obrazek

Niesamowite graffiti na widocznej stronie ozdabia niczym tatuaż na ciele atlety, tą masywną budowlę.

Obrazek

Klimaty industrialne też maja swój urok,

Obrazek

oczywiście w połączeniu z naturą.

Obrazek

-

Obrazek

-

Obrazek

I ponownie placki cienia, tym razem muskają bezszelestnie gładką taflę jeziora.

Obrazek

Chwila wytchnienia nad jeziorem wśród klimatów na poły industrialnych, uzupełnienie płynów, mała przekąska i nawijam kolejne kilometry.

Obrazek

Do Małej przełęczy Św. Bernarda dojeżdżam, kiedy już słońce zaczyna chować się za szczytami gór.
Nagle robi się o kilka tonów ciemniej, a przez to smutniej.
Za chwilę wjeżdżam ponownie w strefę słońca i znowu robi się pięknie.

Jestem coraz bliżej celu dzisiejszego etapu Mont Blanc.

Obrazek

Tuż po zjeździe z przełęczy, gdzieś w pobliżu granicy francusko-włoskiej, po lewej stronie w oddali zaczyna prześwietlać niesamowity kształt masywu Króla Alp.
Na niebieskim tle wygląda niesamowicie i rzeczywiście sprawia królewskie wrażenie.
Dzisiejszy etap dał mi już nieźle w kość.
Czuję narastające z każdą chwilą zmęczenie. A przede mną jeszcze kawałek drogi, a potem cały rytuał z moim gospodarstwem na kółkach. Co prawda rozbicie namiotu i reszty ekwipunku nie stanowi specjalnego kłopotu, jednak po dwunastu godzinach jazdy, staje się nie lada wysiłkiem.
Kierunek Courmayeur, potem w lewo na upatrzony jeszcze w kraju kemping pod masywem Mont Blanc.
Przez pokręcone uliczki Courmayeur z drobnymi kłopotami docieram wreszcie na drogę wylotową na kemping. Miejscami jest już całkiem ciemno. Droga prowadzi bowiem przy samym zboczu, w dodatku gęsto porośniętego lasem. W takim miejscu, kiedy nie ma już słońca na niebie, las tłumi resztki światła odbitego od przeciwległych zboczy i jedzie się w głębokim cieniu. Jest to o tyle nie przyjemne, że zwykle wtedy, przeciwległa strona doliny jest jeszcze mocno oświetlona. Oczy mają trudności z przystosowaniem się raz do ciemnej drogi, raz do stosunkowo mocnego światła po drugiej stronie. Droga w końcu wywłaszcza się i prowadzi równolegle do strumienia.
Docieram w końcu do mojego kempingu.
Droga do recepcji wiedzie przez rzadki lasek sosnowy. Drewniany domek, w którym mieści się recepcja kempingu i jednocześnie sklepik, znajduje się na obrzeżu tego lasku, z którego otwiera się widok na sporą polanę, na której stoi kilka sennych kamperów.
Mój namiot będzie jedynym.

Obrazek

Załatwiam szybko meldunek w recepcji, znajduję miejsce w rogu polany i zaczynam codzienny spektakl, pod tytułem nocleg i kolacja.
Bardzo szybko robi się chłodno. A może to tylko takie moje odczucia. Jestem potwornie zmęczony. Namiot rozbity, idę więc pod prysznic. Nawet niezbyt ciepła woda już mi nie przeszkadza. Odświeżony po całym dniu włóczęgi, wracam do namiotu i przygotowuję kolację. Połykam ją bez mrugnięcia oka i coraz bardziej zmarznięty podglądam piękne skaliste szczyty okolic kempingu.
Gdzieś tam wysoko, pewnie w okolicach 3000 m widać jeszcze resztki pomarańczowego światła. Dolina kempingu już zasnuta wilgotnym mrokiem.
Noc zapowiada się bardzo chłodna, przygotowuję się do tego. Wyciągam z kufrów ciepłe ubranie i zostawiam w zasięgu ręki, Okazuje się to strzałem w dziesiątkę, w nocy faktycznie temperatura spada mocno w dół.
Zasypiam jak kamień, zupełnie nieświadomy tego, co się dzieje na polanie. Jak przez mgłę zapamiętuję tylko pobrzękiwanie alpejskich dzwonków krów schodzących z pastwiska.



Pozdrawiam

Tomek
darek1
zbanowany
Posty: 9346
Dołączył(a): 27.06.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) darek1 » 19.11.2011 09:20

Zdjęcia są rewelacyjne. Można tylko pozazdrościć.
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18688
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 19.11.2011 20:32

Widoczki tam rzeczywiście fajne i drogi , po których jazda - to sama przyjemność ( nie tylko motorem , samochodem , nawet pozbawionym cech historycznych - również 8) )

:D

Obrazek

Obrazek

Prawdą jest jednak to , że z motocykla Świat inaczej wygląda . . . 8)
. . . że o rowerze nie wspomnę . . .

Obrazek

Obrazek

Jeżeli kiedyś wybiorę się tam dwukołowym pojazdem , zamontuję do niego kamerę , a materiał jaki wtedy powstanie nazwę " Śladami Transalpa Tomka "


Pozdrawiam
Piotr
Crayfish
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1744
Dołączył(a): 11.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Crayfish » 19.11.2011 21:04

Świat jest piękny.
Muszę na spokojnie jednak całość przetrawić po kolei.
Wspaniałe miejsca odwiedzasz.
Transalp
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 269
Dołączył(a): 22.07.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Transalp » 21.11.2011 13:10

darek1 napisał(a):Zdjęcia są rewelacyjne. Można tylko pozazdrościć.



Crayfish napisał(a):Świat jest piękny.
Muszę na spokojnie jednak całość przetrawić po kolei.
Wspaniałe miejsca odwiedzasz.


Tak jak mówisz Crayfish, świat jest piękny, i widać to na zdjęciach. Aparat tylko zapisuje to, co widać w rzeczywistości. Ale cieszę się, że jesteśmy tego samego zdania.

piotrf napisał(a):Prawdą jest jednak to , że z motocykla Świat inaczej wygląda . . .

Jeżeli kiedyś wybiorę się tam dwukołowym pojazdem , zamontuję do niego kamerę , a materiał jaki wtedy powstanie nazwę " Śladami Transalpa Tomka "



Piotrf, czy premiera odbędzie się na forum Chorwacja Online?

Pozdrawiam

Tomek
viltob08
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1330
Dołączył(a): 09.05.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) viltob08 » 22.11.2011 10:20

pięknie...czekam na jeszcze i jeszcze
Transalp
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 269
Dołączył(a): 22.07.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Transalp » 27.11.2011 15:38

viltob08 napisał(a):pięknie...czekam na jeszcze i jeszcze


Niestety nieuchronnie zbliżamy się do końca trasy.
Ale jeszcze kilka kilometrów jest do przejechania.


Pozdrawiam

Tomek
Transalp
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 269
Dołączył(a): 22.07.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Transalp » 28.11.2011 10:57

Pomimo ciepłego śpiwora, w nocy budzę się skostniały z zimna. Zakładam polar na siebie i dodatkowo kominiarkę, zaraz też zamykam się szczelnie po same uszy w śpiworze i ponownie zasypiam.
Budzę się po raz drugi.
Otwieram półprzytomne oczy.
Co tak ciemno? zastanawiam się przez moment.
Czyżby jeszcze noc?
Która godzina?
Chwilę później uprzytomniam sobie, że ciemność spowodowana jest kominiarką na twarzy.
Śmieję się sam z siebie, Ściągam ją z głowy, patrzę na zegarek 6.15.
No tak, mój biologiczny zegar nastawiony na turystyczny rytm wybija gong na poranne budzenie.
Zdejmując kominiarkę czuję już, że temperatura nie zachęca do wychodzenia ze śpiwora.
W śpiworze czułem się doskonale, ale chwila poza, powoduje, że zaczynam się trząść z zimna. Podczas kiedy idę do łazienki odświeżyć się po nocy, zimno przenika coraz głębie i staje się wyraźnie dokuczliwe. Ciepłej wody brak, tak więc z ulgą myję ząbki w zimnej wodzie.
Jak przyjemnie, już myślałem, że się niestety rozgrzeję, a tu taki miły chłodek bije od orzeźwiającej, przyjemnie chłodnej wody.
Przy recepcji widzę wiszący na ścianie termometr. Z ciekawości idę zweryfikować swoje odczucia.
Czy już jestem tak wypoczęty, że jest mi wszystko jedno, czy też jest tak faktycznie przyjemnie.
Termometr wskazuje niecałe 5st.
W zasadzie nie jest najgorzej. Jeszcze parę stopni i mógłbym utoczyć trochę lodu z motocykla.
Gdybym miał lód W takich okolicznościach przyrody na pewno mrożona herbata smakowała by znakomicie.
Niestety brakło tych 5-6 stopni aby uzyskać dostęp do lodu.
Wbrew sobie, pierwsze co robię, wstawiam wodę na herbatę, w zimnej wodzie herbata się niestety nie zaparzy. Ale za to szybko się schłodzi i będę mógł raczyć się namiastką IceTea pod masywem Mont Blanc.

Namiot, zarówno tropik jak i sypialnia całe zroszone. O ile z tropikiem nie będzie problemu, nie nasiąka wodą, z sypialnią tak nie będzie.
Nie ma innego wyjścia złożę ją wilgotną. Nie mam czasu na to, aby czekać, aż wyschnie. Tym czasem czekam, aż herbata się dostatecznie schłodzi, po to, aby zbyt ciepły płyn nie zaburzył ogólnej ciepłoty mojego organizmu. Jeszcze się przeziębię, złapie zapalenie gardła i co będzie? Nie, nie wolę nie ryzykować!

Kemping jeszcze śpi.
Zjadam śniadanie i zaczynam się pakować. Ubranie i reszta ekwipunku nałapało przez noc dostatecznie dużo wilgoci, abym mógł czuć ją na całym ciele. Przyjemna, orzeźwiająca wilgoć, jakie to wspaniałe uczucie. Nie mówiąc o niebywałym komforcie chodzenia w takim ubraniu.
Składam śpiwór, namiot i resztę gratów. Przyjemnie skostniałe ręce mam mokre do łokci. W zasadzie ma to dobre strony. Dłonie pracują jak kleszcze, nie wrażliwe na wodę. Materiał z jakich są wykonane nie rdzewieje, więc nie mam obaw o dalszy ich los.
Ciekawe jak zareaguje równie mokry motocykl. Czy nie pogniewa się na takie traktowanie i odpali bez problemu.
Spakowany, na próbę uruchamiam silnik. Okazuje się za chwilę, że Transalp jest przygotowany na takie okoliczności, odpala od pierwszego ruchu rozrusznika.
Powolutku słońce dociera na polanę kempingu. Najpierw oświetlając szczyty wokół kempingu, schodzi krok po kroku na dół, aż do samej płaszczyzny plany.
Jest dobrze.

Obrazek

Natychmiast robi się przyjemniej i przede wszystkim rośnie temperatura.
Pakuję wszystko na motocykl, dzień zapowiada się wspaniale.

Obrazek

Im słońce wyżej, tym samopoczucie lepsze.

Obrazek

Cieszę się, czekającą mnie drogą i nowymi wrażeniami.

Obrazek

Postanawiam nie jechać bezpośrednio w dół w stronę Courmayeur, ale jeszcze podjechać w górę, w serce kotliny, w której znajduje się kemping.
Za moment okaże się to kolejną trafną decyzją.
Wyjeżdżam z kempingu.
Obok recepcji, ciekawie przygląda mi się rodzina z pobliskiego kampera. Pozdrawiamy się wzajemnie machnięciem ręki. Takie małe gesty, ale bardzo sympatyczne i miło nastrajają człowieka na drogę.

Obrazek

Przyroda w porannej odsłonie wygląda nieprawdopodobnie pięknie.

Obrazek

Parkuję motocykl na poboczu drogi, robię kilka zdjęć i nie mogąc wyjść z zachwytu

Obrazek

-

Obrazek


rozpoczynam zjazd w stronę miasta, znaną już z poprzedniego dnia drogą.

Obrazek

-

Obrazek

Droga wąska, mijam kilka samochodów z miejscowymi rejestracjami. Na kolejnym z zakrętów, kątem oka, dostrzegam żółte błyski odbijające się drzew. Za chwilę widzę pomoc drogową i policję stojącą na środku drogi.
Na szczęście nie jadę szybko, muszę jednak mocno docisnąć hamulce. Prędkość wytracam bez problemu, mimo lekko wilgotnej, porannej nawierzchni. Na poboczu, przyklejony do skały, stoi mocno potrzaskany Peugeot.
Człowiek w odblaskowej kamizelce spojrzeniem pokazuje mi, że mogę jechać.
Omijam drogowy problem i jadę dalej.
Dzisiaj w planach przełęcz św. Bernarda, Furkapass, a potem już pomału odwrót w stronę domu.

Obrazek

Mijam Courmayeur i kieruję się na Martigny.

Obrazek

-

Obrazek

-

Obrazek

Duża przełęcz św. Bernarda zjawiskowa.

Obrazek

Przede wszystkim wokół miejsc widokowych - fantastyczna panorama na góry, a pomiędzy nimi przestrzeń, która wizualizuje piękno Alp.

Obrazek

Dzisiejszy etap mam obliczony na około 400km, ale nie jest tak wymagający jak wczorajszy.

Obrazek

Niestety, kolejny raz dociera do mnie świadomość, że wędrówka pomału dobiega do końca. Chcę nacieszyć się jeszcze każdą możliwą chwilą, którą uda mi się spędzić w górach.

Obrazek

Pozwalam sobie więc na mały spacer po przełęczy.

Obrazek

Piękno tej krainy nie pozwoli mi zapomnieć tego, co widzę.

Obrazek

Spaceruję po skałach otaczających platformę parkingu, aż po miejsce, gdzie stoi kolumna ze św. Bernardem. Co chwila mijam turystów wchodzących i schodzących ze szlaków. Trochę im zazdroszczę tego, że mogą podziwiać te przestrzenie.

Obrazek

Sam uwielbiam góry i bez najmniejszego wahania, jeżeli miałbym trochę czasu i odpowiedni sprzęt, ruszyłbym na szlak.
Na razie muszę obyć się bez pieszych wędrówek.

Obrazek

Obiecuję sobie, że następny wyjazd w Alpy będzie okraszony kilkoma szlakami na własnych nogach.
A może nie jechać w Alpy, tylko w - to jest pomysł!
Zdaje mi się, że właśnie wpadłem na pomysł na wyprawę w przyszłym sezonie.
Tak, to nie będą Alpy.
Już zaczynam snuć wizje. Oj będzie się działo.
No tak, jeszcze nie skończyłeś jednego, a już planujesz, co będziesz robił za rok czy to nie jest przesada?

Obrazek

Dojedź najpierw do domu w całości stary wariacie myślę sobie. Masz jeszcze grubo ponad tysiąc kilometrów przed sobą, a jesteś zdany tylko na siebie.

Przecież trzeba mieć marzenia czyż nie?
Tego nikomu nie wolno zabraniać, usprawiedliwiam się sam przed sobą.

Patrzę na piękne Alpy i z jednej strony zaaferowany jestem pomysłem, który właśnie mi przyszedł do głowy, a z drugiej studzę emocje.
Ale tak to już jest.
Świadomość tego, co w przyszłości, pozwoli mi łatwiej pogodzić się ze świadomością, że za chwilę, będę musiał się rozstać się, przynajmniej na rok, z tym wszystkim, czego mogę doświadczać, dotykać i podziwiać w tej chwili.
Postanawiam zachować na razie mój nowy pomysł na później. Obiecuję sobie jednak wrócić do niego w najbliższej możliwej przyszłości.

Obrazek

Odjeżdżam z przełęczy św. Bernarda w kierunku Furkapass.

Obrazek

To już ostatnia z zaplanowanych przełęczy. Byłem już na niej, ale z przyjemnością zobaczę ją ponownie.

Obrazek

Droga na tą przełącz, należy do jednej z najlepszych. Jednocześnie najbardziej zatłoczonych. Bardzo dużo motocykli, osobówek, kamperów i co najgorsze autokarów. Ruch drogowy nie zachęca do spokojnego podziwiania okolicy.

Obrazek

Oczy na około głowy i przede wszystkim koncentracja.
Pogoda zaczyna się zmieniać. Nadciągające chmury niosą lekką mżawkę. Za chwilę przejaśnia się. Taka mieszanka nie budzi mojego zaufania. Zatrzymuje się złapać chwilę oddechu pod nieczynnym Hotelem Belvedere. Jeszcze chwila z Alpami w takim wydaniu i w dół. To już naprawdę ostatnia przełęcz podczas tegorocznej wędrówki.
Ale jest plan na przyszłość, więc nie cierpię zbyt mocno. Na razie mówię Alpy, do widzenia.
Wsiadam na motocykl i na dół.
Chcę jeszcze minąć Chur i zanocować na północ od tego miasta.
Po zjeździe z Furkapass łapie mnie jednak deszcz. Początkowo delikatny, przeradza się w sporą ulewę.
Postanawiam przeczekać ulewę na jednej ze stacji benzynowych..
Ulewa z wolna ustaje. Jednak droga po deszczu jest bardzo śliska. Widać to, zresztą po nadzwyczaj spokojnej jeździe pozostałych uczestników ruchu. Niestety przerwy kosztują mnie około półtorej godziny.
Spokojnie, zgodnie z rytmem pojazdów na drodze jadę dalej.
Mógłbym przejechać jeszcze pewnie dalej, ale chcę wypocząć. Wolę pozostawić sobie zapas energii na jutro. Obawiam się również spotkanej dzisiaj ulewy. Bez problemu namierzam kemping, całkiem niedaleko od obranej drogi. Około 30km od granicy. Dzisiejszą jazdę kończę dosyć wcześnie.
Kemping bardzo sympatyczny. Rozbijam się obok miłej słoweńskiej rodziny.
Czuję się dziwnie dobrze, pomimo około czterystu kilometrowej podróży.
Mam około dwie godziny do zachodu słońca. Po ciepłym prysznicu i smacznej kolacji, siedzę przed namiotem, zajadam pyszną szwajcarską czekoladę i cieszę się tym wszystkim, co miałem okazję przeżyć przez kilka ostatnich dni.

Naprzeciwko namiotu rozpościerają się zielone, falujące wzgórza, łagodniejących kształtów Alp.

Pozdrawiam

Tomek
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 06.12.2011 01:21

Tomek, byłeś tam trochę przed nami, bo my byliśmy w lipcu. "Tylko" na czterech kołach. Od dawna się zbieram żeby zacząć snuć opowieść ale ciągle nie ma czasu ani weny.

Czytałem sobie powoli po kawałku, bo jakbym czytał za szybko to by mi za dużo umknęło.

Sporo mieliśmy wspólnych miejsc. Kawałek Prowansji, Lazury, Monaco, Grasse, Bonette.

Monaco wraz z Monte Carlo warto chociaż raz zobaczyć, tak jak mówisz.

W Grasse byliśmy w jedyny całkowicie deszczowy dzień. Miasto było zakorkowane do granic możliwości, nieustanna ściana deszczu, chodzenie pieszo mijało się z celem. Byliśmy w niektórych miejscach o których wspomniałeś ale z tego co piszesz nie dotarliśmy tam gdzie najbardziej warto czyli na stare miasto i do muzeum z salą wielozmysłową :) Moja lepsza połówka jest rozsądna i majątku nie wydała, zresztą skromny wakacyjny budżet by na to nie pozwolił.

Wracając pojechaliśmy przez Bonette. Niesamowita miejscówka. Żonka nie znosi górskich dróg ale przestała marudzić jak zobaczyła pierwszego świstaka przebiegającego nam drogę. Potem ich było jeszcze kilka. Dalszych przełęczy - Vars, Isoard, Iseran, św. Bernarda et al., jak również kanionu Verdon - mogę Ci tylko zazdrościć. Kobieta by mnie zabiła jakbym w ten sposób zaplanował trasę :lol: Parę lat temu sobie odbiłem jak miałem okazję jechać samemu od strony Włoch na Grossglocknera (w celu wejścia na pik) i z powrotem i zaliczyłem m.in. Splugę, Mortirolo, Gavię i Stelvio. Wiem, na czterech kołach to nie to samo...

Verdon był od zawsze jednym z moich marzeń wspinaczkowych. Nie dane mi było odwiedzić, dane za to było parę innych miejsc. Samo życie.

Jak napisałeś Isola to najpierw myślałem że jedziesz przez Lombardę, ale potem spojrzałem na mapę że to nie musi być Isola 2000 tylko "zwykła" Isola w drodze na Bonette - też tam jechaliśmy. Hotel *** to chyba od trzech gwiazdek które można tam zobaczyć jak się zarobi w łeb :lol:

Foty masz wspaniałe, ale foty fotami a opowieść opowieścią. Dla mnie Twoja opowieść się najbardziej liczy.

Dzięki za niesamowitą opowieść.

pzdr :)
Kamil
Transalp
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 269
Dołączył(a): 22.07.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Transalp » 08.12.2011 10:08

Cześć Kamil,

Wspólne klimaty i miejsca łączą.
Dobrze spotkać, choć tylko w wirtualnej przestrzeni, ludzi, którzy mają podobne pasje.
Jeżeli będziecie mieli okazję odbić w okolice, które udało mi się odwiedzić - nawet nie zastanawiajcie się.
Myślę, że również żona będzie zadowolona. To są miejsca, które nie mogą się nie podobać.

Dzięki wielkie za obszernego posta.

Pozdrawiam

Tomek
Transalp
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 269
Dołączył(a): 22.07.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Transalp » 08.12.2011 10:27

Wstaję tradycyjnie około 6.30. Na początek śniadanie i tradycyjne pakowanie.
Obrazek

W drogę. Plan jest taki, aby dojechać do granicy polskiej. Chyba, że nie pozwoli na to pogoda.
Pomimo dobrego samopoczucia wczoraj wieczorem, wiem, że sporo mam już za sobą kilometrów i nie chcę przesadzać z jazdą do końca wytrzymałości.

Jazda autostradami nie należy do moich ulubionych. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda.
Męczy mnie taka mechaniczna i bez płciowa jazda.

Jadę jednak do domu i to się liczy. Głowa pełna wrażeń, obrazów, zapachów.
W planach na dzisiaj właściwie jedna atrakcja - Jezioro Bodeńskie.
Wschodnia strona jest mi jeszcze nie znana, więc skoro jest okazja dlaczego nie. Co prawda zaledwie odbiję się o skrawek jeziora, ale mimo to będę miał przynajmniej obraz jak to wygląda.

Obrazek

Z przyjemnością oglądam wybrzeże. Pięknie utrzymana infrastruktura oraz fantastyczna promenada wzdłuż jeziora wzbudzają lekką zazdrość.
Zatrzymuję się na chwilę.
Spacer, jogging czy jazda na rowerze w takiej okolicy, to sama przyjemność.

Dalej to już tylko jazda. Jak napisałem wyżej - nuda.

Wieczorem, jestem na granicy. W zasadzie na upartego dojechałbym do domu, ale pogoda zaczyna się psuć. Pierwszy deszcz nie robi specjalnego wrażenia. Za moment jednak nadciągają chmury i natychmiast robi się ciemno. Zapowiada się na solidną ulewę.
Szybko znajduję kwaterę i zostaję na noc.




Dzień ostatni czyli w kraju.

Polska - przede mną trochę ponad 300 km. Do dyspozycji cały dzień, więc pozwalam sobie na mały rekonesans okolic Lądka Zdroju. Nieźle znam te rejony, nigdy jednak nie byłem na południe od Lądka.
Jeżeli ktoś czuje klimaty bieszczadzkie, ten będzie wiedział czym są Bielice. W Bielcach pracował jako kierowca Marek Hłasko. Doświadczenia z tej pracy były inspiracją do napisania powieści "Baza ludzi umarłych" oraz "Następny do raju".
Wioska na końcu świata, gdzie droga ma swój kres.

Obrazek

Bardzo malownicza i emanująca spokojem.
Obrazek

Dojeżdżam do końca drogi i zawracam.

Obrazek

Staję na chwilę przy starym kościele.

Obrazek

Na jednej ze ścian pamiątkowa tablica.
Następnie z nastawieniem na dobrą herbatę zajeżdżam do Chaty Cyborga.


Herbata nie powala, ale za to klimat i obsługa bardzo miła.

Obrazek

Wspaniałym dopełnieniem 5 tys. km drogi jest utwór M. Jackowskiego "Oprócz błękitnego nieba", który płynie z głośników, kiedy popijam ciepłą herbatę.

Obrazek

Robi się przyjemnie i lekko, emocje z kilkunastu dni intensywnego podróżowania pomału odtajają.

Obrazek

Początkowo planowałem jechać dalej przez granicę i ściąć cypel koło Lądka Zdroju, przypominam sobie jednak o drodze, na której wypadek miał M. Bublewicz. Koryguję więc plany i jadę pechową dla Mistrza drogą. Faktycznie za chwilę odnajduję pamiątkowy obelisk ku czci. Droga niestety w stanie tragicznym. Trasa, która mogłaby być perełką w pięknych okolicach Kłodzka, dosłownie odpycha swoim stanem. Chwilami zastanawiam się, czy nie pogubię kufrów. Nawet niezłe zawieszenie Transalpa momentami nie daje rady. Jeden wielki odcinek specjalny, ale dla terenówek ze wzmacnianym zawieszeniem.

Obrazek

Wreszcie koniec feralnej drogi - jak ulga. Przejeżdżam przez Lądek, który nie zachęca swoim urokiem do odpoczynku. Obdrapane domy i dziurawe drogi powodują, że bez żalu jadę dalej. Teraz już tylko kierunek dom.

Obrazek

Po drodze jeszcze chwila oddechu.

Spokojnie dojeżdżam do Częstochowy.


Podsumowując, wyjazd na pewno udany.
Dostałem dużo więcej niż planowałem czy chciałem. Pomimo sporych dziennych przelotów, byłem w stanie naprawdę dużo zobaczyć.
Nie starczyło czasu na muzea, których sporo mijałem po drodze. Tego niestety żałuję. Muzea pochłaniają mnóstwo czasu. Może kiedyś w przyszłości, kiedy będę miał go więcej. Coś za coś, albo droga albo stacjonarnie.
Na razie dużo radości sprawia mi taki sposób uprawiania turystyki i mam nadzieję, że jeszcze długo ten stan będzie się utrzymywał.
Co, do realizacji planu, wszystko poszło zgodnie z.
Nie było potrzeby korygowania czasu czy też drogi, którą miałem zaplanowaną.
Trochę czasu mogłem zaoszczędzić, jeżeli zdecydowałbym się nocować w pensjonatach czy hotelach. W takim jednak przypadku, koszty znacznie by wzrosły. Poza tym, lubię spać pod namiotem, to po pierwsze, a po drugie, namiot pozwala na dużą niezależność przy wyborze noclegu. Zawsze mogę rozbić się, tam gdzie akurat mam możliwości lub gdzie mi się podoba. Szczególnie doceniłem to w Alpach Julijskich podczas pierwszej nocy w podróży. W innym przypadku, mogę przecież zawsze szukać noclegu pod dachem.

Motocykl sprawował się absolutnie beż zarzutu. Fantastyczny sprzęt. Dobrze mieć świadomość jego zalet w tego typu podróży.
Zmieściłem się również w zaplanowanym budżecie. Co również należy zaliczyć do pozytywów podróży.
Patrząc z perspektywy szczęśliwie zakończonej wyprawy, oczywiście można było wiele rzeczy zrobić lepiej, lub inaczej. To jednak okazuje się po fakcie, nie ma więc czego żałować.
Najważniejsze, że objechałem to, co chciałem bez uszczerbku na zdrowiu i sprzęcie.
Prawie 3 tys. kilometrów jechałem sam, zdany tylko na swoje umiejętności, co jest również bardzo cennym doświadczeniem.

Jeżeli mógłbym wyróżnić coś specjalnego i godnego polecenia - polecam każdy przejechany kilometr, każdą ulicę i miejsce, które odwiedziłem.

Cały ten czas i wszystkie przejechane kilometry pozostaną długo, długo w pamięci.
I to byłoby chyba na tyle.
(Już nie mogę doczekać się nowego sezonu i nowej wyprawy. )

Gdzie?
Plan już jest, a nawet dwa.

Pierwszy, który urodził się kiedyś tam dawno temu, a drugi, który wpadł mi do głowy na przełęczy św. Bernarda.

Który z nich wypali? - zobaczymy.

PS.
Jechałem patrząc przed siebie, w lusterka, w górę, w prawo i lewo, ciesząc się drogą, ciesząc się każdym przejechanym kilometrem, każdą chwilą i tym wszystkim, co widziałem.
Płynące od krajobrazów impulsy barw wtłaczane we wszystkich sekundach pod kask, smaki i zapachy, obrazy, dźwięki, czucie wiatru na twarzy, mruczenie, czasami i wycie silnika, to wszystko, pod ogromnym ciśnieniem napełniło szare komórki ładunkiem mocniejszym i dalej sięgającym, niż mogłem się spodziewać.

Nie prawdą jest, że podróże kształcą one zmieniają perspektywę, nie pozwalają wracać.

Impresje, które pozostają z jednej strony sprawiają radość tym, co było, a z drugiej wywołują smutek za tym, co być może będzie.

Koniec końców, pragnienie i tęsknota za kolejną podróżą rośnie z każdym kilometrem i pozostaje z człowiekiem już na zawsze.


Na koniec chciałbym podziękować wszystkim z Was, którzy towarzyszyli mi podczas tej wędrówki.


Zdaję sobie sprawę, że moje opisy nie oddają nawet w części uroku miejsc, które udało mi się odwiedzić. Dlatego też starałem się w możliwie obiektywny sposób pokazywać to wszystko na zdjęciach. Na ile udało mi się to zrobić - oceńcie sami. Wszelkie uwagi będą dla mnie wskazówkami na przyszłość.

Mam jednocześnie nadzieję, że zdrowie i czasy pozwolą mi jeszcze kiedyś się wybrać na podobną wyprawę.
Z doświadczenia wiem, że jazda w większej grupie przyjaciół na pewno jest przyjemniejsza.
Pomimo, iż trudniejsza i wymagająca jeszcze większego zaangażowania.

Ale i tak tego, życzę Wam i sobie.


Pozdrawiam

Tomek
mahadarbi
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2247
Dołączył(a): 31.07.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) mahadarbi » 08.12.2011 10:35

Fajnie się z Tobą jechało :papa:

Pozdrawiam,
Anka
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59436
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 08.12.2011 10:50

Transalp napisał(a):Sam uwielbiam góry i bez najmniejszego wahania, jeżeli miałbym trochę czasu i odpowiedni sprzęt, ruszyłbym na szlak.

Obiecuję sobie, że następny wyjazd w Alpy będzie okraszony kilkoma szlakami na własnych nogach.

No ba! 8)

Dzięki za wspaniałą trasę. Sporo miejsc znanych (niektóre już zamieściłem na forum), kilka jeszcze do zobaczenia - wszystkie piękne! :)

Pozdrawiam,
Wojtek
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe



cron
Toskania, Cinque Terre, Lazury i Alpy Francuskie na motocykl - strona ...
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone