Maleńki więc prolożek i żegnajcie wakacje na Mykonos!
Golden Star odpłynął precyzyjnie, zgodnie z planem. Podróż jest spokojna i komfortowa. Pięć godzin nie męczy, jedyne nerwowe ruchy na olbrzymim promie wywołane są nie sztormem a breaking newsami z Parlamentu Europejskiego, związanymi z decyzją o przyznaniu miliardów zadłużonej Grecji. Dziś już wiemy, że przyznano im sporo, wtedy jednak decyzje ważyły się a zdania były mocno podzielone. Wielkie plazmy umieszczone na ścianach, skupiały co pół godziny Greków w różnym wieku, żywo zainteresowanych toczącą się debatą. To jedyne atrakcje pięciogodzinnego rejsu.
Golden Star wygląda jak kilkukondygnacyjny pływający dance floor. Strefa economy jest największa i najbardziej przestronna.
Płyniemy dokładnie tym samym promem, jakim przypłynęliśmy 13 dni temu z Rafiny, więc wystrój ten sam. Nadia w drodze na Mykonos mocno zaprzyjaźniła się z Kristiną, Albanką płynącą na Mykonos. Miała pracować w Super Paradise jako barmanka. Nie spotkaliśmy jej, bo i też SP omijaliśmy wielkim łukiem.
Strefa luxury znajduje się piętro wyżej. Tu już nastrój zgoła inny, chilloutowo i zbyt wytwornie, by przejmować się upadającą gospodarką.
Punkt 21.00 wpływamy do portu w Rafinie
/tu port za dnia/
To ostatni dziś kurs Superferry II. Następny, znów na Mykonos jutro rano. Zrzucanie kotwic, cumowanie. Ciekawe, czy ja w ogóle go poznam... Przecież wtedy na plaży, widziałam go po raz pierwszy i ostatni. - Ciekaw jestem, czy go w ogóle poznasz? - czyta w moich myślach S. - Będzie cyrk, jak go nie będzie! - dodaje mi, jak zwykle, otuchy
Tłum prześciga się na schodach, biegnie niczym rozpędzone stado, jakby było istotne, kto pierwszy postawi nogę na lądzie
Wchłania nas, pędzimy razem z innymi, nie da się zejść spokojnie. Boże, a jak Paweł nie czeka?!
Ludzie się szukają, nawołują, dzwonią, sms-ują. Ktoś trzyma transparent z imieniem i nazwiskiem, krzyki się mieszają, nie słychać własnych myśli. Tiry zjażdżają z platformy promowej, uwaga!, na bok, dziecko jakieś płacze, matka woła, ojciec krzyczy... Gdzie ten Paweł
Stoimy jak sieroty, zupełnie z boku. Niech ten tłum się wreszcie rozproszy, niech się poodnajdują, rozejdą. Głowa mało mi się nie urwie, jak on, u licha, wyglądał?! Wyciągam telefon, już mam wybierać numer, kiedy wreszcie go spostrzegam. - Paweł! Jest!!!