napisał(a) mama_Kapiszonka » 14.06.2006 13:27
KONAKLI i hotel SunRise
Po powrocie z wycieczki zostaliśmy zakwaterowani hotelu Sun Rise w Konali (mała miejscowość obok Alany). Podobno tylko oni zgodzili się na warunki all inclusive dla naszej sławnej piatki (jak było naprawdę - tylko Ibrahim wie). Ale nie było tego złego, co by na dobre nie wyszło. Hotel duży, zamiast pokoi - całe apartamenty (sypialnia, salon z wyjściem na duży balkon, kuchnia i łazienka). Standard naszych ** hoteli. Ważne, ze była czysta pościel, ręczniki i robaczki nie biegały po ścianach i podłogach. Obok hotelu mały basen, restauracja na wolnym powietrzu. Szef miał manierę i stoły były ustawiane w różnych konfiguracjach na każdy posiłek. Na śniadanie bardziej pod chmurką, na obiad w zadaszonym miejscu, na kolację przykrywane co dzień świeżymi i czystymi obrusami (hurra! Jak miło) oraz z ustawionymi lampkami oliwnymi.
Następnego dnia po przyjeździe obudziły nas nocne hałasy. Ale nie kwapiliśmy się do sprawdzania co się dzieje. Rano zaskoczyła nas kolejka Rosjan stojących po śniadanie. I już w ogóle stało się tak jakość tłoczno, bo pełno ich było wszędzie. Skrupulatnie korzystali z oferty all inclusive zabierając po 3-4 porcje budyniu, ciast, lodów...Ale jakoś Rosjanki nie miały zamiaru spalać tłuszczyku na porannej gimnastyce prowadzonej przez animatorki. Za to faceci rozgrywali mecze w basenie i fajna ekipa się zgrała. Plus popołudniowe mecze w siatkę na plaży: boisko było przez pół godziny zlewane wodą, aby na piasku można było stanąć bosa nogą i nie zadusić się wzburzonym kurzem.
Woda w morzu nie była już tak czysta jak w Kemer. Sporo czarnych placków ropy czy smaru, który potrafił zniszczyć mi niejeden poranny spacer i zbieranie muszelek.
Dla mnie fatalne jest położenie chyba większości hoteli o standardzie 3-4 gwiazdek. Aby dostać się na plażę trzeba tunelem przejść pod dwupasmową drogą szybkiego ruchu. Ani to miłe, ani przyjemne dla ucha ; bo droga rzeczywiście jest mocno uczęszczana. Na wyższych piętrach hałas nie jest dokuczliwy, ale siedząc w restauracji czy ogrodzie- można mieć dość.
Widok z balkonu na hotelową plażę, molo i camelkę wędrującą co rano do pracy:
Ale dość o hotelu: czas na atrakcje!!!
Czekając na wycieczkę do Kapadocji odważyliśmy się wynająć samochód oraz pojechać na rafting. Okazało się, że jedno z biur prowadzi Polska, która wyszła za mąż za Turka, więc wynegocjowaliśmy dobre ceny i Ne było żadnych problemów z komunikacją.
RAFTING
Po śniadanku przyjechał po nas busik i wyjechaliśmy w kierunku Gór Taurus. Tam w kanionie Koprulu miała się odbyć wyprawa. Wiedzieliśmy, że musimy mieć buty i ubranie na wykorzystanie w pontonie. Dostaliśmy kapoki i sznureczki do przywiązania okularów (no…dla mnie bardzo przydatne). Szkoda, że nie mogliśmy zabrać aparatów, ale na trasie jest sporo punktów, w których robią zdjęcia, które można spokojnie kupić (zgadnijcie jaka cena?) po zakończeniu wycieczki. Rozmowy z kapitanami łódek i pilotami wyprawy odbywają się w języku rosyjskim. W naszej ekipie busowej była para przystojnych, bardzo zaprzyjaźnionych Węgrów, którzy na pytanie „Kurica Ili ryba?” bardzo szeroko otworzyli usta ze zdziwienia! Trzeba im było wytłumaczyć, ze muszą wybrać na obiad pomiędzy kurczakiem a pstrągiem.
W każdym pontonie siedzi 8 osób (licząc kapitana). Nam dostała się parka Słoweńców. Cisi i chyba ciut wystraszeni morskimi bitwami jakie toczyliśmy z innymi załogami na pontonach. Kapitan szybko został nauczony podstawowych komend w języku polskim. Jednym słowem: super zabawa.
W połowie wyprawy na jednej z plaż nad potokiem każda ekipa ląduje na odpoczynek i zabawę (prawie jak w harcerstwie). Potem drugi przystanek na obiad – pstrąg był rewelacyjny!!! Krótki postój na skoki do wody ze skał. To była frajda. Prażące słonko, wartki nurt zimnej górskiej rzeki i kapok o 4 rozmiary za duży
Pozostało nam kupienie zdjęć i powrót do hotelu. Tak jakoś wszyscy spaliśmy zmęczeni raftingową przygodą ...
Ostatnio edytowano 28.02.2007 13:23 przez
mama_Kapiszonka, łącznie edytowano 1 raz